21 listopada 2024
trybunna-logo

Militaryzacja kryzysu

(200416) — WUHAN, April 16, 2020 (Xinhua) — Military medics salute to the Huoshenshan Hospital in Wuhan, central China’s Hubei Province, April 15, 2020. With the approval of Xi Jinping, chairman of the Central Military Commission, military medics who were dispatched to Hubei Province to assist with the treatment of COVID-19 patients have left the provincial capital city of Wuhan after completing their mission. The medics were transported by chartered flights and trains. (Xinhua/Fei Maohua)

Świat po tym kryzysie będzie jeszcze bardziej podzielony, niesprawiedliwy i nierówny – mówi włoski ekonomista Riccaro Petrella, były doradca przy Komisji Europejskiej.

Na tym etapie pandemii personel medyczny jest nieustannie określany jako żołnierze. Mówi się o tych ludziach, że są „na linii frontu walki z chorobą”. Ciągle mówi się też o potrzebie produkcji zestawów testowych, respiratorów, kombinezonów ochronnych i szczepionek w tym sensie, że musimy być uzbrojeni przeciwko wrogowi – wirusowi . Co ta mieszanka militaryzacji i medycyny oznacza dla naszej przyszłości? Czy pomaga ona w walce z chorobą?
Użycie pojęcia wojny do określenia stanu, w jakim się znajdujemy z powodu pandemii Covid-19, jest nie tylko niewłaściwe, ale i niebezpieczne. Ta wojskowa metafora walki z koronawirusem stworzyła dość niezdrową atmosferę. Podświadomie zasugerowano nam, że u źródła całej katastrofy jest fizyczny wróg, zewnętrzny winowajca. Stąd na początku pojawiły się pretensje wobec ludzi, którzy mieliby popełnić błędy, pracując w laboratorium czy wszelkiej maści historie wietrzące spiski stojące za wybuchem epidemii.
Realistycznie rzecz ujmując można powiedzieć, że militaryzacja służy jako przykrywka, uzasadnienie lub alibi, w celu zminimalizowania lub nawet zaprzeczenia potencjalnej odpowiedzialności, jaką nasze społeczeństwa ponoszą za powstanie i mordercze rozprzestrzenianie się tej pandemii. Ma posłużyć do zmuszenia ludzi do zaakceptowania jako nieuniknionych bardzo ciężkich, negatywnych konsekwencji, jakie pandemia powoduje i będzie powodować. Chodzi o bezrobocie, utratę dochodów, zubożenie, konflikty, nierówności społeczne, niszczenie stylu życia. Ich koszty poniosą najsłabsi, najbardziej zubożali, wykluczeni, „niekonkurencyjni”.
Ostatecznie zmilitaryzowanie walki z pandemią jest przede wszystkim powtórzeniem koncepcji mówiącej, że świat jest teatrem trwałej wojny ekonomicznej o przetrwanie. Jest to, moim zdaniem, powód, dla którego biznes i oligarchie finansowe nalegają na natychmiastowy powrót do pracy i nieprzerwaną kontynuację działalności gospodarczej. Dlatego mówi się, że właśnie gospodarka ma strategiczne znaczenie dla przetrwania poszczególnych krajów.
Co oznacza pandemia i stan wyjątkowy, w który weszliśmy, dla gospodarki UE? Jakie tendencje i reformy wewnętrzne przyspieszy ten kryzys?
Wstępnej odpowiedzi udzieliło porozumienie osiągnięte wieczorem 9 kwietnia przez członków strefy euro w sprawie wspólnej reakcji na pandemię. Ta bardzo oczekiwana decyzja jest niestety przykładem nikłej solidarności między przywódcami UE. Fakt, zwiększono kwotę dostępnych środków finansowych przeznaczonych na działania antykryzysowe. Zgodzono się, że potrzebne jest złagodzenie niszczącego wpływu epidemii na zatrudnienie i dochody pracowników (tzw. pakiet SURE, dający dostęp do kredytów w wysokości 100 mld euro), wspieranie przedsiębiorstw zaprzestających działalności i tracących dochody poprzez utworzenie funduszu EBI w wysokości do 200 mld euro oraz przyznanie pomocy publicznej kwoty o wysokości do 240 mld euro w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilności (słynnego EMS, który od lat jest ostro krytykowany przez postępowe siły europejskie). Są też tradycyjne fundusze europejskie (rolnicze, regionalne itd.), państwom przyznano większą elastyczność w ich wykorzystaniu. Tymczasowo zrezygnowano też z ograniczeń narzuconych przez pakt stabilności, który kilka państw członkowskich uznało za zwyczajnie głupi i antyeuropejski.
W każdym razie decyzje te nie rozwiązują żadnych długoterminowych problemów strukturalnych w architekturze gospodarczej i finansowej UE, która w ostatnich latach znalazła się w centrum debaty politycznej na temat przyszłości Unii oraz politycznej i społecznej wiarygodności jej integracji jako „wspólnoty europejskiej”.
Można powiedzieć, że porozumienie z 9 kwietnia nie było szansą, na którą liczyli obywatele i obywatelki Europy, czyli momentem zainicjowania zmian strukturalnych niezbędnych do ożywienia projektu europejskiego. Europejscy przywódcy przegapili okazję do ponownego określenia roli państwa i społeczeństwa w związku z obecną przewagą prywatyzacji i monetyzacji kolejnych segmentów życia społecznego oraz usług publicznych; do zmiany kryteriów ustalania priorytetów inwestycyjnych. Co z wydatkami na cele wojskowe, czy będą one nadal dominować w wyborach krajowych i stosunkach globalnych? A co ze szkodliwymi wydatkami niszczącymi ekologię, stan gleb, lasów, wód, oceanów – czy zyski finansowe nadal będą przeważać nad prawami i zdrowiem ludzi i innych żyjących na Ziemi gatunków?.
Pozostawienie najsilniejszym państwom swobody decydowania o wykorzystaniu zasobów finansowych i zwiększenie dostępu państw do kredytów, nawet w przypadku euroobligacji gwarantowanych przez UE, zgodnie z obowiązującymi zasadami i przepisami, jest tylko niewielkim krokiem, nadal w interesie biznesu kapitałowego i finansowego. Służy to tylko utrzymaniu nieodpowiedniego i niesprawiedliwego systemu. Jest to również wkład w niszczenie dorobku integracji europejskiej.
Świat wszedł w kryzys gospodarczy, który w najlepszym wypadku będzie tak samo zły jak ten z lat 2007-2008. Nastąpiło również niezwykłe wzmożenie kontroli i represji społecznej. Co będzie oznaczać pandemia, stan wyjątkowy i kryzys gospodarczy dla praw człowieka, demokracji i projektów światowego społeczeństwa obywatelskiego, które pan rozwijał i opisywał?
Moje obawy, że świat, który po pandemii będzie jeszcze bardziej rozdrobniony, nierówny i niesprawiedliwy, są raczej uzasadnione.
Obywatele – tak zwani „ludzie na ulicach” – w reakcji na obecne dramatyczne sytuacje nie skłaniają się ku myśleniu i działaniu w skali globalnej, w kierunku perspektywy równości, ochrony praw człowieka, ratowania natury. Większość z nich troszczy się przede wszystkim o swoją przyszłość, bezpieczeństwo, przetrwanie. Nie bez powodu, biorąc pod uwagę ekonomiczne i finansowe reakcje na koronawirusa w Europie, Stanach Zjednoczonych, Brazylii, Indiach… Wydaje się, że ludzie są spychani znów w kierunku nacjonalistycznych, a nawet ksenofobicznych, rasistowskich zachowań. Opinie wyrażane przez rządzących i przez media tylko się do tego przyczyniają.
Ze względu na swoje niedoskonałości i słabości (żadne finansowe kombinacje nie mogą ich ukryć), jest bardzo prawdopodobne, że porozumienie z 9 kwietnia zostanie łatwo wykorzystane do zaostrzenia wrogości Włoch wobec Niemców i Holendrów i odwrotnie. Podobnie jak w przypadku Włoch, na przykład, pogardy i rasizmu niektórych mieszkańców Północy wobec mieszkańców i mieszkanek Południa kraju.
A co dopiero można powiedzieć o losie 2,1 miliarda ludzi, którzy nie mają dostępu do wody pitnej i 4,2 miliarda, którzy nie wiedzą, czym jest służba zdrowia? Jakie są obecnie radykalne działania mające na celu powstrzymanie czynników, które każdego roku powodują śmierć 7,9 miliona dzieci poniżej piątego roku życia z powodu chorób spowodowanych między innymi brakiem wody pitnej? Gdzie są podejmowane na szczeblu globalnym decyzje, aby powstrzymać niszczenie życia 1,7 miliarda bezdomnych i 2,1 miliarda dorosłych bez odpowiedniej pracy, którzy są wykorzystywani i niechronieni? Gdzie są decyzje o powstrzymaniu, po pandemii, wydatków wojskowych i sprzedaży prywatnemu kapitałowi praw do życia i sztucznej inteligencji?
Aby były podstawy sądzić, że świat po pandemii będzie inny niż przedtem, musiałyby pojawić się silne oznaki odwrócenia trendów. Tymczasem na razie jest jedynie tak, że nieco więcej środków publicznych zostanie wydanych na opiekę zdrowotną, środowisko, jakość życia i bezpieczeństwo w obliczu poważnych zagrożeń związanych ze skutkami trwającej katastrofy klimatycznej. To niewiele. Jeśli nie będzie mocnego zwrotu, skorzystają na tym jedynie zamożne warstwy społeczne, izolowane finansowo.
Zdaniem niektórych Chiny wygrają ten kryzys, ponieważ rozwiązały już swoje problemy z koronawirusem i obecnie angażują się w aktywną dyplomację, aby wspierać kraje europejskie w tym kryzysie. Jak będzie wyglądał system stosunków międzynarodowych po zakończeniu tego kryzysu?
Światowi przywódcy nadal kierują się logiką teraźniejszości i przyszłości świata ukształtowanego przez walkę o władzę gospodarczą i militarną między narodami i państwami. Inne scenariusze uważane są za nierealistyczne, utopijne i zbyt dalekosiężne. Tymczasem np. demograficznymi potęgami właśnie stają się kraje, które jeszcze niedawno były uznawane za państwa słabe. Prognozy dotyczące światowych potęg gospodarczych i technologicznych powiedzmy w 2050 r. są niepewne, wręcz szkicowe.
Na temat trendów gospodarczych można powiedzieć, że znacząco spadnie waga „brutto” tzw. gospodarek rozwiniętych. W pierwszej dziesiątce krajów z najwyższym PKB, krajami zaliczanymi do „zachodnich”, kierujących się liberalizmem będą tylko USA, Japonia i Wielka Brytania Jednak w pierwszej dziesiątce krajów najbardziej zaludnionych będzie się znajdować tylko jeden z nich, czyli USA. Oznacza to (i jest to tym bardziej prawdziwe, jeśli weźmiemy pod uwagę 30 najbogatszych krajów pod względem PKB), że kraje rozwinięte utrzymają swoją względną dominację pod względem siły ekonomicznej (zwłaszcza finansowej) per capita. Jeśli chodzi o kraje nazywane „wschodzącymi” (przez dominujących graczy), to interesujące jest to, że na razie scenariusze sprzyjają również kontynuacji obecnych trendów. Nic dziwnego, że do pierwszej dziesiątki należą Chiny, Indie (1. i 2.), Indonezja (4.), Brazylia (5.), Rosja (6.) i Meksyk (7.). Ale to nie oznacza że zasobność tych populacji będzie wzrastać. Może 400 milionów Hindusów z 1,6 miliarda zdoła stać się zamożnymi. Możliwe, że w Chinach nawet 500 milionów z 1,4 miliardowej populacji. Co więcej, trudno sobie wyobrazić, w obecnym stanie rzeczy, że kraje takie jak Brazylia, Indonezja, Rosja i Meksyk, które charakteryzują się ogromnymi wewnętrznymi nierównościami społecznymi, gospodarczymi i politycznymi, zdołają odwrócić tę sytuację w ciągu 30 lat. Mogłoby to nastąpić tylko wtedy, gdyby przywódcy w stylu Luli rozmnożyli się i pozostali przy władzy przez jedno lub dwa pokolenia.
Jeśli chodzi o potęgę technologiczną, za istotny wskaźnik potencjalnych możliwości techniczno-naukowych krajów uznałem liczbę zgłoszonych (i uzyskanych) patentów w dziedzinie organizmów żywych w świecie roślin, zwierząt i ludzi oraz w dziedzinie algorytmów (sztucznej inteligencji). Według najnowszego raportu WIPO (World Intellectual Property Organisation, Report 2019 The Geography of Innovation: Local Hotspots, Global Networks) USA, Japonia i kraje Unii Europejskiej (w szczególności Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Holandia i kraje skandynawskie) stanowią 70 proc. patentów zgłoszonych w „rodzinach” patentów, które są strategicznie bardziej wrażliwe i decydujące. Tylko pięć krajów z pozostałej części świata (Chiny, Indie, Izrael, Singapur i Korea Południowa) odnotowuje wzrost liczby patentów, ale również dzięki temu, że kraje zachodnie i Japonia, ze względu na konkurencyjność i wygodę, mają tendencję do zgłaszania części swoich patentów również w tych ostatnich krajach.
Tylko uchylenie przepisów dotyczących patentów prywatnych i nienastawionych na zysk (wprowadzonych i narzuconych przez Stany Zjednoczone w 1980 r., a następnie przez Unię Europejską w 1998 r.) mogłoby powstrzymać przewagę technologiczną krajów zachodnich. Celem byłoby usunięcie logiki rynkowej i interesów globalnego kapitału finansowego z wiedzy technologicznej i naukowej. Wiedza musi stać się globalnym dobrem publicznym służącym wszystkim na Ziemi (w tym wszystkim żywym gatunkom). Jeśli tak się nie stanie, nie jestem gotów postawić nawet jednego euro na globalne rozwiązania wspólnotowe, które mogłyby nas uchronić przed przyszłymi katastrofami, których preludium odczuwamy już dziś.

Riccardo Petrella jest włoskim ekonomistą, który w latach 1979-1995 był analitykiem polityki naukowej i technologicznej przy Komisji Europejskiej, stając się świadkiem i głosem sprzeciwu wobec definicji Europy jako unii konkurencji, jaką przyjęła Komisja Europejska. Jest jednym z głównych autorów raportu „Limity konkurencji” Grupy Lizbońskiej, który krytykuje neoliberalne reformy podjęte przez Komisję Jacque’a Delorsa, które służą kapitałowi i rynkom, podważając osiągnięcia powojennej Europy. Petrella pracował w latach 1967-1975 jako sekretarz naukowy, a następnie jako dyrektor Europejskiego Centrum Koordynacji Badań i Dokumentacji w Naukach Społecznych w Wiedniu – organizacji, która doprowadziła do wymiany naukowej między Europą Wschodnią i Zachodnią w czasach, gdy była ona podzielona. Wykładał w latach 1982-2005 na Katolickim Uniwersytecie w Leuven (Belgia). W latach 2005-2006 był prezesem Water Company of Puglia (Włochy). W 1997 r. założył Międzynarodowy Komitet ds. Światowego Kontraktu Wodnego, którego prezesem jest były prezydent Portugalii Mario Soares. W 1998 r. Petrella opublikował „Manifest wodny” (najpierw w języku francuskim, a następnie angielskim w 2001 r.), w którym przedstawił swoją wizję wody jako ” dobra wspólnego”.
Rozmawiał Władimir Mitew. Materiał ukazał się na portalu Barikada-The Barricade. Tłumaczył Wojciech Łobodziński (strajk.eu).

Poprzedni

Krystyna Łybacka – Rara Avis w polskiej polityce

Następny

Gospodarka 48 godzin

Zostaw komentarz