23 listopada 2024
trybunna-logo

Zawirusowania unijne

Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie największych unijnych problemów. Zwalczania pandemii koronawirusa i nieszczególnie demokratycznych działań rządów w Warszawie i Budapeszcie.

Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie największych unijnych problemów. Zwalczania pandemii koronawirusa i nieszczególnie demokratycznych działań rządów w Warszawie i Budapeszcie.
W rezolucji europosłowie wzywają w Komisję Europejską do zaproponowania ogromnego pakietu naprawczego i inwestycyjnego dla wsparcia gospodarki europejskiej po kryzysie. Pakiet ten miałby być zupełnie nową jakością i stanowić część nowego budżetu UE.
Według uchwalonego dokumentu, niezbędne inwestycje byłyby finansowane ze zwiększonego budżetu UE, istniejących funduszy UE i instrumentów finansowych oraz obligacji naprawczych gwarantowanych z budżetu UE. Pakiet ten nie powinien obejmować istniejącego zadłużenia i powinien być ukierunkowany na przyszłe inwestycje.
Punkt 36 rezolucji odnosi się między innymi do wyborów prezydenckich w Polsce. Parlament Europejski mówi w nim o „całkowicie niezgodnych z wartościami europejskimi” krokach polskiego rządu, zmierzających do „przeprowadzenia wyborów prezydenckich w czasie pandemii”.
To „może zagrozić życiu obywateli polskich i podważyć koncepcję wolnych, równych, bezpośrednich i tajnych wyborów, o których mowa w Konstytucji RP” – brzmi rezolucja i dodaje, że szykowana w Polsce „zmiana Kodeksu wyborczego jest niezgodna z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego i przepisami prawa”.
Oberwało się w rezolucji i Węgrom. Europosłowie uznali, że w Budapeszcie „przedłużają na czas nieokreślony stan zagrożenia, by umożliwić rządowi rządzenie za pomocą dekretów”. Przypomniano przy tej okazji, że „należy nadal stosować Kartę praw podstawowych Unii Europejskiej i zapewniać poszanowanie praworządności”, a „w kontekście środków nadzwyczajnych władze muszą dopilnować, by wszyscy korzystali z tych samych praw i z takiej samej ochrony”. Rezolucja stanowi również, że „wszystkie środki przyjmowane na szczeblu krajowym lub europejskim muszą być zgodne z zasadą praworządności, ściśle proporcjonalne do wymogów sytuacji, wyraźnie powiązane z trwającym kryzysem zdrowotnym, ograniczone w czasie i poddawane regularnej kontroli”.
W innym punkcie dokumentu europarlament wezwał Komisję Europejską, by szybko przeprowadziła ocenę, czy wprowadzane w Polsce i na Węgrzech epidemijne, środki nadzwyczajne są zgodne z traktatami.
Parlament zwraca się również do KE, aby „użyła wszystkich możliwych narzędzi i sankcji, w tym budżetowych, by odpowiedzieć na poważne i ciągłe naruszenia” i podkreślić „potrzebę stosowania mechanizmów UE w zakresie demokracji, praworządności i podstawowych praw”. Zaapelowano też do Rady Unii Europejskiej żeby powróciła do dyskusji i procedur związanych z toczącymi się wobec Polski i Węgier postępowaniami na podstawie artykułu 7.
Rezolucja ma też punkt 48, w którym napisano, że PE „wzywa państwa członkowskie do zapewnienia wszystkim kobietom i dziewczętom możliwości korzystania z praw reprodukcyjnych i seksualnych oraz bezpiecznego i szybkiego dostępu do związanych z nimi usług zdrowotnych w czasie pandemii COVID-19, zwłaszcza dostępu do środków antykoncepcyjnych, w tym antykoncepcji awaryjnej, oraz opieki aborcyjnej; zdecydowanie sprzeciwia się wszelkim próbom ograniczania praw w zakresie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz praw osób LGBTI, i w tym kontekście potępia próby dalszej kryminalizacji opieki aborcyjnej, stygmatyzacji osób zakażonych HIV i ograniczania dostępu młodzieży do edukacji seksualnej w Polsce, jak również ataki na prawa osób transpłciowych i interseksualnych na Węgrzech”.
Stanowiska europosłów PiS można się było spodziewać. Ale tym razem zadziałali jeszcze nim doszło do głosowania. Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Tomasz Poręba przed ogłoszeniem wyników głosowania, zamieścił w mediach społecznościowych stanowisko delegacji PiS w Parlamencie Europejskim wobec rezolucji.
„Z przykrością stwierdzamy, że nie jest to rezolucja tylko o walce z pandemią i jej skutkami, ale dokument, który wyraża stałe obsesje Parlamentu Europejskiego i większości, która rządzi Unią Europejską. Umieszczenie zagadnienia wyborów korespondencyjnych w rezolucji jest kolejnym przejawem stygmatyzacji Polski ze strony UE. Jeszcze bardziej absurdalne i pozbawione wyczucia jest przyjęcie poprawki potępiającej Polskę za rzekome ograniczenia aborcji i edukacji seksualnej. Jest to nie tylko niezgodne z prawdą, ale także zupełnie bez związku z rezolucją i pokazuje ideologiczne zacietrzewienie większości Parlamentu, która nie odpuści żadnej okazji, aby podkreślić swoje stanowisko w tych sprawach, nawet za cenę podziałów, których powinniśmy w tych czasach unikać” tak przedstawiciele PiS w PE podeszli do tego, co mówi im większość europejskich demokracji.
Na podanie oficjalnych wyników głosowania nie czekał też minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Na Twitterze napisał, iż „UE zawiodła na całej linii. To mówią Włosi, to mówią Francuzi, to mówią Hiszpanie. UE można powiedzieć jako instytucja okazała się skrajnie zbiurokratyzowana i skompromitowana swoją nieudolnością oraz brakiem zrozumienia wyzwań, jakie stoją dzisiaj przed Europą i przed światem”. Jakby tego było mało konstytucyjny minister polskiego rządu, dołączył do tego grafikę ze swoim cytatem: „Zamiast zajmować się pandemią i wspieraniem polskiego rządu w działaniach ograniczających pandemię, Unia Europejska chce się zajmować dalej ściganiem rzekomych braków praworządności w Polsce. To jest kolejny dowód kompromitacji i braku wyczucia czasu i miejsca”.
Ciekawe, że poza Ziobrą do rezolucji PE nie odniósł się ani MSZ, ani premier, czy prezydent. To pokazywałoby, że władza chce zachować dyplomatyczny dystans, żeby mieć swobodę ruchów. Zwłaszcza, że kruszenie kopii i obrażanie Brukseli, w kontekście – nie będącej niczym więcej jak sugestią – rezolucji, nie miałoby sensu innego jak propagandowy i to skierowany na polski elektorat PiS.
Z rezolucją poharcowali sobie jednak szeregowi dziś politycy PiS.
„Rezolucja PE ws walki z wirusem to podwójny wstyd. To faul Europarlamentu, który zamiast profesjonalnego planu odbudowy gospodarki zaatakował ideologicznie Polskę. To wstyd też dla polskiej opozycji, która wystąpiła przeciwko własnej Ojczyźnie. Ideologia przesłania rozsądek” – tyle Witold Waszczykowski.
„Głosowania w Parlamencie Europejskim nie odbywają się tak szybko jak w Polsce. Procedowanie w polskim parlamencie to wyżyny demokracji, w stosunku do tego co ma miejsce w PE” – to z kolei złota myśl Karola Karskiego.
Powściągliwością nie popisały się jednak Węgry, gdzie 30 marca przyjęto ustawę, zgodnie z którą rząd może w czasie stanu zagrożenia „zawieszać stosowanie niektórych ustaw, odstępować od zapisów ustaw i podejmować inne nadzwyczajne kroki w celu zagwarantowania życia i zdrowia obywateli, bezpieczeństwa prawnego i stabilności gospodarki narodowej”.
– Parlament Europejski zamiast solidarności i zjednoczonego działania w czasie pandemii koronawirusa znów atakuje Węgry – oznajmiła po uchwaleniu rezolucji, minister sprawiedliwości Węgier Judit Varga.
Według pani minister, w Brukseli, nawet w czasie pandemii nie zrezygnowano ze stosowania podwójnych standardów wobec Węgier.
– Potępiają nas na podstawie takich nieprawdziwych twierdzeń, jakoby rząd osłabiał u nas nadzwyczajny nadzór parlamentu, bowiem Zgromadzenie Narodowe nadal obraduje zgodnie ze zwykłym porządkiem – broniła posunięć ekipy Orbana. A poza tym, według pani minister „to smutne, że w okresie pandemii niektóre siły polityczne mają czas na kontynuowanie oszczerstw wobec Węgier”.
– Jeśli ktoś nie potrafi pomóc, niech nam nie przeszkadza” – kończyła swoje pretensje do PE szefowa MSZ Węgier.
Dyplomatyczny spokój zachowuje dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce dr Marek Prawda. Mówiąc o planach Polski na przeprowadzenie głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich 10 maja, przywołał to co w Brukseli wiadomo.
– Była na ten temat wypowiedź komisarz Very Jourowej, była też rezolucja w Parlamencie Europejskim, więc niepokoje i wręcz brak wiary, że takie wybory mogłyby spełniać wszystkie warunki, które od nich są oczekiwane to jest oczywiste – mówił w Radiu ZET.
– Oczywiście nie będę się wypowiadał na temat konkretnych zmian w polskim kodeksie, czy formułował ocen. To wymaga analizy prawnej, ale Komisja Europejska jest i zawsze była wrażliwa na łamanie Konstytucji, zasad demokracji w państwach członkowskich i do tego należy też respektowanie warunków, które stawia się wyborom – dodał, a potem rozwinął myśl, pytany o możliwość zaskarżenia do TSUE przeprowadzenia wyborów w Polsce w czasie pandemii.
– Już dzisiaj mamy wiele sygnałów, wątpliwości i wręcz zapowiedzi takich protestów – stwierdził szef Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. Czym dowiódł, że dyplomacja już działa i polskie władze doskonale zdają sobie sprawę, że wynik wyborów prezydenckich w takich jak teraz, urągających demokracji warunkach, nie zostanie uznany.
Dyskrecjonalne, dyplomatyczne kanały informacji o tym stanowisku, są o tyle ważne, że gdyby ktoś z szefów Unii lub państw do niej należących wypowiedział to wprost, to PiS nie mógłby takiemu dyktatowi ulec i wybory musiałby przeprowadzić. Ponieważ naciski nie docierają do miłującego „wstawanie z kolan” elektoratu, to jest szansa, że presja demokratyczna i idące za nią setki miliardów euro, zmienią pisowską decyzję o wyborach 10 maja.

Poprzedni

Samolot z Chin w Warszawie

Następny

Lenin dziś, czyli kto?

Zostaw komentarz