(200204) — WUHAN, Feb. 4, 2020 (Xinhua) — Medical workers help the first batch of patients infected with the novel coronavirus move into their isolation wards at Huoshenshan (Fire God Mountain) Hospital in Wuhan, central China’s Hubei Province, Feb. 4, 2020. A newly-built hospital in Wuhan, the epicenter of the novel coronavirus outbreak in China, began accepting patients infected with the virus on Tuesday. The first batch of patients are being transferred to Huoshenshan (Fire God Mountain) Hospital, which was delivered on Sunday after a 10-day construction. (Xinhua/Xiao Yijiu)
Światowe media od miesiąca żyją epidemią, jaka wybuchła w chińskim mieście Wuhan i rozprzestrzeniła się po całym świecie. Katastroficzne i panikarskie informacje graniczące z histerią są doskonałym newsem dla poszerzania zasięgów materiałów, za czym kryją się oczywiste zyski
reklamodawców i właścicieli kapitału. Wydaje się jednak, że nie we wszystkie otchłanie polityki światowej komentatorzy się zanurzyli. Zróbmy to za nich.
Znawcy Chin zwracają uwagę na fakt, iż jesienią i zimą epidemie tego typu dotykają Państwo Środka zawsze.
Wiąże się to zarówno z klimatem, kuchnią (popularność surowego mięsa przekłada się na łatwiejsze rozprzestrzenianie chorób odzwierzęcych), a przede wszystkim z nomadycznym charakterem siły roboczej wewnątrz Chin. a pracą cały czas w stanie wewnętrznej emigracji jest ok. 200 mln ludzi, głównie robotników pochodzących z centralnych i zachodnich prowincji, a także z regionów północno-wschodnich (Mandżuria), gdzize w wyniku restrukturyzacji gospodarki chińskiej – odchodzenie od przemysłu ciężkiego i wydobycia węgla na rzecz ekologicznych i nowych technologii – wzrosło bezrobocie, a jakość życia wyraźnie się obniżyła.
To też efekt nękającego współczesną neoliberalną gospodarkę napięcia między centrum a peryferiami, z których wysysa się „życiodajne soki”. Współcześni chińscy nomadzi zakwaterowani są najczęściej w byle jakich warunkach, nawet w nieogrzewanych lokalach (byle oszczędzać). Takie są koszty i efekty wzrostu bogactwa nielicznych kosztem mas. Do tego na chiński Nowy Rok dziesiątki milionów Chińczyków podróżują z miejsc pracy do rodzinnych miejscowości.
Znawcy chińskich warunków twierdzą, iż światowe media przesadziły z prezentacją zagrożenia epidemiologicznego. Wielokrotnie bowiem więcej osób jest wyleczonych niźli epidemia zbiera ofiar. Każda śmierć jest tragedią, jednak media karmią się dramatami, zamiast ukazywać sprawę we właściwych proporcjach. Epidemię połączono z chińskim niedemokratycznym i nieliberalnym systemem, mniej chętnie wspominając o tym, jak WHO chwali Pekin za energię w walce z chorobą i transparentność działań.
W Chinach jesienią ub. roku rozpoczęła się przewidziana systemem politycznym rotacyjna wymiana władz: gubernatorów prowincji, sekretarzy i ważniejszych działaczy KPCh we wszystkich prowincjach, merów i czołowych polityków w lokalnych strukturach Chin. To w zamyśle Xi Jinpinga i jego najbliższego otoczenia kolejny etap nie tylko walki z korupcją na wszystkich szczeblach władzy administracyjnej i partyjnej, ale przede wszystkim ostateczna rozprawa z neoliberalnymi, ochoczo spoglądającymi na Zachód i USA środowiskami których uosobieniem jest premier Li Keqiang. Według wielu obserwatorów te grupy orientujące się na globalizację wedle recept zalecanych przez MFW i Bank Światowy przygotowywały się do „pałacowego przewrotu” w Pekinie. Sukcesywne usuwanie zwolenników Li ze średnich szczebli władzy – których końcowym etapem miało być wyeliminowanie obecnego premiera i jego zwolenników z polityki na marcowej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych – zostało w wyniku blokad miast i całych prowincji w efekcie rozprzestrzeniania się epidemii i medialnej psychozy sparaliżowane.
Wielu komentatorów podkreśla zbieżność blokady Wuhanu i ogłoszenie epidemii z mającą nastąpić dymisją mera Zhou Xianwanga, stronnika premiera Li. W oświadczeniu dla chińskiej TV cytowanym z odpowiednim komentarzem przez „The Wall Street Journal” (tuba neoliberalnych kręgów biznesowych) zarzucił on opóźnienia w informacjach na temat epidemii i powstałemu bałaganowi centralnym władzom w Pekinie. To rzecz w chińskiej tradycji niespotykana. Potwierdzać może to tylko ową zakulisową walkę toczoną w chińskim kierownictwie skwapliwie podgrzewaną przez liberalne media na świecie.
Czy mamy do czynienia z kolejnym przykładem toczącej się w wielu miejscach na świecie niewidocznej gołym okiem wojny? Toczą ją z jednej strony środowiska globalistów o antynarodowej i skrajnie antyspołecznej mentalności, przedstawicieli trans-narodowych mega-korporacji i hiper miliarderów, z drugiej – zwolennicy uporządkowania (przynajmniej częściowego) istniejącego chaosu aktualnej wersji globalizacji, powrotu do układów międzypaństwowych i obalenia dominacji dolara przez powrót do oparcia systemu walutowego o parytet złota (porozumienie z Bretton Woods). To m.in. w ramach takich tarć na najwyższych szczeblach władzy prezydent Rosji Władimir Putin usunął nagle w połowie stycznia br. premiera Federacji Rosyjskiej Miedwiediewa, kojarzonego z ultraliberałami z tzw. „kręgów Davos” czy grupy Bildenberg. Xi Jinping nie zdążył.
W Stanach w decydujący moment wchodzi kolejna próba impeachmentu prezydenta Donalda Trumpa. Ta walka na scenie politycznej wewnątrz Stanów Zjednoczonych powoduje, iż po pierwsze ten konflikt przenosi się na cały świat, gdyż konsolidujący swoją pozycję Trump potrafi sięgać po ruchy, których konsekwencji nie jest w stanie przewidzieć. Chaos w waszyngtońskich strukturach władzy przybiera rozmiary takie, że aż trudno powiedzieć: czy to ruchy niekontrolowane, czy raczej próba zarządzania sytuacją za pomocą rozpętywania kolejnych kryzysów (Ukraina i Biden-gate, zabójstwo Solejmaniego). A równocześnie media rozpętują histerię wokół Chin, przenosząc tam zainteresowanie amerykańskiego odbiorcy.
Tymczasem od listopada ubiegłego roku trwają masowe zachorowania na grypę w Stanach Zjednoczonych. W jej wyniku, choć nikt nie ogłasza zagrożenia z tego tytułu, zmarło już ok. 10 000 osób. To dane CDC – Federalne Centrum Chorób w USA. Szacunkowe, gdyż w USA nie prowadzi się w tej mierze żadnej statystyki. O tym media milczą.