20 listopada 2024
trybunna-logo

W Tunezji wrze

We wtorek policja aresztowała ponad 200 osób. We środę wieczorem znowu jednak doszło w wielu miejscowościach do manifestacji protestu przeciw podwyżkom cen. Zgodnie z przepisami stanu wyjątkowego wojsko wyszło na ulice, by chronić budynki publiczne, banki i poczty. Sytuacja wygląda na wybuchową.

Zaczęło się w zeszłym tygodniu od pokojowych demonstracji w kilku miejscowościach najbiedniejszej, środkowej części kraju. Od początku nowe roku weszły w życie przepisy ustawy budżetowej, przewidujące zwyżki cen wielu towarów i podwyżki wszystkich podatków. Tunezja dostała pożyczkę z Międzynarodowego Funduszu Walutowego pod warunkiem wprowadzenia przepisów redukujących deficyt, jednak dla wielu mieszkańców kraju wydaje się to nie do wytrzymania.
Manifestanci domagają się odwołania ustawy i nowych podatków, polepszenia pomocy socjalnej dla najuboższych rodzin i walki z korupcją. W poniedziałek demonstracje przerodziły się w starcia z policją, po śmierci jednego z manifestantów z Teburby. Doszło do ataków na banki, sklepy i supermarkety. Rząd potępił „akty wandalizmu” i wezwał do spokoju, lecz we środę w Sidi Buzid, miejscowości skąd siedem lat wcześniej wyszła „arabska wiosna, młodzież zablokowała drogi i obrzuciła policję kamieniami, doszło do gwałtownych starć. Co najmniej 50 policjantów zostało rannych.
Do podobnych zamieszek doszło w Teburbie, Gafsie, Kasserin, Dżadajdzie i w robotniczych dzielnicach Tunisu. Według tunezyjskiego politologa Olfa Lamlouma, „nowa ustawa budżetowa była kroplą, która przelała czarę”. Jego zdaniem „młodzież jest rozczarowana rezultatem rewolucji sprzed siedmiu lat, przede wszystkim z powodu drożyzny. Bardzo wzrosły nierówności społeczne.”
Inny politolog, Selim Kharrat, podkreśla, że „plądrowanie sklepów i atakowanie budynków publicznych świadczy o nastrojach znacznej części społeczeństwa, która nie ma już nic do stracenia”.

Poprzedni

UE chce rosnąć na Bałkanach?

Następny

Koniec świata idylli