Po ponad dwóch tygodniach od momentu głosowania Rada Konstytucyjna Kamerunu ogłosiła, że wybory prezydenckie wygrał pełniący tę funkcję od 36 lat, 85-letni Paul Biya Paul Biya. Dzięki temu będzie mógł rządzić jeszcze przez siedmioletnią kadencję. Według oficjalnych danych, jego zwycięstwo było miażdżące. Uzyskał bowiem 71,28 proc. głosów.
Pozostali kandydaci nie liczyli się w prezydenckim wyścigu. Ubiegający się o prezydenturę kandydat trzech partii opozycyjnych Prof. Maurice Kamto reprezentujący Ruch Odrodzenia Kamerunu otrzymał 14,23 proc. głosów, startujący jako niezależny prawnik i były dziennikarz Cabral Libii – 6,28 proc., przedstawiciel czołowej partii opozycyjnej Front Socjaldemokratyczny Joshua Osih – 3,35%, co jest najgorszym wynikiem tej partii w dotychczasowych wyborach prezydenckich. Kamto ogłosił się zwycięzcą zanim jeszcze zakończyło się liczenie głosów, mówiąc: „Osiągnęliśmy nasz cel, otrzymałem wyraźny mandat od kameruńskiego narodu”.
Wyniki wyborów, jak również sam fakt ich przeprowadzenia były kwestionowane przez polityków składających do Rady Konstytucyjnej petycje domagające się anulowania wyborów. Przywódca Kameruńskiej Partii Sprawiedliwości Społecznej Bertin Kisob złożył aż 14 takich wniosków. Argumentowano, iż podczas wyborów doszło do licznych fałszerstw a także nie mogły one być należycie przeprowadzone w zachodnich regionach kraju. Wysoka absencja wyborcza na tych terenach miała wpływ na to, że frekwencja w skali kraju wyniosła zaledwie 53 proc.
Mieszkańcy tych terenów byli pozbawieni możliwości głosowania z powodu trwającej tam faktycznie wojny domowej. Zachodni region kraju zamieszkały jest przez anglojęzyczną mniejszość w kraju, gdzie większość ludności posługuje się językiem francuskim. Kamerun będący do pierwszej wojny światowej kolonią niemiecką został jako terytorium mandatowe Ligi Narodów podzielony pomiędzy Wielką Brytanię i Francję. Po uzyskaniu niepodległości przeprowadzono plebiscyt w wyniku którego mieszkańcy 1/3 terenów należących do Wielkiej Brytanii opowiedzieli się za pozostaniem w Republice Kamerunu, podczas gdy pozostała ludność zadecydowała o przyłączeniu się do Nigerii. Zgodnie z przyjętą wówczas konstytucją, Kamerun miał być państwem federalnym z dwoma językami urzędowymi oraz dwoma odrębnymi systemami prawnymi i edukacyjnymi. W praktyce jednak ludność anglojęzyczna czuła się dyskryminowana. Nasiliły się tendencje separatystyczne. Powstały ugrupowania zbrojne toczące walki o oddzielenie się od Kamerunu i utworzenie własnego państwa. W wyniku tych walk wielu mieszkańców miast było zmuszonych do opuszczenia swych domów i ukrycia się w lasach. Ponadto separatyści wywierali na mieszkańców presję połączoną z groźbami wymuszając na nich rezygnację z udziału w wyborach, które uważali za nielegalne. W efekcie w stolicy regionu mieście Buea czynnych było zaledwie 1/3 lokali wyborczych. Ponadto do niektórych punktów wyborczych nie zgłaszała się ani jedna osoba. W rezultacie jedynie 5 proc. uprawnionych do głosowania w regionach objętych rebelią wzięło udział w wyborach. Nie zostali tam dopuszczeni zagraniczni obserwatorzy Unii Afrykańskiej.