No i republikanie mają niekonwencjonalnego kandydata na prezydenta, a jeszcze rok temu śmiech szedł przez kręgi opiniotwórcze USA, że kandydat Donald Trump to jakiś happening, jeszcze jeden jego telewizyjny show. I w ogóle żart.
Trumpowi spieszy się. Być może, żeby znów nie było jakiegoś buntu na sali, konwencja w Cleveland wybrała go na kandydata już drugiego dnia, a nie ostatniego, jak obyczaj nakazywał. Delegaci wybrani w prawyborach stanowych nie znarowili się i – jak obiecali – Trumpa poparli. Tylko pokonany rywal Ted Cruz coś marudził, choć Trumpowi gratulował.
Z trybuny zachwalał go najstarszy syn, też Donald. Zapewniał, że dla ojca „nie ma nic niemożliwego”. Panowała atmosfera entuzjazmu, delegaci wiwatowali na cześć Trumpa i skandowali jego nazwisko, wierząc, że oto po 2 kadencjach demokraty Obamy przyszedł czas republikanina u steru państwa.
Nominację na wiceprezydenta dostał przez aklamację dobrany przez Trumpa gubernator stanu Indiana, Mike Pence, którego chwalono za zarządzanie stanem, gdzie obniżył bezrobocie, przyspieszył wzrost, zgromadził duże rezerwy finansowe. Amerykanie mają taki dowcip: było dwóch braci bliźniaków. Jeden został podróżnikiem, pisarzem, reporterem telewizyjnym i kraj cały czas o nim słyszał. A po drugim słuch zaginął. Został wiceprezydentem.
Ale wiceprezydent może zostać prezydentem i dobrze, by miał kwalifikacje. Za naszej pamięci zdarzyło się to dwa razy: Lyndon Johnson nastał po zabitym Johnie Kennedym, a Gerald Ford po upadku politycznym Richarda Nixona.
Zachowanie republikanów na konwencji jasno już wskazuje na taktykę, jaką przyjmą w zwalczaniu Hillary Clinton. Ton podał gubernator stanu New Jersey, były prokurator federalny, Chris Christie, który jako jeden z pierwszych postawił twardo na Trumpa. Na sali urządził parodię sądu nad nią. Rzucał oskarżenia, niekoniecznie prawdziwe, a sala odpowiadała „winna” i „zamknąć ją”.
Znalazła się winna kompromitacji Melanii Trump z pierwszego dnia obrad, kiedy powtarzała ustępy przemówienia Michelle Obamy z konwencji Partii Demokratycznej w 2008 r., gdy zachwalała męża Barracka. Otóż pisarka przemówień Melanii, Meredith McIver dostała od niej te fragmenty jako przykład do inspiracji i je po prostu je włączyła. Tak przynajmniej twierdzi.