Z pewnym gorzkim rozbawieniem da się właśnie obserwować niezwykłe przebudzenie europejskich mass mediów w kwestii rządów króla Ubu we Francji, tj. neoliberalnego ekstremisty Emmanuela Macrona.
Opóźnienie tych mediów jest olbrzymie, gdyż szaleństwo neoliberalne długo im nie przeszkadzało. Dopiero po latach niespotykanego autorytaryzmu, wielu ofiar i nieszczęść, powodem do przebudzenia stały się, teraz sławne na cały kontynent, wyjątkowo represyjne środki antyepidemiczne, które poza swą groteską, niczego nie dają. Macronowska idolatria policyjnych represji przechyliła szalę.
Zaczęło się od artykułu w niemieckim Die Zeit. Tekst „Autorytarny Absurdystan” z 12 listopada oprócz analizy politycznych wpływów francuskiej oligarchii i paryskiej „arystokracji” urzędniczej, na których Macron oparł swe żałosne rządy, przynosi wiele anegdot ilustrujących chaos i niewiarygodną chucpę zarządzania „wojny z epidemią”. Na przykład, by wyjść z ogólnego aresztu domowego przewidzianego lockdownem, Francuzi muszą mieć odpowiednie zaświadczenia, choćby chodziło o wyprowadzenie psa, czy zaprowadzenie dziecka do szkoły.
Na początku tego miesiąca szef Macronistanu (jak go nazywają w ojczyźnie) wygłosił przemówienie telewizyjne, w którym usprawiedliwiał godzinę policyjną i powszechny areszt domowy wymyślonymi liczbami: straszył, że w połowie miesiąca 9 tys. łóżek reanimacji będzie zajętych przez pacjentów z covidem, a wkrótce umrze na tę chorobę 400 000 ludzi (!). Konsekwencją tych typowych fałszywych proroctw na rzecz Wielkiego Strachu był zupełnie niespodziewany bunt mediów rządowych (d. publicznych). W końcu wyciągnęły one dowody, że ani godzina policyjna, ani lockdown z aresztem nie miały najmniejszego wpływu na spadek „przypadków” i zachorowań na covid.
Kilka elementów: szczyt liczby „przypadków” (tj. pozytywnych testów na obecność koronawirusa u zdrowych i chorych) przypadł na 2 listopada – potem liczby zaczęły gwałtownie spadać. 2 listopada to był zaledwie 4 dzień ogólnego aresztu domowego: daleko za wcześnie, by mógł zadziałać, jeśli to w ogóle działa. Co do godziny policyjnej, która sparaliżowała wiele miast łącznie ze stolicą, mogła wydawać się owocna, gdyż początek „szczytowania” liczby „przypadków” – 27 października – przypadł 10 dnia po wprowadzeniu tego obostrzenia. Problem: w miastach, w których godziny nie wprowadzono, początek szczytu przypadł tego samego dnia.
Mało tego, według uznanej już naukowej metody badania nagromadzenia wirusów w ściekach spływających z łazienek, spadek nieuchronnie zapowiadający obniżenie liczby „przypadków” i hospitalizacji zaczął się 17 października, tj. w dniu wprowadzenia godziny policyjnej. Obecnie królują dwie hipotezy, które mogłyby to wyjaśnić: jedna to prostu naturalny cykl życia tego typu wirusów i druga, o której nie warto mówić, gdyż na razie otacza ją zbyt silne tabu medialno-polityczno-społeczne typu pierwotnego (wg antropologii).
Jednak już nie problem, czy Macron, strasząc współobywateli wiedział, czy nie wiedział (co byłoby kompromitacją), jak się sprawy przedstawiają, przestraszył europejskie i nawet amerykańskie media, lecz ogólniejsza kwestia postępującej faszyzacji władzy. Partia Macrona, poparta przez Zjednoczenie Narodowe Le Pen, przepchnęła przez parlament przepisy praktycznie uniemożliwiające oskarżenia niezwykle brutalnej francuskiej policji o jawne przestępstwa. Środkiem do tego jest zagrożony więzieniem zakaz publikowania zdjęć i filmów policjantów, na podstawie których można ich zidentyfikować, co jest dozwolone np. w Chinach, Rosji czy innych krajach dyżurnie uchodzących za represyjne.
Skandaliczna, macronowska ustawa o „globalnym bezpieczeństwie” wywołała mocno spóźnione, nagłe przebudzenie liberalnych mediów, które można podziwiać z opadłą szczęką. Lawina artykułów, od Washington Post, Politico czy New York Times , poprzez Guardiana, El Pais, Handelsblatt i całą masę mniej wpływowych gazet z innych krajów, spada na ciężko doświadczoną Francję i jej oszalałego prezydenta. Potrzeba więc było epidemii, by wreszcie zwrócić uwagę na to, co dzieje się pośrodku Europy. Może po prostu Absurdystan jest większy, niż się uważa?