Scena polityczna w Hiszpanii zabetonowała się na dobre. Wynik wyborczy z grudnia ub. roku nie pozwolił przez pół roku sformować nowego rządu, a wybory niedzielne przyniosły bardzo zbliżony podział mandatów. I nie można wykluczyć, że Mariano Rajoy i jego gabinet będą pełnić obowiązki przez następne pół roku.
Jego Partia Ludowa (PP) znów wygrała wybory zdobywając 137 miejsc (poprzednio 123), ale dalece za mało, by mieć w Kortezach większość bezwzględną, czyli 176 głosów.
Nie sprawdziły się sondaże przedwyborcze dające drugie miejsce nowopowstałej koalicji populistów i lewaków, którzy zebrali 71 mandatów. Poprzednio, Podemos, 37-letniego wykładowcy akademickiego, politologa, Pablo Iglesiasa uzyskała 69 mandatów, a Zjednoczona Lewica (Izquierda Unida, IU) – 2. Po połączeniu się w koalicję Unidos Podemos zgromadzili tyle samo.
Drugie miejsce zachowali socjaliści (PSOE), 44-letniego wykładowcy akademickiego Pedro Sancheza, ekonomisty, zdobywając 85 miejsc, jakkolwiek ze stratą pięciu z porównaniu z grudniem. Wyraźnie uszczuplił się też stan posiadania powstałym w zeszłym roku liberałom z Ciudadanos – z 40 do 32. Pozostałe 45 mandatów zostało tradycyjnie rozparcelowane wśród partyjek regionalnych i nacjonalistycznych.
Poprzednim razem lewica, lewacy i populiści nie dali rady porozumieć się co do programu (i podziału łupów), by dobrać sobie drobnicę regionalną i powołać rząd. A poza tym Iglesias i Sanchez nie cierpią siebie serdecznie. Teraz jeszcze paru posłów im ubyło. A konserwatystów i liberałów też było za mało, by sklecić większość, choć chęci były. I niewiele im przybyło.
Wykluczona też była, choć możliwa arytmetycznie, koalicja PP z PSOE. Obie partie rządziły na przemian przez poprzednie 39 lat i znienawidziły się wystarczająco, by nie chcieć mieć teraz ze sobą do czynienia we wspólnym rządzie. Mają łącznie 222 miejsca, a więc dosyć, by stworzyć mocną koalicję i powstaje pytanie, czy złości już zwietrzały należycie, żeby to było możliwe? Musiałyby chyba najpierw zniknąć kierownictwa obu partii, a na to się nie zanosi.
Zostały 3 tygodnie na przetargi zakulisowe przed zebraniem się 19 lipca Kortezów. Wtedy dowiemy się, czy król Filip VI będzie mieć kandydata na premiera.