Izrael słynie ze skutecznego zapobiegania aktom terroryzmu we własnym kraju. Zwłaszcza dobrze chronione są lotniska i samoloty pasażerskie. Dziennikarz śledczy, Dawid Sulejman skompromitował tajne służby i udowodnił, że ich skuteczność to legenda.
Sulejman, pracujący dla kilku redakcji w Izraelu, wziął kamerę, paszport przyjaciela i pojawił się w międzynarodowym porcie lotniczym w Tel Awiwie co roku obsługującym miliony pasażerów. W 12 samolotach umieścił pojemniki na jedzenie, puszki z napojami i paczki papierosów, w których można byłoby ukryć ładunki wybuchowe. Ulokował „bomby” w różnych miejscach samolotów. I rzecz udokumentował. Nikt mu nie przeszkadzał.
A zaczął od zgłoszenia się do pracy w firmie MAMAN, sprzątającej port. Bez trudu uzyskał certyfikat bezpieczeństwa. Od razu został skierowany do pracy w strefie szczególnie chronionej w bezpośredniej bliskości maszyn. Jako pracownik obsługi nie musiał przechodzić przez detektory metalu, choć ledwie został zatrudniony. Miał dostęp do bagażowni, a nawet kokpitów.
W porównaniu z zamachami na lotniskach w Stambule i Brukseli, Sulejman wniknął głębiej w strukturę lotniska, próbując odtworzyć sytuację z podłożenia bomby do samolotu z turystami rosyjskimi na Synaju w Egipcie. Dżihadyści z Państwa Islamskiego, którzy przyznali się do tamtego zamachu, podali, że posłużyli się ładunkiem umieszczonym w pojemniku na jedzenie.
Dopiero gdy trzeciego dnia Sulejman porzucił pracę, służby lotniska zaczęły coś podejrzewać. Wezwały go na przesłuchanie. Dziennikarz przyznał się i sprawa została przekazana policji. Nie wiadomo, jaki czeka go los.