18 listopada 2024
trybunna-logo

„Marsz Powrotu” trwa

Zaledwie jednego dnia „Marszu Powrotu”, który w miniony piątek, 20 kwietnia, ponownie zgromadził ponad 10 tys. Palestyńczyków, od kul izraelskich żołnierzy zginęły cztery osoby, a ponad 700 zostało rannych. Wśród ofiar śmiertelnych znalazł się 15-letni chłopiec. Gdyby podobna tragedia wydarzyła się w Europie lub przynajmniej zabici nie byliby muzułmanami, wówczas media karmiłyby nas tym tematem 24 godziny na dobę. Tymczasem śmierć Palestyńczyków już dawno przestała kogokolwiek obchodzić.

Miniony weekend był czwartym z kolei, podczas którego rzesze Palestyńczyków zgromadziły się przy izraelskiej granicy, aby zaprotestować przeciwko zaborczej polityce rządu w Jerozolimie. Protesty będą się odbywały do 14 maja, kiedy świat zachodni upamiętni 70. rocznicę powstania państwa Izrael, zaś Palestyńczycy będą wspominać „Nakbę” (katastrofę), czyli masowe wypędzenia ludności rodzimej dokonane przez żydowskich osadników.
Zgodnie z postanowieniami Organizacji Narodów Zjednoczonych z 1947 r., terytoria wchodzące w skład byłego mandatu brytyjskiego miały zostać podzielone między Palestyńczyków, a stale rosnącą populację żydowskich osadników. Ze względu na faworyzowanie tej drugiej grupy, plan został odrzucony przez państwa arabskie i samych Palestyńczyków. W konsekwencji, 14 maja 1948 r. ogłoszono powstanie Izraela, którego granice znacznie odbiegały od tych wyznaczonych przez ONZ. Wiele z terenów przypisanych do przyszłej Palestyny nowe państwo zagarnęło siłą, a ich dotychczasowych mieszkańców wypędziło. Szacuje się, że taki los spotkał ponad 800 tys. osób. Nie obyło się też bez ofiar śmiertelnych. Izraelski historyk Ilan Pappé, który dokładnie zbadał temat, pisze wręcz o „czystkach etnicznych” w Palestynie, dokonanych przez społeczność żydowską w pierwszej połowie 1948 r.
Nie tylko o historię tu jednak chodzi. Spośród ok. dwóch milionów osób żyjących obecnie w Strefie Gazy, 70 proc. to uchodźcy. Obozy, gdzie mieszkają, znajdują się zaledwie kilka kilometrów od domów, z których 70 lat wcześniej zostali wygnani. Gdyby nie mur odgradzający współczesny Izrael, mogliby je nawet zobaczyć. Jednak nawet tu, za ścianą z betonu i drutu kolczastego, Palestyńczycy nie czują się u siebie. Strefa Gazy znajduje się pod ścisłym izraelskim nadzorem, o jakiejkolwiek swobodzie przemieszczania się nie ma mowy. Organizacje międzynarodowe mówią wprost o „izraelskiej okupacji”. Nic zatem dziwnego, że lokalna gospodarka kuleje, a większość Palestyńczyków żyje w skrajnym ubóstwie.
Palestyńczycy zdają sobie sprawę, że cotygodniowe protesty, które od końca marca organizują przy izraelskiej granicy nie zmienią ich położenia. Mimo to, mimo śmierci już 39 osób, każdego tygodnia coraz bliżej podchodzą do muru, aby przynajmniej symbolicznie być bliżej swoich rodzinnych domów. Mają przy tym nadzieję, że tym razem świat usłyszy ich krzyk i zachowa się inaczej niż 70 lat temu.

Poprzedni

Nowa liderka niemieckich socjaldemokratów

Następny

Wokół Syrii

Zostaw komentarz