16 listopada 2024
trybunna-logo

Tymczasem w Watykanie…

Gdy polski kler nadal koncentruje się na walce z ideologią LGBT, z Watykanu napływają co chwila plotki sugerujące możliwość jeśli nie dekanonizacji Jana Pawła II, to przynajmniej zdjęcia go po cichu z pomnika. Teoretycznie dekanonizacja jest możliwa, jeśli udowodni się „wprowadzenie w błąd” papieża dokonującego tego aktu; dewojtylizacja Kościoła już postępuje żwawo. Na przestrzeni ostatniego roku miały miejsce trzy znamienne wydarzenia.

W błyskawicznym procesie beatyfikowano, a następnie kanonizowano arcybiskupa Oscara Romero, zamordowanego 24 marca 1980 r. przez bojówkę Roberta D’Aubissona, który przeszedł przeszkolenie w tzw. „Szkole Ameryk”, bazie treningowej organizowanej i finansowanej przez USA, szkolącej bojówkarzy w celu likwidacji ludzi z Ameryki Łacińskiej uznawanych za szkodliwych z punktu widzenia geopolityki Wuja Sama. Romero był utożsamiany z ideami teologii wyzwolenia, jednak urzędujący wówczas papież z Polski, wrogi wszelkim ruchom w Kościele mającym rys lewicowości czy postępowości, związany politycznie z interesami USA rządzonym przez Ronalda Reagana, nic nie uczynił w tej sprawie. Akta zebrane w Salwadorze, potwierdzające męczeństwo Romero, leżały bez żadnej decyzji od 1990 do 1999 r. w zakamarkach Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Tymczasem podobny akt zabójstwa duchownego – sprawa ks. Jerzego Popiełuszki, zamordowanego w 1984 r. – został niezwykle szybko uznany za męczeństwo.
Drugim ważnym epizodem będącym oznaką dewojtylizacji jest otwarcie w lutym 2019 r. procesu beatyfikacyjnego byłego generała jezuitów o. Pedro Arrupe. Od początku swego pontyfikatu Karola Wojtyła był skonfliktowany z Arrupe – zarówno na tle osobowości, jak i poglądów na rolę Kościoła i jezuitów, w tym stosunku do „teologii wyzwolenia”. W Towarzystwie Jezusowym od lat 50. rodziły się „wywrotowe” idee bazujące na marksizmie i marzeniu o sprawiedliwości społecznej. Im był oddany Pedro Arrupe, człowiek głęboko oddany idei rozwojowi ludzkości i postępu. Gorąco popierał dialog z marksizmem i współpracę z „obozem realnego socjalizmu” przeciwko prawicowym dyktaturom kreowanym z Waszyngtonu. Jezuici pod jego kierunkiem stali się najbardziej progresywną i zaangażowaną społecznie wspólnotą zakonną. Tymczasem Karol Wojtyła nie był w stanie wyjść poza mentalność prowincjonalnego, polsko-lokalnego, zachowawczego proboszcza z Małopolski czy Podkarpacia. Charakteryzowały go ponadto skrajny antykomunizm i ludowo-masowa bezrefleksyjna religijność. Z filozofem i otwartym na świat jezuitą wyraźnie mu było nie po drodze. Następcy Arrupe, powolni papieżowi, konsekwentnie oczyścili zakon z jednostek niezależnych i samodzielnie myślących. To też „zasługa” Jana Pawła II, który wolał popierać ultrakonserwatywne Opus Dei. Obecnym jednak generałem jezuitów jest Wenezuelczyk, Arturo Sosa Abascal. Czyżby miał nastąpić i w tej sprawie dewoltylizacyjny zwrot?
Trzecim elementem dewojtylizacji jest likwidacja Papieskiego Instytutu JP II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną, co nastąpi w roku bieżącym. W jego miejsce powstanie Papieski Instytut Teologiczny JP II dla Nauk o Małżeństwie i Rodzinie i to jedno słowo „dla Nauk” powoduje wzburzenie bezkrytycznych zwolenników wszystkiego, co w jakikolwiek sposób może być wiązane z Karolem Wojtyłą. Prof. Stanisław Grygiel – filozof, filolog i dotychczasowy wykładowca Instytutu, bliski przyjaciel papieża z Polski, stwierdza, iż to zaprzepaszcza dorobek placówki naukowej i Jana Pawła II. Grygiel boi się tego „dla”, gdyż to spowoduje jego zdaniem „otwarcie” na inne spojrzenia dot. zagadnień rodziny, relacji płci, małżeństwa, in vitro, badań nad genetyką itd. Antidotum na te prądy w Watykanie i Kościele ma być tworzenie w seminariach i na uniwersytetach w Polsce samodzielnych katedr zajmujących się tylko myślą filozoficzną Karola Wojtyły i nauczaniem Jana Pawła II. To jest jego zdaniem misja dla polskich środowisk naukowych.
A w Polsce wszystko, co dotyczy Jana Pawła II, jest dogmatem. Nieruchomą, zastygłą w hieratycznym bezruchu konstrukcją. Liczni w naszym kraju tradycjonaliści i konserwatyści absolutnie nie rozumieją tego co się dzieje we współczesnym świecie. Ich próby obrony status quo (w wersji polskiego tradycjonalizmu i „wsobności”) noszą w sobie coś z „Wesela” Wyspiańskiego: „.. Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna”. W zglobalizowanym świecie, tak się nie da żyć. Co najwyżej można wegetować na peryferiach.

Poprzedni

Raj przedsiębiorców

Następny

W objęciach Molocha

Zostaw komentarz