19 listopada 2024
trybunna-logo

Szansa na otwarcie drzwi

Tak określił perspektywę rozmów między obu państwami na Półwyspie Koreańskim prezydent Korei Południowej Mun Dze-in. To ostrożne słowa, ale podobnego optymizmu wobec sytuacji na linii Seul-Pjongjang dawno nikt nie wypowiadał.

Wiele wskazuje, że przywódca Korei Północnej Kim Dzong-un swoją ofertę skorzystania z rozpoczynających się wkrótce Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu do przywrócenia kontaktów między obu państwami koreańskimi traktuje poważnie. Spotkanie delegacji wysokiego szczebla w Panmundżomie, które odbyło się wkrótce po jego noworocznej deklaracji i odblokowaniu specjalnej linii telefonicznej do kontaktów między władzami Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej i Republiki Korei, głuchej od ponad dwu lat, oznaczało swoisty przełom, którego nie można zredukować wyłącznie do kwiecistych, górnolotnych deklaracji ich szefów, choć i to się liczy, bo język dyplomacji na Dalekim Wschodzie to sprawa bardzo ważna – obaj ministrowie nie wypowiadaliby się w ten sposób, gdyby nie mieli na to precyzyjnego przyzwolenia swoich mocodawców. Ustalono wówczas, że w Igrzyskach wezmą udział sportowcy z Korei Północnej – nie ulega dla nikogo wątpliwości, że ta sprawa była jedynie pretekstem – ale także, iż do Pjongczangu przybędzie z Pjongjangu delegacja wysokich rangą przedstawicieli. Że ich przyjazd nie będzie miał charakteru wyłącznie rekreacyjnego jest zupełnie oczywiste. Potem nastąpiły kolejne pojednawcze gesty w sferze symboliki – decyzja o wspólnym przemarszu podczas ceremonii otwarcia igrzysk i o wystawieniu wspólnej reprezentacji hokejowej kobiet.
Rozmiar północnokoreańskiej delegacji jest faktycznie imponujący – oprócz sportowców jest tam liczący 230 osób zespół cheerliderek, tancerze, orkiestra, a nawet najbardziej wielbiona w DPRK piosenkarka Hion Song-wol, wykonawczyni superprzeboju opiewającego robotnice z fabryki włókienniczej. Nie ma w tym nic śmiesznego, takimi bowiem tematami zajmuje się muzyka rozrywkowa, której słuchają mieszkańcy tego kraju. Pani Hiong rzedwczoraj już pojechała na południe, aby dokonać inspekcji obiektów, w których ma występować ona i jej zespół Moranbong. Jej pojawienie się w Korei Południowej – oprócz podkreślenia wagi, jaką przywiązuje do całej sprawy Pjongjang, bo pani Hiong jest osobą znacznie wyżej posadowioną w hierarchii północnokoreańskiej niż by na to wskazywał sam jej status gwiazdy, jest przy tym fakt, że została ona pięć lat temu „uśmiercona” przez zachodnie media. To znaczy, świat obiegła informacja, jakoby została skazana na śmierć za rozpowszechnianie pornografii i rozstrzelana. Były nawet opisy tej odbywającej się podobnież publicznie egzekucji. Warto o tym pamiętać, rozważywszy jak łatwo jest uwierzyć w cokolwiek, co czytamy o Korei Północnej, pod warunkiem wszakże, aby było to odpowiednio straszne. A to, żeby była to prawda ma już mniejsze znaczenie.
Manifestowana przez obie strony odwilż, do której doszło bez udziału, a nawet ku zaskoczeniu, żeby nie powiedzieć wbrew stanowisku Waszyngtonu, przez ostatnie miesiące coraz bardziej wzmagającego wojowniczą retorykę i demonstracje siły w odpowiedzi na północnokoreańskie próby rakietowe, poza oficjalnymi czynnikami w Seulu nie budzi już takiego entuzjazmu. Zagraniczne (a również i polskie media) starają się upatrywać w tym, co niespodziewanie zadziało się między stolicami obu Korei jakiegoś straszliwego podstępu Kima. Nie ulega wątpliwości, że Kim Dzong-un rozgrywa tę grę bardzo zręcznie, bo pojednanie między Pjongjangiem i Seulem jest celem samym w sobie, którego nie sposób zanegować, więc jego perspektywa będzie silnym argumentem na rzecz znoszenia sankcji i wyprowadzania Korei Północnej z izolacji. Są to dla niego zupełnie oczywiste cele polityczne i nie można mu z tego powodu robić zarzutu. Nie trzeba jednak być specjalnie przenikliwym, żeby nie widzieć, że nastawionym na eskalację konfliktu jastrzębiom jest to bardzo nie w smak.

Poprzedni

Otwarte Klatki w PE

Następny

Kompromis