18 listopada 2024
trybunna-logo

„Przygotowania” do szczytu NATO

Do szczytu NATO w Warszawie 3 tygodnie (8-9 lipca), a klimat wokół niego gęstnieje coraz bardziej. NATO-wskie wojsko norweskie rozpoczęło w środę niezapowiadane wcześniej manewry w okręgu Finnmark, graniczącym z Rosją.

Rzecznik wojsk norweskich zapewnił, że ćwiczenia nie mają nic wspólnego z zarządzonym przez Władimira Putina dzień wcześniej sprawdzianem gotowości bojowej sił zbrojnych Rosji. Też niezapowiadanym. Chodzi o sprawdzenie systemu odpowiedzi jednostek operacyjnych Brygady Północ na zagrożenia, tłumaczył.
Ale zaraz dodał, że o ćwiczeniach nie informowano wcześniej dlatego, by wszystko przebiegało w sposób „jak najbardziej realistyczny, a armia mogła się sprawdzić w warunkach jak najbliższych rzeczywistemu zagrożeniu”. Norwedzy przerzucą ludzi i sprzęt z Troms do okręgu Finnmark, ledwie 150 km od Półwyspu Kolskiego, gdzie Rosja utrzymuje znaczne siły bojowe.
Również we wtorek sekretarz generalny NATO, Jens Stoltenberg poinformował, że obradujący w Brukseli ministrowie obrony państw NATO potwierdzili decyzje o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu i rozmieszczeniu 4 batalionów w Polsce i krajach bałtyckich. Wartość bojowa tych batalionów jest nader skromna, ale liczy się co innego: demonstracja woli politycznej.
Niejako reagując na ten krok, rzecznik resortu obrony Rosji stwierdził, że „zgodnie z przewidywaniami stopień rusofobicznej histerii poszczególnych przedstawicieli Sojuszu znacznie nasilił się w przeddzień szczytu NATO. Jest oczywiste, że rzeczywistym celem podobnych wypowiedzi o ‚rosyjskim zagrożeniu wojskowym’ jest celowe podsycanie paniki i podtrzymanie wizerunku podstępnego wroga, na walkę z którym można zdobyć kolosalne budżety wojskowe”.
A rzecznik Kremla oświadczył, że Rosja śledzi przesunięcia sił NATO w pobliżu swych granic i podejmuje kroki w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. W tym samym duchu wypowiedział się były ambasador Rosji przy OBWE, obecnie wysoki rangą urzędnik MSZ w Moskwie, Andriej Kielin, który ostrzegł w środę NATO, by to nie myślało nawet o budowie baz wojskowych na wybrzeżach Morza Czarnego, bo nie jest to akwen, którym sojusz w ogóle powinien się interesować. Na morzu tym przed kilku dniami pojawił się amerykański niszczyciel rakietowy USS Porter z nowoczesnym systemem rakietowym SeaRAM. Do tego klimatu pasuje deklaracja prezydenta Bułgarii, Rosena Plewnelijewa po rozmowie z prezydentem Rumunii, Klausem Iohannisem: Sofia popiera rumuńską inicjatywę utworzenia wielonarodowej brygady NATO rozmieszczonej w Rumunii i chce do niej wysłać 400 żołnierzy. Decyzja o utworzeniu brygady ma zapaść na szczycie w Warszawie.
„Uważamy region czarnomorski za strategiczny dla bezpieczeństwa na kontynencie, jego znaczenie szczególnie wzrosło po rosyjskiej aneksji Krymu, nasze państwa powinny być przystosowane do nowych realiów” – oświadczył Plewnelijew. „Mamy wspólne stanowisko w sprawie umocnienia wschodniej flanki NATO w jej południowej części, do której należą nasze kraje”, dodał Iohannis.
W tym duchu wypowiedział się też generał Philip Breedlove, który do maja dowodził w Europie siłami NATO i USA. Na łamach amerykańskiego dwumiesięcznika „Foreign Affairs” stwierdził, że „podstawą strategii NATO w Europie musi być uznanie, że Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie dla USA, ich sojuszników i porządku międzynarodowego”.
Takiemu przygotowaniu szczytu służy także wypowiedź Jensa Stoltenberga dla niemieckiego tabloida „Bild Zeitung”, że „Rosja próbuje środkami wojskowymi budować strefę wpływów”. „Rozmieszczenie wojsk NATO na Wschodzie jest stosowną reakcją na agresywne działania Rosji. Chcemy pokazać naszym partnerom, że jesteśmy z nimi, gdy nas potrzebują. Chcemy także pokazać potencjalnym agresorom, że zareagujemy w razie zagrożenia”, dowodził.

Poprzedni

Strachy na Lachy

Następny

Grecy znów gniewni