16 listopada 2024
trybunna-logo

Kim jest Donald Trump?

Na to pytanie stara się odpowiedzieć wybitny amerykanista prof. Longin Pastusiak w swojej nowej książce.

„Donald Trump. Pierwszy taki prezydent Stanów Zjednoczonych” to książka półmetkowa. Choćby z tego powodu, że napisana i opublikowana przed końcem prezydenckiej kadencji Donalda Trumpa. Pytanie – czy jedynej, czy pierwszej z dwu. Wiadomo, że na nie, podobnie jak i na wiele innych, teraz profesor nie udzieli odpowiedzi, bo to zadanie dla Pytii, nie dla uczonego. Ale dlatego tym bardziej warto tę książkę przeczytać. Może wtedy prezydent Trump będzie rzadziej nas zaskakiwał.
Profesor Pastusiak potraktował swoją interpretację fenomenu Donalda Trumpa bardzo szczegółowo, a równocześnie bardzo krytycznie. Zebrał ogromny materiał, tak na temat tego, kim Donald Trump był, zanim został prezydentem, ba – zanim otrzymał nominację Partii Republikańskiej, co wówczas wcale nie wydawało się tak oczywiste, bo przecież jego notowania w rankingach wcale nie dawały mu wielkich szans. Jego aspiracje prezydenckie były przecież raczej traktowany raczej niezbyt poważnie, a on sam postrzegany jako postać spoza politycznego establishmentu – a w gruncie rzeczy także i finansowego, bo działalność gospodarcza Trumpa też raczej go sytuowała raczej jako biznesowego celebrytę, a nie działającego w ciszy gabinetu finansistę, Co więcej – jak to autor wielokrotnie zauważa – także i majątek Trumpa, z pozoru oczywisty, przy bliższym przyjrzeniu się wcale taki może się nie wydawać i odpowiedź, czy długi prezydenta nie są czasem większe od posiadanych przez niego aktywów, bo firm, które doprowadzał do upadłości, aby potem negocjować ich warunki było bez liku.
Prof. Pastusiak – choć oczywiście nie ucieka od analizowania osobowości Trumpa i od wyciągania wniosków – nie narzuca natarczywie swoich odpowiedzi ani konkluzji, ale również, opowiadając o kolejnych działaniach prezydenta, pozwala czytelnikowi wyrabiać sobie swoje opinie, zaopatrując go przy tym w obfity materiał. Książka liczy sobie bowiem (bez aneksów) ponad 530 stron samego tekstu dosłownie wypakowanego informacjami, a jej poziom uszczegółowienia jest imponujący. Lektura „Pierwszego takiego prezydenta” wymaga więc od czytelnika pewnego wysiłku. Kompensuje to jednak fakt, iż – jak to jest zwykle w pracach prof. Pastusiaka – napisana jest potoczystym językiem, nie stroniącym od bon motów i ironii, co sprawia, że tę pokaźną pozycję czyta się z prawdziwą przyjemnością.
Prowadzeni przez autora przechodzimy zatem poprzez kampanię wyborczą 2016 r., decyzje i zapowiedzi Trumpa z czasów, gdy był prezydentem-elektem i pierwsze dwa lata jego prezydentury – „akcja” książki zatrzymuje się bowiem na styczniu 2019 roku. Ale nie to jest w tej pracy najważniejsze, bo przecież nie jest to powieść, którą autor czułby się zobowiązany doprowadzić do rozwiązania intrygi, ale analityka polityczna. A historia, zwłaszcza bardzo niedawna, przecież rzadko ma momenty, o których możemy powiedzieć, że były wyraźnymi cezurami. A potem tego rodzaju opinie zwykle przychodzi ex-post rewidować. Z tego powodu zatrzymanie narracji na pewnym etapie nie tylko nie stanowi słabości, ale też – jak już powiedziano na wstępie – pozwala nam lepiej rozumieć i Donalda Trumpa, jego ograniczenia i poglądy i patrzeć na jego obecne działania
poprzez tę wiedzę.
Książka prof. Pastusiaka pozwala też w jednym, wszakże bardzo obszernym tomie, śledzić sprawy, które tymczasem, pod naporem nowych wydarzeń, straciliśmy z pola widzenia, a pamiętanie o nich nie jest bynajmniej nieistotne, gdyż idąc poprzez wypowiedzi takich figur jak Donald Trump, ciągle musimy ścierać się z rozmaitymi niekonsekwencjami. Bo o ile Trump jest może przywiązany do pewnych haseł, które wylansował – choćby „America First”, „Make America great again”, czy kilku sztandarowych projektów, przy których trwa z niezwykłym czasem uporem (jak w sprawie antyimigracyjnego muru na granicy z Meksykiem), ale też przy różnych innych okazjach podejmuje decyzje chimeryczne, jakby nie pamiętał zupełnie (albo nie chciał pamiętać) swoich słów sprzed miesiąca czy dwu. Jeśli nie nawet sprzed dwu dni, jak to było w przypadku zapowiedzi wycofania amerykańskich wojsk z Afganistanu, ale przecież nie tylko wtedy. Nawet w polityce handlowej zupełnie inaczej rozgrywa sprawę Chin, a już Europy – nie aż tak bardzo sztywno.
Może najwięcej uwagi autor poświęca analizowaniu przekazu Donalda Trumpa, tego jak przy swoich niekonsekwencjach i zmianach zdania, poprzez podejmowane przez siebie decyzję doprowadza do rezultatów zupełnie odmiennych od zapowiadanych. Widać to szczególnie w odniesieniu do polityki wewnętrznej – zwłaszcza gospodarczej i społecznej, w której ten rozziew jest szczególnie uderzający, a przy tym są to sprawy dla polskiego czytelnika mniej oczywiste, gdyż siłą rzeczy postrzegamy prezydenta Trumpa przede wszystkim przez jego aktywności w obszarze polityki zagranicznej – Amerykanie zaś wręcz przeciwnie. Autor zatem świetnie prowadzi czytelnika przez czasem bardzo specyficzne dla amerykańskiej polityki problemy, demonstrując jak Trump, zjednawszy sobie w kampanii poparcie Amerykanów średnio i mało zamożnych, jako prezydent dość konsekwentnie podejmuje decyzje, które przynoszą korzyść wyłącznie najbogatszym, tych pierwszych – swój elektorat racząc głównie retoryką.
Przy tej okazji nie sposób nie zrobić wszakże dygresji na temat sposobu komunikowania się z Amerykanami. Bo też ten niekonsekwentny, emanujący buńczucznością styl wypowiedzi Trumpa nie jest kierowany do kongresmenów, polityków, analityków czy dziennikarzy (z którymi niejednokrotnie miał na pieńku), ale dla odbiorcy mniej krytycznego, dla którego większą siłę oddziaływania będzie miał klimat wypowiedzi, odwoływanie się do amerykańskich wartości (co – przypomnijmy – robili i inni prezydenci, bo w Stanach Zjednoczonych takie okrągłe frazesy w większym stopniu niż w Europie są obowiązkowym elementem dyskursu polityków ze społeczeństwem), niż subtelności. Czyli – wbrew pozorom może być tak, że w tym szaleństwie jednak jest jakaś metoda, choć byłaby to metoda mająca swoje korzenie w zarządzaniu chaosem. Przekaz siły i pewności siebie także gra tutaj swoją rolę, choć na ile jest skuteczny? Bo powiedzmy sobie, że aprobata dla prezydentury Trumpa nigdy nie była ani bardzo wysoka, ani stabilna.
Drugą sprawę, którą autor szczegółowo analizuje, jest dobór współpracowników i ich częste zmiany. I tu nie sposób nie zgodzić się z tezą, że będąc osobą narcystyczną, Donald Trump ma wyraźną skłonność do eliminowania ze swojego otoczenia ludzi o skłonności do samodzielnego myślenia, bardziej od siebie kompetentnych. W rezultacie zatem albo są po pewnym czasie dymisjonowani, albo sami odchodzą, nie wytrzymując zapewne sytuacji, w których Biały Dom i administracja mówią sprzeczności. I kiedy trzeba za nie świecić oczami. Z ekipy, która zaczynała wraz z nim urzędowanie nie został prawie nikt. Wyjąwszy chyba tylko zięcia Jareda Kushnera.
Trzeba zaznaczyć jednak, że znaczna część opinii publicznej, zwłaszcza tej związanej z waszyngtońskim establishmentem, Trump ma bardzo złą prasę, dlatego też należy sobie stawiać pytania takie, jak to, czy w wszystko, co możemy przeczytać o nim na przykład w książkach byłego szefa FBI Jamesa Comeya lub Michaela Wolffa – czy jeszcze innych opiniach przywoływanych przez autora – jest do końca prawdą, choć faktycznie, nawet jeśli przerysowany przez wrogów lub byłych współpracowników (co, w gruncie rzeczy, na jedno wychodzi) choć w części jest zgodny z prawdą, jest to obraz wysoce niepokojący.
Najtrudniejszy do prześledzenia – i udzielenia odpowiedzi – jest wątek uzależnienia Trumpa od różnych grup lobbystycznych, o tym nawet jego krytycy, mówią stosunkowo niewiele, co najwyżej skupiając się na sprawie domniemanej rosyjskiej ingerencji w wybory. Tu jednak bardziej by było ciekawe, przyjrzeć się, jak to może wyglądać w samych Stanach Zjednoczonych. Ale to sprawy, wokół których mgła może być najgęstsza. Ale może pewne sytuacje, w których prezydent zmienia zdanie, są nie tylko efektem chwiejności jego nastrojów i opinii, ale też i objawem, że czasem kogoś słucha. Choć – co do tego nie ma wątpliwości – nie przyznałby się do tego. Jaki by jednak Donald Trump chimeryczny i nieobliczalny, trzeba sobie bowiem postawić pytanie, czy to, co różni go od innych prezydentów to faktycznie kwestia esencji, czy tylko stylu. By wspomnieć tylko jego poprzednika – Baracka Obamę – w odróżnieniu od Trumpa mającego świetny odbiór tak w Stanach Zjednoczonych, jak i (pewnie nawet jeszcze bardziej) na świecie. Ile z zapowiedzi (poza „Obamacare”) udało mu się zrealizować? Czy w jego czasach Waszyngton nie prowadził mocarstwowej polityki? Czy nie doprowadził do wojny w Libii, po której ten kraj, obdarzony tak wielkim dobrodziejstwem demokracji, do dziś nie może się pozbierać. Czy nie deportował imigrantów? Czy wycofał żołnierzy z Afganistanu? Czy zlikwidował Guantanamo? Nie zrobił przecież żadnej z tych rzeczy. Nawet jeśli chciał – nie pozwolono mu na to. Więc teraz Trump może jest tylko twarzą tej samej imperialnej, nie liczącej się z nikim i niczym, bezkompromisowej, przypisującej sobie rolę światowego hegemona i policjanta Ameryki, tylko pokazaną bez szminki, pudru i dobrych manier?
Książkę zamyka rozdział poświęcony żonie Donalda Trumpa – Melanii. Postaci mniej kontrowersyjnej i chyba zbyt rzadko przez prezydenta wykorzystywanej do ocieplania jego wizerunku.
Poruszanie się po materiale ułatwia szczegółowe kalendarium prezydentury oraz obszerny indeks.

Poprzedni

Kompleks Putina

Następny

48 godzin świat

Zostaw komentarz