David Davis, powołany przez premier Theresę May minister ds. opuszczenia przez W. Brytanię Unii Europejskiej, dał wyraźnie do zrozumienia, że podejmie działania zniechęcające do migrowania na Wyspy. Jego sposób: objąć pełną ochroną tylko prawa tych, którzy przybyli do pewnej daty. Czyli, unijny status zachowałyby osoby, co już są w W. Brytanii.
Nie wiadomo, o jaką datę chodziło ministrowi. Czy o 23 czerwca br., dzień referendum, czy o dzień rozwodu, czy tylko wystąpienia z podaniem o rozwód. Ta oddala się coraz bardziej, więc może ta pierwsza data.
Wówczas ci, którzy przyjechaliby po niej, nie mieliby bezwarunkowego prawa do pozostania na Wyspach. Ale, dopóki kraj jest w Unii, wszelkie ruchy zaporowe wobec imigrantów byłyby sprzeczne z prawem unijnym. Więc może zabierze to lata?
Po zwycięstwie Brexitowców, po brytyjskie paszporty ruszyli Polacy i inni wschodni europejczycy na robotach na Wyspach, ale ruch zaczął się także w drugą stronę.
Obywatelstwem państw unijnych zainteresowało się żywo wielu spośród ponad 2 mln Brytyjczyków żyjących w innych państwach unijnych.
Ich urzędy odnotowały już tysiące podań i wiele tysięcy zapytań, zwłaszcza niemieckie, włoskie, francuskie i szwedzkie. Na przykład, zainteresowanie paszportem włoskim wzrosło 10-krotnie. Brytyjczycy ci boją się po prostu utraty praw i przywilejów, jakie daje przynależność do UE.
Znaleźli się nawet tacy, co chcą być Polakami – ponieważ dobrze urządzili się w Polsce. Konsul Węgier w Londynie podał, że 150 osób skontaktowało się z jego urzędem w sprawie nowego obywatelstwa – w porównaniu z 2 osobami miesięcznie wcześniej.