16 listopada 2024
trybunna-logo

W Chile bez zmian

Ostatni strajk generalny był największym z dotychczas przeprowadzonych w ramach protestów społecznych, które ciągną się od października.

Niemal całe Chile stanęło: na ulice wyszli górnicy, portowcy, nauczycielki, lekarki, większe i mniejsze związki zawodowe, a razem z nimi uczniowie i studenci. Przez każde większe miasto przeszła demonstracja licząca od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy uczestniczek i uczestników, około dwóch milionów obywatelek i obywateli w całym kraju.
Większość z manifestacji miała charakter pokojowy. Jeśli ktoś tu stosuje przemoc, to po dawnemu policja, w wykonaniu której łamanie praw człowieka przybiera już skalę masową. Pomimo wezwań przedstawicieli ONZ policja wciąż stosuje gumowe kule i śrut — od początku rebelii ponad 200 osób ma poważnie uszkodzony wzrok na skutek ich stosowania, a duża część straciła oko na zawsze. To smutny światowy rekord.
Demonstrujący domagają się niezmiennie ustąpienia rządu i nowej konstytucji. W dalszej kolejności szeregu socjalnych reform: bezpłatnej edukacji, publicznego systemu emerytalnego, nacjonalizacji zasobów naturalnych. Widać z tego katalogu, że dotychczasowy porządek polityczno-społeczny w Chile zbankrutował. Ale prezydent stara się jednak za wszelką cenę zachować swoje stanowisko. Czy wierzy, że skoro udało się obalić socjalistycznego prezydenta Boliwii, to możliwe jest również, by neoliberał pozostał w pałacu La Moneda? Pewne jest jedno: po stronie chilijskich demonstrantów nie będą ani Stany Zjednoczone, ani Organizacja Państw Amerykańskich, ani wielkie opiniotwórcze media liberalne. Nikomu z nich nie byłby w smak porażający upadek „chilijskiego cudu”, rewolucja zmiatająca idealny przykład państwa wolnorynkowego zbudowanego przez uczniów Miltona Friedmana. Oni raczej życzą sobie, by Boliwia po puczu poszła w ślady Chile pod rządami Pinocheta.
Ale czy prezydent Sebastian Piñera może być pewien utrzymania stołka? W poniedziałek starał się manewrować: tak, rozpocznie prace nad nową konstytucją, ale opracuje ją parlament, nie będzie żadnego nowego Zgromadzenia Konstytucyjnego, o które wołają obywatele. Lud odczytał ten komunikat perfekcyjnie i zgodnie ze swym interesem zareagował: wczorajsza mobilizacja powiedziała NIE pisaniu konstytucji przez skompromitowaną elitę.
Wystąpienie prezydenta wywołało powszechne zdziwienie — Piñera nie powiedział praktycznie nic konkretnego, chociaż wcześniej kilka godzin naradzał się z ministrami. Spodziewano się ponownego ogłoszenia stanu wyjątkowego i wyprowadzenia wojska na ulice, tymczasem oświadczenie głowy państwa sprowadziło się do kilku okrągłych zdań o potępieniu przemocy społecznej, zapowiedzi wzmożenia policyjnych represji. Komentatorzy podejrzewają, że oświadczenie zostało zmienione w ostatniej chwili, co wywołało szereg domysłów. Czyżby wojsko odmówiło wyjścia na ulice? Czy ministrowie, powołani już w trakcie kryzysu, mają odmienny niż prezydent pomysł na jego zakończenie? Czy elita, która chce utrzymać neoliberalny porządek, zastanawia się właśnie, kogo wstawić na miejsce Pinery, którego poświęci bez specjalnego żalu? Niektórzy obawiają się, że to jedynie cisza przed poważną burzą. Nikt nie jest w stanie określić, co czeka społeczeństwo chilijskie w najbliższych dniach.
Równo rok temu, Camilo Catrillanca, członek jednej ze wspólnot Mapuche, wracał na traktorze z pracy w polu, gdy dosięgła go policyjna kula ze strony specjalnej antyterrorystycznej jednostki “Comando Jungla” powołanej przez obecnego prezydenta Sebastiana Piñerę. Zdarzenie odbiło się szerokim echem — rząd próbował wmówić społeczeństwu, że doszło do wymiany ognia z przestępczą szajką, zaś nagranie z przebiegu operacji “zniknęło”. Szybko wyszło jednak na jaw, że doszło do policyjnego morderstwa z zimną krwią, na bezbronnym człowieku. Przez wiele dni w całym kraju trwały poważne zamieszki.
Mapuche od lat walczą z państwem chilijskim i argentyńskim o autonomię i odzyskanie swoich historycznych terenów, które zostały sprzedane korporacjom i obszarnikom eksploatującym cały region Araucanía. Stanowią największą grupę rdzennej ludności żyjącą na obecnym terytorium Chile – około 9 procent jego obywateli i obywatelek deklaruje przynależność etniczną właśnie do tego ludu. Państwo często nazywa Mapuche mieszkających na południu kraju terrorystami z powodu stawianego przez nich oporu.
Jak co dzień od czterech tygodni, tak i wczoraj niezliczone tysiące osób wyszło na ulice, tym razem by upamiętnić Camilo Catrillancę i domagać się godnego traktowania rdzennych mieszkańców ze strony państwa. Zamiast flag chilijskich tradycyjnie obecnych na protestach, wczoraj wszędzie powiewało morze sztandarów Mapuche, Wenufoye. To barwy uznawane również przez wielu Chilijczyków za symbole buntu przeciwko opresyjnemu państwu i solidarności z represjonowanym rdzennym narodem. Epicentrum manifestacji i walk miało miejsce w Araucanía ,jednak na ulice wyszło całe Chile – sprawa Mapuche jest traktowana jako jeden z wielu powodów wybuchu społecznych protestów trwających od października. W wielu miastach ponownie doszło do ostrych starć policji z manifestantami. Aparat represji nic sobie nie robi z wezwań organizacji broniących praw człowieka na czele z ONZ do zaprzestania stosowania nieuzasadnionej przemocy.
Podczas manifestacji w Santiago dla lewicowego medium “Prensa Opal” wypowiedział się Polak mieszkający od kilku lat w Chile. – To, co ma tu miejsce to łamanie praw człowieka i niesprawiedliwość. To walka o prawa, które w Polsce są podstawowe: darmowa edukacja czy służba zdrowia. Przemoc policyjna nie może dłużej trwać – powiedział. W rękach trzymał transparent z napisem “Wszyscy mamy krew Mapuche: biedni w żyłach, bogaci na rękach”. Chwilę wcześniej policjanci zaczepili go za to, że robił zdjęcia, a gdy zorientowali się, że jest obcokrajowcem, zagrozili mu, że wyrzucą go z kraju. Odpuścili, gdy Polak okazał kartę pobytu w Chile.
Kilka dni temu piłkarze narodowej reprezentacji w piłce nożnej oświadczyli, że odmawiają zagrania meczu z Peru, który miał się odbyć w najbliższych dniach. Popularny piłkarz Gary Medel oświadczył w imieniu swojej drużyny: “W Chile toczy się najważniejszy mecz o równość i o zmianę wielu spraw, o to by Chile było sprawiedliwszym krajem”. Również podczas wczorajszej gali Latin Grammy, która odbyła się w Los Angeles gwiazda chilijskiego przemysłu rozrywkowego, światowej sławy piosenkarka Mon Laferte, podczas odbierania nagrody za najlepszy album w kategorii muzyka alternatywna, skorzystała z okazji, by wyrazić solidarność z chilijską rebelią: “Nasza walka nie ustanie, póki nie zapanuje sprawiedliwość”, brzmiał fragment wiersza jej koleżanki, który wyrecytowała na scenie. Wcześniej piosenkarka odkrywając przed fotoreporterami biust ukazała napis wymalowany na ciele: “W Chile torturują, gwałcą i mordują”.
Gdy tysiące ludzi manifestowało na ulicach, przedstawiciele partii rządzących i opozycji paktowali w ścianach parlamentu nad uspokojeniem sytuacji w kraju. Ostatecznie w środku nocy na konferencji prasowej ogłoszono parlamentarne porozumienie mające doprowadzić do zmiany konstytucji — jednego z postulatów społecznej rebelii. Plebiscyt, podczas którego Chilijczycy i Chilijki zdecydują, czy chcą zmiany konstytucji odbędzie się w kwietniu 2020 roku. Wtedy też zdecydują jakie ciało będzie tworzyć jej nową treść: „Convención Constitucional” (sami delegaci społeczni) czy „Convención mixta” (po połowie parlamentarzystów i społecznych delegatów). Wybór delegatów miałby się odbyć w październiku 2020 roku.
W obliczu tej decyzji zdania są podzielone. Część społeczeństwa cieszy się z porozumienia i odbiera je jako sukces. Jednak inni uważają je za kolejną zdradę elit politycznych, które robią wszystko, co się da by ratować swoją pozycję i przywileje. Lud żąda bowiem referendum i społecznego zgromadzenia konstytucyjnego natychmiast i bezwarunkowo. Nie ma wątpliwości, że odwlekanie o rok rozpoczęcia prac nad nową ustawą zasadniczą służy stępieniu społecznych żądań przeprowadzenia rewolucji ustrojowej w kraju oraz oddalenia w nieskończoność realnych przemian. Tym bardziej że projekt porozumienia zakłada, że nową konstytucję będzie musiało zaakceptować aż ⅔ parlamentarzystów, co skutecznie umożliwi prawicy sabotowanie jej wprowadzenia.
Porozumienia nie podpisała jedynie Komunistyczna Partia Chile, która jednak nie sprzeciwia się w całości jej treści, stojąc okrakiem pomiędzy trwaniu w establishmentowej elicie politycznej a sprawianiem pozorów reprezentowania interesów ludu. Pakt w całości i stanowczo odrzuciła natomiast Partia Humanistyczna, oświadczając, że formułowanie porozumienia w tak ważnej sprawie ponad głowami społeczeństwa jest farsą. Oddolna, społeczna lewica również nie uznaje porozumienia widząc w nim koło ratunkowe dla politycznych elit i neoliberalnego systemu. Zwracają też uwagę, że paktowanie opozycji z rządem to jego akceptacja. A o tym nie może być mowy — to rząd Piñery wyprowadził wojsko na ulice, odpowiada za masowe łamanie praw człowieka, dążenie do kryminalizacji protestów. Czy społeczny bunt złagodnieje na skutek parlamentarnego porozumienia? Czy społeczeństwo zrezygnuje z kluczowego postulatu, jakim jest natychmiastowa dymisja prezydenta i rozliczenia go za zbrodnie? Czy “kupi” ten sprytny manewr klasy politycznej i rozjedzie się do domów?

Poprzedni

Nie chce siedzieć

Następny

Kolejne odsłony kryzysu w Boliwii

Zostaw komentarz