Sunnickie Państwo Islamskie (PI) podobno słabnie coraz bardziej w Iraku.
I być może dlatego nasila krwawe zamachy terrorystyczne wymierzone w szyitów. W środę z użyciem samochodów-pułapek w dwóch dzielnicach szyickich Bagdadu zabito ponad 80 osób, a grubo ponad 100 zostało rannych.
Do krwawszego z zamachów – w Mieście Sadra przyznało się PI. Tam zginęło co najmniej 65 osób. Nazwa dzielnicy wywodzi się od nazwiska duchownego szyickiego zamordowanego w 1999 r. z polecenia Saddama Husajna. Był on ojcem Muktady as-Sadra radykała szyickiego, którego Ruch Sadryjski ma dziś 34 posłów w liczącym 328 miejsc parlamencie. Muktada as-Sadr kierował przez lata zbrojną rebelią przeciwko wojskom USA po ich wejściu do Iraku w 2003 r.
W środę zamachem samobójczym na bagdadzką dzielnicę sannicką Dżamija odpowiedzieli też szyici – choć tego zwykle nie czynią. Zginęło co najmniej 7 osób, a 22 zostały ranne. Masakry na szyitach nasiliły się już w kwietniu, kiedy w wyniku 4 zamachów zginęło co najmniej 40 osób, a około stu zostało rannych, wielu ciężko.
Władze Iraku twierdzą, że dzięki prowadzonej przy wsparciu USA kampanii zbrojnej odzyskały około dwóch trzecich obszaru zajętego przez PI w 2014 r. Z 40 proc. terytorium Iraku, które PI okupowało, w jego rękach pozostaje już tylko 14 proc., zapewnił rzecznik rządu. Brzmi to dużo bardziej optymistycznie, niż komunikaty USA, ale nie ulega wątpliwości, że odzwierciedla zwrot w sytuacji wojskowej.
W ciągu ostatniego roku wojska irackie przy wsparciu formacji kurdyjskich oraz milicji szyickich i sunnickich bojowników plemiennych odbiły szereg miast, w tym Ramadi, Tikrit i Bajdżi. Władze zapowiadają rychłe odzyskanie Mosulu, ale wciąż do tego daleko.