16 listopada 2024
trybunna-logo

Tłum chce wojny z Armenią

„Karabach to Azerbejdżan!”, „Mobilizacja!” – dziesiątki tysięcy mężczyzn wyszły na ulice Baku, mimo zakazu związanego z epidemią, by domagać się ofensywy wojskowej przeciw sąsiedniej Armenii i odebrać Górny Karabach, region, który w 1991 r. z pomocą Armenii odłączył się od Azerbejdżanu. Tymczasem, po kilku dniach strzelaniny, na granicy między obu krajami zapanował nerwowy spokój.

Manifestacja w Baku była bardzo gwałtowna: część uczestników zaatakowała parlament, co wywołało równie gwałtowną reakcję policji. Manifestantów usunięto z budynku w środku minionej nocy, a tłum rozpędzono działkami wodnymi i pałowaniem. Nocna bitwa w mieście miała miejsce po trzydniowej bitwie granicznej między obu krajami, która przyniosła co najmniej 16 ofiar śmiertelnych, wśród których znalazł się azerski generał.
Oba kraje obciążają się nawzajem odpowiedzialnością za rozpoczęcie wymiany ognia w ostatnią niedzielę. Dziś ministrowie obrony Armenii i Azerbejdżanu ogłosili, że minionej nocy już nikt nie strzelał. Zawarto tymczasowy, nieoficjalny rozejm obowiązujący od północy między wtorkiem a środą. Wcześniej do przerwania ognia wezwały Stany Zjednoczone, Rosja i Unia Europejska. 30 lat mediacji z udziałem tych potęg niewiele dały. Azerbejdżan regularnie wygraża Ormianom zbrojnym odebraniem Karabachu.
Bogaty w ropę Azerbejdżan wydaje na swą armię więcej niż wynosi całość rocznego budżetu Armenii, lecz Ormianie zawarli z Rosją sojusz obronny, który powstrzymuje Azerów przed ofensywą. Ci ostatni są popierani z kolei przez Turcję, która – przynajmniej póki co – nie ma zamiaru zadzierać z Rosją. W latach 90 ub. wieku wojna między obu krajami pochłonęła ok. 30 tys. ofiar, nie przynosząc żadnego trwałego rozwiązania.

Poprzedni

Hagia Sofia jako święta turecka

Następny

Meblarze liczą na wsparcie

Zostaw komentarz