Oburzenie z powodu rozmiarów moralnej degrengolady Kościoła katolickiego przycichło nieco w mediach, gdy cały świat zaczął przyglądać się wydarzeniom w Ameryce. Niesłusznie. Zanim więc powróci bałwochwalczy i irracjonalny kult papieża z Polski (pomniki ciągle stoją), przypomnijmy kolejną z pocztu niechlubnych postaci w sutannach.
Kim był „umiłowany syn Jana Pawła II” Marcial Maciel Degollado, opinia publiczna trochę już wie. Hojny sponsor i sprawny organizator papieskich podróży do obu Ameryk, a równocześnie założyciel Legionu Chrystusa, katolickiego zgromadzenia, w którym nagminną praktyką, rytuałem organizacyjnym niemalże, były odrażające praktyki pedofilskie. Mało jest znana natomiast nader podobna działalność ks. Fernando Karadimy z parafii El Bosque w Santiago de Chile. On też stworzył przemysłowy niemalże system deprawacji dzieci i młodzieży.
Były lata 80. XX wieku. W Chile rządy faszystowskiej junty Augusto Pinocheta trwały w najlepsze. Pinochet oraz jego najbliższe otoczenie, przedstawiający się jako wzorcowi katolicy, otrzymywali cały czas wsparcie bezpośrednio z Watykanu oraz od nuncjusza papieskiego Angelo Sodano, bliskiego współpracownika Jana Pawła II. Ci „obrońcy tradycyjnych wartości” mieli równocześnie bardzo bliskie kontakty z siatką pedofilską ks. Karadimy. Dyktator chronił poprzez swoich podwładnych – zwłaszcza z DINA (Direccion de Inteligencia Nacional, owianej złą sławą z racji masowych morderstw oraz stosowania bestialskich tortur wobec przeciwników reżimu służby specjalnej) – przychylnych reżimowi duchownych zamieszanych w skandale seksualne. Masowe informacje nt. temat docierały do Rzymu z Chile mniej więcej od 1984 roku. Wszystkie pozostawały bez jakiegokolwiek echa. Sam Angelo Sodano zamieszany był zresztą w serię skandali, cyklicznie powtarzających się przez cały jego pobyt w Chile (1977-1990). Ten twardy, fanatyczny antykomunista, przeciwnik jakiejkolwiek myśli lewicowej czy progresywnej uwielbiał Pinocheta i sposób działania reżimu – z wzajemnością. Ernest Ottone – były szef chilijskich komunistów czy Marco Enriquez-Ominami, lewicowy działacz polityczny mówią o tym, jak Sodano, a za jego sprawą papież postarali się, by nad krwawą dyktaturą trwał międzynarodowy parasol ochronny. Współpraca ta zaowocowała prześladowaniami chilijskich księży i zakonników zaangażowanych w teologię wyzwolenia, jak również katolików świeckich, przeciwników reżimu, denuncjowanych przez Karadimę, jego otoczenie i samego Sodano. Równocześnie wielu wysokich funkcjonariuszy junty korzystało z różnorakich form usług seksualnych jakie zapewniał krąg i system pozyskiwania ofiar zorganizowany przez ks. Karadimę, a Pinochet interesował się niesłychanie drobiazgowo orientacją seksualną chilijskich księży katolickich i przypadkami pedofilii.
Sekta czy też mafia – jak można nazywać system Karadimy – przetarła drogę do Chile Legionowi Chrystusa, a przede wszystkim – Opus Dei. Jan Paweł II mógł się tylko cieszyć; w latach 80. żadna z tych struktur, które tak cenił, nie była jeszcze w Chile mocno zakorzeniona. Dzięki Karadimie to się zmieniło. Odrażający duchowny poprzez kontakty z DINA penetrował katolickie środowiska i seminaria w całym Chile, wybierając młodych seminarzystów, a także chłopców rozpoczynających nowicjat w zakonach. Inwigilował środowiska bliskie podczepionej pod reżim elicie, unikając ofiar będących pochodzenia indiańskiego czy z rodzin mieszanych. Preferowani byli młodzieńcy biali, najlepiej blondyni, z rodzin z problemami małżeńskimi, by nikt z bliskich ich nie bronił…
Ale dochodzi tu jeszcze jeden aspekt bliskich kontaktów – by nie powiedzieć powiązań – reżimu Pinocheta i Watykanu. Chodzi o pieniądze przekazywane w formie datków, darowizn czy wspomagania określonych fundacji katolickich przez reżim chilijski. Tak jak Maciel, tak Karadima był niesłychanie sprawnym organizatorem, zapewniającym przy pomocy DINA i innych organów państwa dopływ sporych funduszy. Był biznesmenem w sutannie, jakich w czasie neoliberalizmu mnóstwo ujawniło się w Kościele – można powiedzieć, prekursorem tych wszystkich „świątobliwych ojców”, którzy dziś pozyskują dla Kościoła gigantyczne środki finansowe, przeznaczane potem po prostu na konsumpcję (przez wyższe duchowieństwo) czy na wspieranie antymodernizacyjnych, reakcyjnych ruchów czy środowisk. Kto wie, czy to właśnie nie jest kluczowe dziedzictwo Jana Pawła II i jego ulubieńców – idea misyjnego i ewangelizującego w duchu super konserwatywnym, a do tego skutecznego w pozyskiwaniu środków doczesnych na swą działalność Kościoła.
Degollado i inni zwyrodnialcy spod parasola ochronnego w czasie pontyfikatu Jana Pawła II dokończyli żywota w ciszy i na uboczy, w zakątkach klasztornych murów w różnych częściach świata. Bez większych perturbacji w latach władzy najbliższego współpracownika Wojtyły i jego następcy, papieża Benedykta XVI. Fernando Karadimę w 2018 r. papież Franciszek suspendował i usunął z Kościoła, mimo ukończonych 90 lat. Słusznie uznano go za synonim upadku całego chilijskiego Kościoła. Czas, by i w Polsce wojujący antykomunizm i ultrakonserwatywny katolicyzm przestały uchodzić za cnoty.