„Czy chce pan/i, by Unia Europejska mogła zarządzać również bez zgody parlamentu obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?”. Takie pytanie zatwierdził parlament węgierski w referendum zapowiedzianym przez rząd w sprawie przyjmowania obowiązkowych kwot migrantów. Głosowanie odbędzie się we wrześniu lub w październiku.
Parlament przyjął też nowelizację ustawy o administracji socjalnej, zgodnie z którą świadczenia przysługujące osobom ubiegającym się o azyl i objętym ochroną międzynarodową zostaną stopniowo obcięte. Od 1 czerwca ustaje działanie umowy integracyjnej, w myśl której azylant lub osoba objęta ochroną międzynarodową zobowiązywała się spełnić konkretne warunki, w zamian za 2 lata prawa do wsparcia integracyjnego.
Referendum to odpowiedź na przedstawiony 4 maja plan Komisji Europejskiej, by „obciążenia presji migracyjnej rozłożyć bardziej sprawiedliwe między kraje UE”. Za rozpatrzenie wniosku o azyl ma nadal odpowiadać kraj, w którym uchodźca przekroczy granicę Unii, ale w razie znacznego napływu migrantów automatycznie uruchamiany będzie system rozmieszczania ich w innych państwach unijnych.
KE zostawiła krajom niechętnym, by udzielać azylu, możliwość wykupienia się kwotą 250 tys. euro za każdego uchodźcę, którego nie przyjmą. „Będzie to system bardziej skuteczny i bardziej sprawiedliwy” – wyjaśniał wiceprzewodniczący KE, Frans Timmermans. Polska miałaby zapłacić 6 mld PLN w razie nieprzyjęcia 7 tys. migrantów, które zobowiązał się przyjąć rząd Ewy Kopacz.
Po słowach Timmermansa w dyplomację nie bawił się europoseł PiS, Marek Jurek. „Solidarność nie polega na zrzucaniu na innych odpowiedzialności za własną nieodpowiedzialność polityczną”, stwierdził. „Ogromna jej część spada na KE, na autorów tych nieodpowiedzialnych wezwań, na czele z przewodniczącym Jean-Claude’em Junckerem, który zapowiadał otwarcie dróg, legalizację nielegalnej imigracji” – powiedział Jurek i dodał, że „powinni oni odejść”.