22 listopada 2024
trybunna-logo

Richard Pipes (1923-2018)

17 maja 2018 r. w amerykańskim Cambridge zmarł prof. Richard Pipes. Obok Zbigniewa Brzezińskiego był on najbardziej wpływowym amerykańskim analitykiem polskiego pochodzenia, który współkształtował politykę USA wobec PRL i ZSRR w ostatniej dekadzie zimnej wojny. Konserwatysta i człowiek prawicy, w postrzeganiu świata potrafił wyjść poza ideologiczne ograniczenia.

Ucieczka przed Holocaustem

Richard Pipes urodził się 11 lipca 1923 r. w Cieszynie, w zasymilowanej rodzinie żydowskich kupców. Chociaż w domu mówiono głównie po niemiecku, jego ojciec, Marek Pipes, nie wahał się, aby w 1914 r. wstąpić do Legionów Polskich pod dowództwem Józefa Piłsudskiego. Wybór ten zaważył na tym, że po zakończeniu I wojny światowej, rodzina Pipesów związała się z odrodzoną Rzeczpospolitą, prowadząc rodzinny biznes najpierw w Krakowie, a następnie w Warszawie. To właśnie w stolicy zastał ich 1 września 1939 r. Jak wspominał Richard Pipes: „Wydawało się nam, że wszystko będzie wyglądało tak, jak podczas pierwszej wojny światowej – że będzie się ciągnęła latami i że jakoś da się przeżyć, jeśli zachowa się odpowiednie środki ostrożności. Tak myślało wielu polskich Żydów. Tymczasem wojna de facto skończyła się już po tygodniu, a potem zaczął się Holocaust, którego wcześniej nikt nie był w stanie sobie nawet wyobrazić”.
Widząc grożące im niebezpieczeństwo, Pipesowie zdecydowali się uciec z Polski. Dzięki pomocy znajomych zdobyli fałszywe paszporty, które umożliwiły im wyjazd najpierw do Włoch, a następnie do Hiszpanii i Portugalii, skąd w końcu wyruszyli do Stanów Zjednoczonych. Tam Richard Pipes rozpoczął studia na niewielkim Muskingum College w stanie Ohio, gdzie „studenci, wykładowcy i pracownicy administracji wciągnęli mnie do swego grona i spędziłem tam dwa i pół szczęśliwe lata”.

Wojenne zainteresowania Rosją

Po ataku Japonii na USA w grudniu 1941 r., student Pipes otrzymał powołanie do wojska. Nie trafił jednak na front, lecz na prestiżowy Uniwersytet Cornella, z zadaniem nauki języka rosyjskiego. Zanim jednak mógł zrobić użytek z nowych umiejętności, wojna dobiegła końca. Mimo to, kontynuował studia nad rosyjską historią i kulturą – już nie w celach wojskowych, lecz czysto naukowych. Jako temat swojej rozprawy doktorskiej, obronionej w 1950 r., obrał „bolszewicką teorię narodowości”. Następnie podjął pracę wykładowcy akademickiego w Berkeley, skąd w 1957 r. przeniósł się na Uniwersytet Harvarda. Tam kontynuował swoje badania dotyczące analizy podobieństw między carską Rosją a ZSRR.
W 1974 r. ukazała się jego najbardziej znana książka, „Russia under the Old Regime”, opublikowana w Polsce w 1990 r. pod tytułem Rosja carów. Pipes zawarł w niej nowatorską wówczas tezę, że „reżim komunistyczny w Rosji, pod którym rządząca partia sprawowała nieograniczoną kontrolę zarówno nad sferą polityki jak i nad gospodarką, wiele zawdzięcza patrymonialnej tradycji carskiej władzy”.

Praca dla CIA i administracji Reagana

Publikacje naukowe Pipesa przyciągnęły uwagę amerykańskich władz. W 1976 r. stanął na czele specjalnego eksperckiego zespołu, powołanego przez CIA w celu bieżącej analizy polityki międzynarodowej ZSRR. Kiedy w 1981 r. Ronald Reagan został zaprzysiężony na prezydenta USA, Pipes został szefem referatu wschodnioeuropejskiego i sowieckiego w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Jego rola wzrosła po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, kiedy to stał się jednym z głównych architektów polityki USA wobec PRL. Zdaniem Pipesa, w interesie USA leżało wówczas podtrzymanie „Solidarności” i jej legendy. Z jednej strony postulował w tym czasie bardziej agresywną politykę wobec ZSRR, z drugiej zwracał uwagę na pewne „pozytywne zmiany” zachodzące na szczytach radzieckiej władzy.

Trzeźwe spojrzenie na polsko-rosyjskie relacje

Pipes powrócił do pracy naukowej wraz z końcem drugiej kadencji Reagana. Jak sam mówił, do prezydenta Busha zraziła go jego „zbyt łagodna postawa” wobec Moskwy. Nadal jednak wypowiadał się publicznie, a jego oceny nie pozostawały bez wpływu na decyzje kolejnych amerykańskich administracji. Wiele miejsca w swoich artykułach i wywiadach Pipes poświęcał Polsce. Wbrew oczekiwaniom rodzimych polityków prawicy, nie zawsze były to miłe im słowa. Jednoznacznie bowiem wykluczał możliwość wywalczenia przez Polskę niepodległości w 1981 r., podkreślając, że „strata Polski byłaby dla imperium sowieckiego czymś, czego oni nie mogli przyjąć w żadnych planach”.
Pipes ganił również polską rusofobię: „Przecież warto pamiętać, historyczne cierpienia zostały spowodowane w Polsce najpierw przez reżim carski, a potem sowiecki, z których żaden już nie istnieje. Polacy powinni podejść do Rosjan jako do braci Słowian i wzmocnić w swej wyobraźni świadomość pozytywnych aspektów tak rosyjskiej polityki jak i kultury”.
Z rezerwą odnosił się także do rozszerzenia NATO na wschód. Studził gorące głowy polskich polityków tłumacząc: „Nie widzę potrzeby po temu, ponieważ Rosja nie reprezentuje obecnie żadnego zagrożenia w stosunku do Europy Wschodniej. Rozszerzenie NATO mogłoby okazać się samospełniającym się proroctwem w tym sensie, iż pobudziłoby ono paranoję, i bez tego już tak silną i rozpowszechnioną w kołach rosyjskich wojskowych i polityków, i przekształciłoby Rosję w rzeczywiste zagrożenie”.

Odrzucenie przez Polskę

Przez całe życie Richard Pipes czuł się związany z krajem swojego urodzenia. Podczas każdej wizyty nad Wisłą wzbudzał podziw swoją nienaganną polszczyzną, mimo że musiał uciekać z Polski, gdy miał zaledwie 16 lat. Pozostała w nim jednak pewna zadra, wynikająca ze stosunku Polaków do swoich żydowskich współobywateli: „Żydzi zamieszkiwali w Polsce przez siedem stuleci, podczas których wnieśli liczący się wkład do gospodarki kraju, a w ostatnim okresie także do jego kultury. Dziś wydaje się, że nigdy nie istnieli. (…) Od tego czasu odwiedziłem Polskę wiele razy. Byłem bardzo dobrze traktowany przez rząd i intelektualistów postkomunistycznej Polski i nawet uhonorowany wysokim polskim odznaczeniem. Mimo to nie mogę pozbyć się uczucia, że ja i mój naród zostaliśmy odrzuceni przez naszą ojczyznę”.

Poprzedni

Niby lepiej, ale źle

Następny

Dziwna koalicja

Zostaw komentarz