19 listopada 2024
trybunna-logo

Siedem lat minęło…

W siódmą rocznicę wystąpień, które zapoczątkowały arabską wiosnę, w Tunezji panuje niezadowolenie i rozczarowanie. Protestujący na ulicach stolicy i większych miast twierdzą, że problemy, jakie zmotywowały ludzi do wyjścia na ulice, nie tylko nie zniknęły, a nawet się pogłębiły.

Mowa przede wszystkim o bezrobociu wśród młodych ludzi, także młodzieży, która kończy studia uniwersyteckie i zdała egzaminy uprawniające do pracy na państwowej posadzie (np. w szkołach czy urzędach). A także o tym, że znaczny odsetek społeczeństwa nadal żyje poniżej granicy ubóstwa, a państwo nie tylko nie zamierza im pomóc, ale ostatnio jeszcze bardziej ostentacyjnie odwraca się od nich plecami. W przyjętym niedawno budżecie na rozpoczęty rok 2018 przewiduje się podwyżkę podatków skrojoną tak, że to biedni zapłacą więcej, przewidywane jest również, że pójdą w górę ceny podstawowych produktów na czele z żywnością i paliwem.
Nic dziwnego, że marsz w 7. rocznicę wybuchu jaśminowej rewolucji, która zakończyła rządy dyktatora Zajna ibn Abidina ibn Alego, miał nie tyle triumfalny charakter, co był manifestacją ludowej złości. Przewodzili jej aktywiści różnych organizacji broniących praw człowieka oraz lewicowego Frontu Ludowego. Na marszu była obecna grupa jego parlamentarzystów i działaczy. – Nic nie ma, oprócz ubóstwa. Nic się nie zmieniło od rewolucji. Naszą rewolucję skradziono, ludzie nic na niej nie zyskali – powiedziała „Al-Dżazirze” Raszida Ghiriani, aktywistka Frontu.
Hasło protestów brzmi „Na co czekamy?”. Manifestanci idący wczoraj przez stolicę nieśli, obok krytycznych wobec rządu plakatów, także żółte kartki. To znak, że dają rządzącej centroprawicy ostatnią szansę – zapowiadali, że jeśli budżet nie zostanie zrewidowany, 20 stycznia na kolejnym proteście pokażą kartkę czerwoną.
Wydaje się, że na rządzie protesty, które trwają nie tylko w stolicy, robią pewne wrażenie. W sobotę minister spraw społecznych Muhammad Trabilsi zapowiedział zwiększenie środków na programy pomocowe dla najuboższych rodzin i emerytów o ponad 70 mln dolarów. Skorzystać na tym ma 250 tys. rodzin. Rząd przekonuje także, że wkrótce zajmie się poprawą jakości służby zdrowia, a prezydent Essebsi demonstrował na użytek mediów swoją społeczną wrażliwość, pokazując się w ubogiej dzielnicy Tunisu.
Tunezyjskie władze nie tylko jednak obiecują, ale i demonstrują siłę. Manifestacja w rocznicę jaśminowej rewolucji przebiegała pod ścisłą kontrolą armii, a od początku wystąpień przeciwko wdrażaniu polityki oszczędności aresztowanych zostało blisko 800 aktywistów, w tym około dwustu w wieku od piętnastu do dwudziestu lat. Tuż po wizycie Essebsiego, gdy mieszkańcy odwiedzanej przez niego dzielnicy zorganizowali własną demonstrację, policja rozpędziła ich, używając gazu łzawiącego.
Sytuacja jest niepewna i może rozwinąć się w każdym kierunku – zarówno w stronę bardziej radykalnych ataków na rząd i przejęcia władzy przez lewicę, jak i w stronę stłumienia, przynajmniej na razie, społecznego niezadowolenia.

Poprzedni

Zawiesić Izrael

Następny

Czy Grudinin pomoże Putinowi?