Cały ten Brexit może zakończyć się kupą śmiechu. Choć nie musi. Do śmiechu nie będzie tylko tym, co ciężko zapłacili po głębokim znurkowaniu kursu funta i indeksów giełdowych.
Politycy unijni już tyle numerów wywinęli w przeszłości, że kolejny nie powinien zadziwić. Na przykład, pierwsza minister Szkocji, Nicola Sturgeon powiada, że nie dopuści do Brexitu i sugeruje, że parlament Szkocji po prostu odrzuci wynik referendum nakazujący wyjście W. Brytanii z Unii. Prawnicy konstytucjonaliści powiadają, że żaden przepis nie uprawnia jej do tego. Spokojnie. Inni prawnicy konstytucjonaliści powiedzą, że żaden przepis nie zabrania. I londyńska Izba Gmin może też tak powiedzieć, skoro 70 proc. zasiadających w niej posłów to przeciwnicy porzucenia Unii.
Hunt, Crabb i Johnson
Premier David Cameron sprawia jednak wrażenie, że chciałby szybko zniknąć w tle. Tuż po ogłoszeniu wyników mówił, że będzie trzymał się adresu 10, Downing Street do października, tymczasem jego Partia Konserwatywna ogłosiła, że powołano komitet ds. wyboru nowego premiera i obejmie on urząd najpóźniej 2 września. Najpóźniej.
Już są pierwsi chętni, jak ministrowie zdrowia, Jeremy Hunt i zabezpieczenia socjalnego, Stephen Crabb. Hunt chce nowego referendum i uważa, że w żadnym wypadku nie można dopuścić do uruchomienia art. 50-go traktatu unijnego o trybie opuszczenia UE. Nie zgłasza się Boris Johnson, ten, który najbardziej przyczynił do sukcesu Brexitu. Sprawia wrażenie, jakby w obliczu tego, co narozrabiał, chciał się schować w mysiej norze.
Ratingi w dół
Mimo zapewnień brytyjskiego ministra finansów, George’a Osborna, że gospodarka ma się świetnie, a rząd ma plan awaryjny, agencja S&P obniżyła ocenę W. Brytanii z najwyższej AAA do AA, z widokiem na dalsze obniżki, a Standard & Poor’s i Fitch obniżyły poziom wiarygodności kredytowej kraju.
Konkretne kroki
Ale Cameronowi – który nie ogłosił uruchomienia art. 50-go – nie będzie łatwo wymigać kraju z następstw referendum. Pierwsze reakcje płynące z Brukseli i stolic zachodnioeuropejskich wskazywały, że politycy wiodących państw unijnych chcą pozbyć się W. Brytanii jak najszybciej. Tylko Angela Merkel hamletyzowała.
Jednak po pilnym spotkaniu w Berlinie z prezydentem Francji, Francois Hollandem i premierem Włoch, Matteo Renzim sprawiła wrażenie, że przesuwa się ku skrzydłu chcącym pożegnać Londyn. Zgodziła się ogłosić, że nie będzie żadnych formalnych ani nieformalnych rozmów z W. Brytanią, zanim Londyn nie uruchomi art. 50-ego. Merkel nie bardzo ma wyjście, bowiem jej kolega partyjny i najpotężniejszy po niej człowiek w rządzie niemieckim, minister finansów Wolfgang Schaeuble stwierdził, że wynik referendum jest nieodwracalny i „byłoby przyzwoicie”, gdyby Londyn złożył wniosek o wystąpienie.
Z drugiej strony i ona i Schaeuble nacisnęli hamulec dla pomysłów kolegi z rządu, socjaldemokraty, Franka-Waltera Steinmeiera, który dzień wcześniej zwołał w Berlinie spotkanie szefów dyplomacji pozostałych 5 państw założycielskich Unii z myślą o wykuciu twardego rdzenia Unii pierwszej prędkości. Zdaniem Schaeublego stratą czasu byłoby debatowanie nad zmianą traktatu. A Merkel uznała, że nie jest to odpowiedni czas na forsowanie szybkiego pogłębienia współpracy państw strefy euro.
Merkel odcięła się od prasowych określeń, że z Hollandem i Renzim powołała „dyrektoriat” UE. Ale zarówno ona, jak i Hollande mówili, że na spotkanie Rady Europejskiej w Brukseli jadą „z nowym impulsem”. I „trójka” chce, aby we wrześniu omówić „konkretne kroki”, a proces przygotowywania zmian miałby się zakończyć w 60. rocznicę podpisania traktatów rzymskich – w marcu 2017 r.
Pozbyć się Tuska
Kluczowe dla wychodzenia z kryzysu poreferendalnego może być dzisiejsze spotkanie szefów państw i rządów 27krajów Unii, w którym – w przeciwieństwie do spotkania wczorajszego – udziału nie weźmie Cameron. Przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk po prostu go nie zaprosił.
Tymczasem prezes PiS, Jarosław Kaczyński i minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski sprawiają wrażenie jakby ich priorytetem było obalenie Tuska. Kaczyński oskarżył go o wywołanie Brexitu. Chce nie tylko upadku Tuska, ale i rozpędzenia Komisji Europejskiej (KE). O potrzebie rozprawienia się z KE mówił też Waszczykowski. Chce „głównej, wiodącej” roli Rady Europejskiej.
Strona polska chce też pilnie skorzystać z okazji, aby zreformować Unię po swej myśli. Odpowiednie pomysły miała wczoraj w Brukseli przedstawić premier Beata Szydło. Zaproponujemy działania przejściowe, które można będzie podjąć, zanim dojdzie do „wydyskutowania nowego traktatu”, zapowiedziała.
Spotkanie odnowicieli
Waszczykowski zwołał w Warszawie spotkania ministrów spraw zagranicznych konkurencyjne dla spotkania szefów dyplomacji „szóstki” założycielskiej w Berlinie. Zjawili się ministrowie lub wysocy urzędnicy ministerialni z Austrii, Bułgarii, Grecji, Hiszpanii, Rumunii, Słowacji, Słowenii, Węgier i W. Brytanii. Nie było Czecha.
Po spotkaniu Waszczykowski oświadczył, że „część władz Unii Europejskiej powinna podać się do dymisji”. Apelował o „danie pola do negocjacji i rozmów już nowym politykom, nowym ekspertom, którzy są nieobciążeni tymi błędami i brzemieniem klęski jakim był Brexit” – pił do Donalda Tuska. Ci nowi mieliby wypracować nową pozycję zarówno dla W. Brytanii, jak i Europy.
Waszczykowski stwierdził, że format rozmów warszawskich można – w kontrze do spotkania założycieli UE – nazwać spotkaniem „odnowicieli” UE. Przyznał, że nie zapadły „żadne ostateczne decyzje”.
Według koncepcji Warszawy, „instytucje europejskie powinny zacząć bić się w piersi” i „zacząć myśleć o nowych traktatach europejskich”. Traktaty te miałyby „na nowo zdefiniować koncepcję suwerenności i mechanizmy decyzyjne w UE”. Odrzucił też możliwość przystąpienia Polski do strefy euro, bowiem „doprowadziłoby to do katastrofy gospodarczej w Polsce”.