16 listopada 2024
trybunna-logo

Historyczna ściema

(200128) — WASHINGTON, Jan. 28, 2020 (Xinhua) — U.S. President Donald Trump (R) and Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu attend a joint press conference in the White House in Washington D.C., the United States, on Jan. 28, 2020. U.S. President Donald Trump on Tuesday revealed the long-awaited political aspect of his controversial Middle East peace plan, calling for a two-state solution while recognizing Jerusalem as Israel’s „undivided capital.” (Xinhua/Liu Jie)

Od dobrych kilku dni ludzie słyszą o „historycznym dniu”! O układzie Emiratów z Izraelem informacje podały nawet bardzo lokalne portale, które na co dzień piszą o kotach, czy celebrytach, jakby chodziło o szczęście całej ludzkości. Niestety, nie o to chodzi.

„Historyczność” zaprzyjaźnienia się Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) z Izraelem polega na tym, że Emiraty znad Zatoki Perskiej są pierwszym arabskim krajem na świecie, któremu nie trzeba za to płacić. Bo owszem, Egipt i później Jordania podpisały „zdradzieckie” układy z państwem żydowskim w Palestynie, ale za to Stany Zjednoczone od dziesięcioleci muszą im płacić coroczną daninę w miliardach. W innych krajach arabskich określano to jako zdradę Palestyńczyków, zdradę arabskiej solidarności i oporu wobec kolonializmu. Czasy się jednak zmieniają i doszło właśnie do „historycznej” sytuacji. Marszałek as-Sisi z Egiptu natychmiast zresztą pogratulował księciu Muhammadowi ben Zajedowi (rządzi w ZEA), „decyzji, która przyczyni się do pokoju na Bliskim Wschodzie”.
As-Sisi i ben Zajed dobrze się znają, od pięciu lat razem pomagają rodzinie Saudów zbrojnie katować Jemen, który w związku z globalną sytuacją sanitarną jakby utracił oenzetowskie miano najbardziej poszkodowanego kraju świata, rozpłynął się w innych nieszczęściach. Wszystko to naturalnie pod patronatem światowego imperium. Ekipa z Waszyngtonu jest oczywiście dumna, że doprowadziła do otwartego porozumienia emirackiej dyktatury z izraelskim reżimem apartheidu w perspektywie wojny z Iranem.
Jasne, dzień był historyczny również dlatego, że „historyczny kompromis” w postaci propozycji pokojowej z 2002 r. Abdallaha Sauda, króla Arabii, poszedł właśnie do kosza. Kraje arabskie, w tym ZEA, deklarowały w niej, mogą nawiązać oficjalne stosunki z Izraelem, jeśli wycofa się z okupowanych terytoriów w Palestynie, jeśli się znajdzie rozwiązanie kwestii uchodźców palestyńskich i miejsce na dwa państwa. Abdallah dostał za to od Wałęsy nagrodę pieniężną wysokości 100 tys. euro. Było to sponsorowane przez bank wożenie drewna do lasu, ale nieosiągalny „pokój na Bliskim Wschodzie” był wart tego teatru. Dziś można o nim spokojnie zapomnieć.
Historyczne były też poukładowe deklaracje! W krajach arabskich największe medialne wzięcie miała wypowiedź ben Zajeda: „układ przewiduje koniec kontynuacji aneksji terytoriów palestyńskich”. Zanim połapano się, że to dosłownie nic nie znaczy, telewizje ogłosiły, że Izraelczycy niniejszym rezygnują z aneksji zaplanowanej na 1 lipca, która jak dotąd nie wypaliła. „Przynoszę pokój, a aneksję zrealizujemy!” – ogłosił radośnie w Izrelu premier Netanjahu – „Nadeszła nowa era!” Chwalił się, ile to pieniędzy Emiraty zainwestują w Izraelu i jak będzie pięknie.
Światowe media postanowiły to wypośrodkować i donosiły np. że aneksja jest wstrzymana lub „odroczona”. Owszem jest „odroczona”, ale nie wskutek układu Izraela z Emiratami, tylko okoniego oporu jordańskiej monarchii, która, co do aneksji, ma pretensje do Ameryki: chce więcej pieniędzy, grożąc nawet zerwaniem układu. Problemem centralnym całej tej sprawy jest kwestia palestyńska i oto ZEA oficjalnie porzuca Palestyńczyków. To nie jest takie znowu historyczne, bo już sam Muhammad ben Salman, dzisiejszy przywódca Arabii Saudyjskiej, ten, który każe kroić na kawałki nieprzychylnych dziennikarzy, okazywał zniecierpliwienie aspiracjami Palestyńczyków.
Tyrania saudyjska i inne postkolonialne dyktatury Zatoki zbliżają się do Izraela od dawna, bo można z nim robić interesy, budować koalicję antyirańską i jeszcze zadowolić imperium, nie musząc jednocześnie liczyć się z opinią publiczną. W arabskich krajach Maghrebu starają się z tego względu dbać o pozory lub wręcz oficjalnie współgrać z ludową solidarnością wobec Palestyńczyków, więc wygląda to nieco inaczej. „Zdrada” ZEA, pierwszego kraju, któremu nie trzeba płacić, to solidny wyłom, a szykuje się do tego rodzina Saudów.
Czy dla Palestyńczyków to „dzień historyczny”? Ben Zajed coś jednak dla nich wywalczył: w ciągu roku o tysiąc z nich więcej będzie mogło wejść do swego świętego meczetu Al-Aksa i się pomodlić. Na to zgodził się Izrael. Aneksja zostanie przeprowadzona, gdy jordańskie królestwo zostanie jakoś rozmasowane. Jeśli więc chodzi o Palestyńczyków, to dla nich kolejny „nóż w plecy”, z serii, którą zdążyli już dobrze poznać, bo stanowi część ich historii. To po prostu jeszcze jeden smutny dzień ich bezsilności, nowy dowód skazania na polityczny niebyt. Ale to oczywiście nie koniec. Netanjahu i Trump, obaj w wewnętrznych kłopotach, cieszą się jak dzieci, że coś może przykryć ich problemy. Lecz to tylko chwilowe, co wskakuje jak reklama w telewizji. Tylko krótki oddech w długiej historii.

Poprzedni

Slalom między kraterami

Następny

Za 13 lat, jak dobrze pójdzie?

Zostaw komentarz