Co najmniej 700 migrantów, płynących do Europy na pokładach 3 statków, mogło utonąć w minionych kilku dniach, oceniło Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). To są ostrożne wyliczenia UNHCR. Mniej ostrożna prasa włoska mówi o 4 jednostkach pływających, które zatonęły, a ofiar mogło być 1200.
I nie wiadomo, ile jeszcze innych jednostek zatonęło. Szacuje się, że dziś rusza ich ku Europie dziennie przeciętnie 15. Wiadomo, że jeden z tych wraków był holowany przez mniejszą jednostkę. Zatonął też jeden ponton. Wszyscy widzieli w telewizji, jak taki wrak, na którym ludzie byli upchani, jak śledzie w beczce, wywrócił się do góry dnem, a tłoczący się przy burcie ludzie spadali do wody, jak kamienie.
Już w zeszłym roku zanotowano co najmniej 3 takie przypadki. Za każdym razem było to samo. Do przeciążonego ponad wszelką miarę wraku podpływa wezwany na pomoc okręt unijny, ludzie pchają się ku burcie, do której podpływa i następuje katastrofa.
Ludzie ci są eksportowani do Europy z wybrzeża libijskiego przez Państwo Islamskie i działające pod jego patronatem gangi przemytników ludzi. Są jeszcze podejrzenia, że palce maczają w tym tajne służby tureckie. Gangi nie dają sprawnych jednostek pływających. Bierze się wszelkie wraki, które są w stanie utrzymać się na wodzie i wypłynąć na wody międzynarodowe. Tam poinstruowani migranci wzywają na pomoc okręty unijne.
Migrantów coraz częściej upycha się na pontony, które pod żadnym pozorem nie są w stanie dopłynąć do Sycylii. Ale wiadomo, że na pomoc ruszą im okręty unijne. W ten sposób rozkręca się spirala podłego geszeftu i nieszczęścia.
Na wybrzeżu libijskim koczuje w nędzy być może tylko 700 tys. ludzi, a może już milion czekających na przerzut do Europy. Ludzie ci dotarli tu często z głębokiej Afryki – Erytrei, Sudanu, Czadu, Nigerii. Wszyscy słyszeli, że jest taka dobra ciocia Angela Merkel, która w Niemczech rozdaje domy i samochody. W tym przeświadczeniu są utwierdzani przez imamów z Bractwa Muzułmańskiego i Państwo Islamskie, które chcą zislamizować Europę – i wcale tego nie ukrywają.
Ogrom nieszczęścia tych ludzi polega na tym, że sprzedali co mieli i ruszyli ku Europie. Powstałe na zapotrzebowanie gangi przemytnicze zajmują się przerzucaniem ich na wybrzeże libijskie. Wielu nigdy tam nie dotarło, porzuconych po drodze, a ich zwłoki leżą gdzieś w piaskach, albo górach Afryki.
W dzisiejszych czasach, kiedy Internet oplótł cały świat, podobnie, jak telefonia komórkowa, niedawna głośna propozycji Komisji Europejskiej, by karać wielkimi grzywnami takie oporne państwa, jak Polska, odmawiające przyjmowania tzw. uchodźców, mają natychmiastowy skutek w ruszeniu ku Europie nowej fali migrantów.
Dziś uderzenie idzie przez Morze Śródziemne, bowiem Turcja – rozgrywając z Unią batalię o zniesienie wiz dla swych obywateli – zatrzymała napływ setek tysięcy migrantów ciągnących z Bangladeszu, Pakistanu, Afganistanu, Iranu, Iraku przez długie na 1,5-2 tys. kilometrów terytorium Turcji do przybrzeżnych wysp greckich na Morzu Egejskim.
Opinia publiczna w Europie masz już wbite do głów, że z Turcji napływali wyłącznie uchodźcy syryjscy. Oni też stanowią pewien procent przybyszów.
Ale prawdziwi, zarejestrowani przez UNHCR uchodźcy syryjscy, czyli 4,8 mln osób, koczują w przygranicznych obozach w Turcji, Libanie, Jordanii i Iraku, czekając na sposobność powrotu do siebie, nawet jeśli tam są już tylko gruzy.