29 listopada 2024
trybunna-logo

Świat wstrzymał oddech

Nowy zwrot akcji tuż przed wyborami prezydenta USA: szef kontrwywiadu (FBI), James Comey, który na 11 dni przed głosowaniem wrzucił granat do szamba wznawiając dochodzenie w sprawie maili Hillary Clinton, aby ją obryzgać – co pozwoliło Donaldowi Trumpowi poniewierać ją słownie przez ten czas i oskarżać o wszelkie zbrodnie – na sam koniec kampanii ogłosił, że rzucił ślepaka, czyli, że Clinton jest czysta.

Może byłoby to tylko miarą groteskowości procesu wybierania prezydenta USA, gdyby nie groziło skierowaniem biegu dziejów ludzkości w innym kierunku, niż się zanosiło – być może ku jakiejś przepaści, jeśli urząd prezydenta najpotężniejszego państwa dostanie się w ręce człowieka niewłaściwego. Przez te 9 dni – od rzucenia granatu do ogłoszenia, że to był ślepak – głosy oddała większość spośród 41 mln Amerykanów, którzy skorzystali z możliwości wcześniejszego głosowania. Ilu z nich wzięło pod uwagę obryzganą Clinton?
Ameryka lubi pouczać świat, jak powinna wyglądać demokracja, a przypomnijmy, że George Bush młodszy wygrał z Albertem Gorem, tylko dlatego, że w stanie Floryda używano do głosowania jakichś przedpotopowych niesprawnych dziurkaczy do przebijania kart wyborczych. W końcu sądy zadecydowały, że to Bushowi należą się wszystkie głosy elektorskie i wybory wygrał, a gdy ustalono prawdę, Bush był już zaprzysiężony, sprawował władzę i było po herbatce.
A może, gdyby Gore był prezydentem, nie byłoby amerykańskiego wdepnięcia w grzęzawisko irackie, Wiosny Arabskiej, wojny domowej w Jemenie, Libii i Syrii, najazdu migrantów na Europę? Raczej na pewno, bowiem Busha młodszego świerzbiała ręka, żeby wykończyć Saddama Husajna, co zaniedbał Bush starszy, wykurzając go z Kuwejtu w 1991 r. i omal nie zginął 2 lata później odwiedzając tryumfalnie Kuwejt, gdzie ludzie Saddama zamierzali go zgładzić.
Czytelnik już wie, kto wygrał – o ile nie zajdzie jakaś historia w rodzaju Bush-Gore – ale do ostatniej chwili nikt nie podejmował się prorokować, bowiem sondaże niczego nie rozstrzygały, dawały zwycięstwo jednej lub drugiej stronie, zależnie od tego, kto je robił. Ważniejsze od sondaży krajowych są wyniki w poszczególnych stanach, gdzie zwycięzca bierze wszystkie głosy elektorskie.
Z każdego stanu pochodzi z góry określona liczba elektorów, którzy formalnie wybierają prezydenta; głosów elektorskich jest 538. By wygrać, trzeba zdobyć 270. Do ostatniej chwili bitwa toczyła się o Florydę, gdzie było do wzięcia 29 głosów. Znawcy amerykańscy uważali, że jeśli Trump tu przegra, wyborów nie wygra.
Clinton na koniec obiecała, że w przeciwieństwie do Trumpa, będzie prezydentem wszystkich Amerykanów, nawet tych którzy na nią nie głosowali, jednoczącym, a nie dzielącym kraj. Przemawiała w stanach tzw. wahadłowych – Pensylwanii i Michigan. Sondaże dawały jej tu przewagę, więc chciała ją umocnić. Wspierający ją prezydent Barrack Obama też przemawiał w tych stanach oraz w New Hampshire.
Kampanię zakończyła wielkim koncertem dla 40 tys. osób z udziałem Obamy z żoną Michelle. Występowali artyści popierający ją, jak Lady Gaga, Bruce Springsteen i Jon Bon Jovi. Koncert, który odbył się przed Independence Hall, gmachem, w którym w 1776 r. podpisano Deklarację Niepodległości USA.
Trump na koniec powrócił do mantry powtarzanej przez całą kampanię, że Clinton jest chroniona przez „zmanipulowany system” i jest najbardziej skorumpowanym człowiekiem, który kiedykolwiek ubiegał się o urząd prezydenta USA.

Poprzedni

Co to będzie, co to będzie?

Następny

Zapomniana wojna domowa