30 listopada 2024
trybunna-logo

Trump zadziwia coraz bardziej

Po natychmiastowym wdrożeniu w życie rozporządzenia prezydenta Donalda Trumpa o czasowym zakazie wjazdu do USA obywateli 7 państw muzułmańskich (Iran, Irak, Jemen, Libia, Somalia, Syria, Sudan) świat i USA zalała fala protestów wywołana brutalnością nowych przepisów wobec przypadkowych uczciwych osób.

Rozporządzenie, mające rzekomo godzić w terrorystów, zostało sformułowane tak, że w istocie nie jest niczym więcej, niż prowokacją. I powstaje pytanie, czy prowokacją wynikającą z nieudolności jego autora(ów), czy rozmyślną, adresowaną do przeciętnego Amerykanina. Jeśli to drugie, to prowokacja udała się: 57 proc. pytanych w sondażu telefonicznym poparło Trumpa.
Do zaprotestowania zobowiązane poczuło się całe spectrum: od życzliwych dusz, poprzez ideologicznych lewaków, którzy zawsze popierają wszystkich odmieńców niezależnie od ich wartości, dalej przez ludzi rozumiejących psucie prawa i kultury politycznej, po wszelkich wrogów USA i cywilizacji zachodniej w ogóle, w tym cichych popleczników terroryzmu. Ucieszyli się z pewnością sami terroryści – Trump puścił wodę na ich młyn.
Prezydent i ludzie wokół niego bynajmniej nie poczuli się zapędzeni do kąta. Sam Trump, broniąc pomysłu, natychmiast znalazł, jak zwykle, winnych zbędnego zamieszania: linie lotnicze Delta i demonstrantów zakłócających pracę portów lotniczych oraz… „łzy senatora Schumera” (przywódcy mniejszości demokratycznej w Senacie). Dowodził, że „tylko 109 osób z 325 tysięcy zostało zatrzymanych na przesłuchanie”.
Z największą wściekłością odpowiedzieli ajatollahowie, którzy zakazali wjazdu do Iranu obywatelom USA do odwołania decyzji Trumpa. I zaraz potem dokonali próby z rakietą balistyczną średniego zasięgu. Iran twierdzi, że do prób takich ma prawo mimo podpisania z 6 mocarstwami porozumienia jądrowego. A porozumienie to, przeforsowane przez poprzednika Trumpa, jest solą w jego oku.
Nie wiadomo, jaki będzie los rozporządzenia, bowiem w Senacie zbierają się siły chcące je utrącić. I są to nie tylko demokraci – co zrozumiałe – lecz i kilku republikanów, jak wpływowy John McCain, ostatni, którego można podejrzewać o życzliwe uczucia do radykałów islamskich. Bob Corker, przewodniczący komisji spraw zagranicznych wskazywał, że rozporządzenie uderza bezprawnie w posiadaczy prawa do pobytu i pracy w USA. Z kolei Lindsey Graham (wspólnie z McCainem) uznał, że nowe prawo raczej pomoże terrorystom niż wzmocni bezpieczeństwo USA.
Bez precedensu jest fakt, że prokuratorzy generalni z 16 stanów wydali oświadczenie uznające rozporządzenie za sprzeczne z konstytucją. Wyrazili oczekiwanie, że zostanie uchylone, a do tego czasu „będą działać dla zapewnienia, aby możliwie najmniej ludzi ucierpiało z powodu chaotycznej sytuacji, jaką wytworzyło”.
Z emerytury politycznej wychynął niedawny prezydent Barack Obama. Przez rzecznika ogłosił, że jest wzruszony poziomem zaangażowania, jaki widzi w całym kraju. „Jest to dokładnie to, czego oczekujemy w chwili, gdy wartości amerykańskie są zagrożone”, stwierdził.
Kanclerz Niemiec, Angela Merkel i prezydent Francji, Francois Hollande nie ukrywali w rozmowach telefonicznych z Trumpem co myślą o jego błędnej decyzji. A brytyjska Izba Gmin przeprowadziła debatę „o konieczności zniesienia dyskryminacyjnego, dzielącego ludzi i kontrproduktywnego” dekretu. Taka debata nie ma mocy prawnej, ale siłę polityczną owszem.
Brytyjczycy zaczęli zbierać podpisy pod petycją żądająca wycofania zaproszenie dla Trumpa do złożenia wizyty w Londynie, uważając, że byłaby to ujma dla królowej, której wypada go przyjąć. Choć podpisów zebrano już ponad 1,5 mln, świeżo zaprzyjaźniona z Trumpem premierka Theresa May oświadczyła, że nic z tego – zaproszenie pozostaje w mocy.

Poprzedni

Hamon wie, jak wygrywać wybory

Następny

Czekamy na pogląd naprawdę ważny