Jak można takie rzeczy opowiadać w świecie poprawności politycznej?
Brytyjska wiceminister energii, Andrea Leadsom, rywalizująca z ministrem spraw wewnętrznych, Theresą May o stanowisko przywódczyni rządzącej Partii Konserwatywnej i tym samym premiera, dała w wywiadzie do zrozumienia, że przyszłość ojczyzny ma dla niej większe znaczenie niż dla pani May, ponieważ ma dzieci, a May jest bezdzietna.
No i zwaliło się na nią piekło, a niewiele godzin później odczytała z kartki, że Theresa May będzie najlepszą osobą do rozmów o warunkach wystąpienia W. Brytanii z Unii Europejskiej. I dodała – choć sprawa była już jasna – że nie ma w parlamencie wystarczającego poparcia, by stanąć na czele silnego i stabilnego rządu. Dowiedziawszy się o tym szybko, zdążyła już wcześniej publicznie przeprosić May za to, co się jej wyrwało.
Krótko mówiąc, sprawy w Partii Konserwatywnej przyspieszyły gwałtownie i być może premier David Cameron będzie musieć wyprowadzić się z siedziby premierów na Downing Street jeszcze dziś, a nie w październiku, jak planował. Potem miało być tak, że wybór między May, a Leadsom miał należeć do ok. 150 tys. członków Partii Konserwatywnej, a nowa premier miała objąć stanowisko 9 września.
Jednak po wpadce Leadsom proces zatwierdzania May w nowej roli powinien zakończyć się bardzo szybko – ogłosił szef komisji zajmującej się wyborem nowego przywódcy partii. Z walki o przywództwo odpadli wcześniej minister sprawiedliwości, Michael Gove, były minister obrony, Liam Fox oraz minister ds. pracy i emerytur, Stephen Crabb.
Sama May zapowiedziała, że z Brexitu „uczyni sukces”. I wyliczyła 3 opoki przyszłej swojej polityki: 1) silne przywództwo, 2) umiejętne żeglowanie w niepewnych politycznie czasach, 3) wynegocjowanie dobrej pozycji przy wychodzeniu kraju z Unii.
W obliczu rozwoju wydarzeń w Londynie, kanclerz Niemiec, Angela Merkel zaprzeczyła w wywiadzie telewizyjnym, że ciągle jeszcze żywi nadzieję na wycofanie się Londynu z wyjścia z UE. Theresa May bowiem twardo podkreśla, że „Brexit to Brexit” i trzeba Unię opuścić, choć przed referendum była temu przeciwna.
Dziennikarze niemieccy przestają powoli chodzić wokół Merkel na paluszkach i dopuszczają, że może to jej polityka otwarcia granic unijnych dla nieograniczonego napływu obcych, nastraszyła Brytyjczyków. Merkel oczywiście zaprzeczyła i tłumacząc się, zwaliła winę na… Węgrów. Dowodziła, że Unia stanęła rok temu przed dylematem: „czy pozostawimy Grecję samą, na pastwę losu, czy potraktujemy uchodźców źle, tak jak Węgrzy, czy też z przyczyn humanitarnych zapewnimy ludziom ochronę”.
Dziennikarze nabrali odwagi nieprzypadkowo. Otóż Niemiec, Alexander Graf Lambsdorff, wiceprzewodniczący Europarlamentu, po prostu obarczył Merkel współodpowiedzialnością za wygraną brexitowców w referendum brytyjskim.
W wywiadzie dla internetowego wydania tygodnika „Der Spiegel”, Lambsdorff powiedział, że Merkel powinna obecnie zachować powściągliwość, a podejmowane przez niektórych próby stylizowania jej na ratowniczkę UE zakrawają na absurd.
Działając w kryzysie uchodźczym na własną rękę, Merkel podważyła wszystkie zasady. To wzmocniło populistów, nie tylko u nas, lecz także ich brytyjskich towarzyszy, podkreślił Lambsdorff. Dołożył też ministrowi finansów, Wolfgangowi Schaeublemu, stwierdzając, że on i Merkel dostarczyli populistom argumentów. Schaeuble, mówił Lambsdorff, „tak długo trzymał Grecję w strefie euro, aż W. Brytanię trzeba było spisać na straty, ponieważ UKIP (antyunijna Partia Niepodległości Zj. Królestwa) i spółka mogli dzięki temu wykorzystać obawy Brytyjczyków, że będą musieć odpowiadać za stabilność euro”.
Lambsdorff należy w PE do Grupy Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy.