Niemiecki bank centralny ogłosił właśnie swój październikowy raport, w którym zaleca przechodzenie na emeryturę najwcześniej w wieku 69 lat i czterech miesięcy, a najlepiej jeszcze później, nawet w wieku 75 lat, by zachować dotychczasowy poziom emerytur. Neoliberalna tendencja powiązania przechodzenia na emeryturę ze średnią długości życia zaczyna wywoływać rosnące niezadowolenie.
Siedem lat temu Niemcy przeżyli pierwszy szok, gdy rząd Angeli Merkel przeforsował reformę podnoszącą wiek emerytalny z 65 do 67 lat. Tak się stało, choć nigdy w historii Niemcy nie były tak bogate jak teraz. Zalecenie Bundesbanku nie oznacza jeszcze zmiany przepisów, ale dla wielu emerytów (i nie tylko) nowa, ewentualna nowa reforma odbiera sens pracy i bogacenia się.
Bardzo wpływowy politycznie Bundesbank podaje trzy powody swej propozycji. Po pierwsze, od lat 20. bieżącego wieku na emeryturę zacznie przechodzić pokolenie „baby-boomersów”; po drugie, wzrasta średnia długość życia, po trzecie, od lat rodzi się coraz mniej Niemców, którzy mieliby finansować emerytury, a imigracja nie wystarczająco temu przeciwdziała. Podobne argumenty podają inne ideologiczne ośrodki światowego neoliberalizmu, jak Komisja Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju skupiająca 36 najbogatszych państw świata).
Tak się składa, że w łonie rządzącej koalicji trwa właśnie konflikt na temat „Grundrente” (emerytury bazowej). W przyszłym miesiącu ma zostać opublikowany „bilans połowy kadencji”, co w razie braku porozumienia da SPD okazję do przewidywanego już wcześniej wycofania się z prawicowej koalicji. Po propozycjach Bundesbanku upadek rządu Angeli Merkel stał się dużo bardziej prawdopodobny.