30 listopada 2024
trybunna-logo

Na początek wojna z prawnikami

Prezydent Donald Trump idzie w zaparte i wydał wojnę amerykańskiemu stanowi prawniczemu. Na najnowszym spotkaniu z aktywem służb porządkowych oświadczył, że „sądy wydają się jednak być upolitycznione”. I odczytał wygodny ustęp ustawy o imigracji i obywatelstwie, zauważając, że „nawet kiepski uczeń szkoły średniej zrozumiałby tak proste zapisy”.

Trump nawiązywał do decyzji sędziego federalnego, Jamesa Robarta, który zawiesił obowiązywanie jego rozporządzenia z 27 stycznia o zakazie wjazdu do USA obywateli 7 państw muzułmańskich. Oraz do decyzji Federalnego Sądu Odwoławczego w San Francisco, że do zaskarżenia na decyzję sędziego Roberta odniesie się „pod koniec tygodnia”. O tym, jak już Trump rozpalił namiętności, dowodnie świadczy, że posiedzenie sądu było transmitowane przez radio i telewizję.
Sądy w USA są oczywiście upolitycznione, jak wszędzie, ale rzucić tym w twarz prawnikom, to w USA wyjątkowo obraza, bowiem bardzo starają się zachować przynajmniej pozory apolityczności. A przypomnijmy, że zaczęło się od nazwania przez Trumpa sędziego federalnego Robarta – mianowanego jeszcze przez republikańskiego poprzednika Trumpa, George’a Busha młodszego – „tak zwanym sędzią”.
Jeśli „pod koniec tygodnia” zaskarżenie zostanie odrzucone, wiadomo już, że Trump pójdzie ze sprawą do Sądu Najwyższego. Liczy on 9 sędziów: obecnie 4 postępowych i 4 konserwatystów; Trump mianował 9-ego, znanego konserwatystę, ale najpierw musi zatwierdzić go Kongres, co może parę chwil potrwać.
Tymczasem ci, którzy mają ważne wizy korzystają z okienka szansy i lądują w USA. Rozporządzenie Trumpa uderzyło ze skutkiem natychmiastowym w ok. 60 tys. posiadaczy wiz – obywateli Iraku, Iranu, Jemenu, Libii, Somalii, Sudanu i Syrii. W niektórych w czasie lotu do USA, jak w rodzinę tłumacza kurdyjskiego z Iraku, który przez kilka lat pracował dla wojsk USA. Musieli wracać, by przylecieć ponownie. Ubiór kobiet z rodziny tłumacza dowodził, że z pewnością nie były muzułmankami.
Rozporządzenie wywołało gwałtowne protesty nie tylko w USA, ale i na świecie, gdzie niektórzy politycy nie przebierali w słowach, jak np. Martin Schulz, być może następny kanclerz Niemiec. Bowiem dla zdobycia poklasku zwykłego Amerykanina, który do intelektualistów nie należy, Trump wydał akt prawny niebywale pokraczny.
Po pierwsze podły moralnie, bo w żaden sposób nie uderzający w terrorystów, lecz często w ludzi oddanych USA i legalnie podróżujących. Po drugie, błędny politycznie, bo ucieszył wszelkich wrogów USA i cywilizacji zachodniej, jak Państwo Islamskie, potwierdzając ich racje. Jednocześnie zniechęcając wielu życzliwych. A po trzecie nieudolny od strony technicznej, który wywołał chaos na lotniskach i uderzył w niektóre interesy amerykańskie. Dlatego zawieszenie rozporządzenia ucieszyło głośno 97 wielkich firm, głównie z sektora IT, w tym takie, jak Apple, Facebook, Google i Microsoft.
Na samym wstępie rządów Trump wdał się w poważny spór konstytucyjny o zakres obowiązków i uprawnień prezydenta. W sądach różnych instancji przeciw jego rozporządzeniu złożono ponad 40 pozwów i petycji. I wiadomo, że takie konflikty będą się mnożyć. Być może obecną batalię Trump jeszcze wygra, bowiem ostatecznie ma zapewnione poparcie Kongresu, gdzie Republikanie mają większość w obu izbach. I widać, że Trump już sobie ich podporządkował.
Dowodem jest zatwierdzanie na stanowiskach ministerialnych osób czasem dziwnych, jak owa miliarderka, która została ministerką oświaty i będzie zarządzać szkołami państwowymi, choć nigdy ona, ani jej rodzina do szkół takich nie chodzili, a w czasie przesłuchań kongresowych wykazała się pełną ignorancją i arogancją. Ta nominacja to kolejny przykład „oddania władzy ludowi”, co Trump obiecywał w kampanii wyborczej i jeszcze w czasie przemówienia inauguracyjnego. Jak nie generałowie, albo bankowcy to koledzy miliarderzy.
Albo Jeff Sessions, nowy minister sprawiedliwości i prokurator generalny, który jako sędzie w stanie Alabama wsławił się zastraszaniem starszych wyborców murzyńskich – jeszcze latach 80-tych.

Poprzedni

W Rumunii kryzys wciąż się tli

Następny

W poszukiwaniu straconych pieniędzy