23 listopada 2024
trybunna-logo

Granice godności cudzoziemca

Państwo polskie nie potraktowało Ludmiły Kozłowskiej dobrze, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ale tak samo potraktowało również innych wydalonych cudzoziemców. Dziś o ich prawa nikt się nie upomina, nawet Kozłowska, która, jak się okazuje, swobodnie krąży po Unii Europejskiej i opowiada o tym, co ją spotkało.

 

Trudno jej się dziwić – robi dokładnie to, co zrobiłby każdy w jej sytuacji: nagłośniłby sprawę gdzie się da. Co razi, to fakt, iż nie mamy do czynienia z jednym partykularnym przypadkiem. Z Polski bez ostrzeżenia wyleciała nie tylko ona, ale również Rosjanin Leonid Swiridow – dziennikarz, czy Irakijczyk Ameer Alkhawlany – doktorant Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prócz tego w ostatnim czasie odbyło się jeszcze kilka głośnych deportacji np. Anny Zacharian i dwóch innych Rosjanek. Ostatnio do tego grona dołączył Czeczen Azamat Bajdujew podejrzany o terroryzm. Nie wiemy, jak z nim było. Miał walczyć w szeregach Państwa Islamskiego. To oskarżenie o wiele poważniejsze niż „branie udziału w wojnie hybrydowej”. Ale Rosja, w której przebywał legalnie przez jakiś czas, nie miała do niego większych zastrzeżeń.

Oczywiście, sposób, a jaki przebiegała procedura opuszczenia granic Polski przebiegał z naruszeniem ich godności: cudzoziemcy zostali rozdzieleni z bliskimi, z dnia na dzień przemeblowano im życie, nie mieli też poczucia, że postępowanie skutkujące ostatecznie deportacją, prowadzone było w sposób przejrzysty.

Ale tylko jedna osoba dostała szansę, by do zakazu się nie zastosować. Bruksela wydała wizę dla Ludmiły Kozłowskiej, która dla unijnych urzędników i polskich gwiazd europolityki jest po prostu miłą i sympatyczną panią z Ukrainy, która prowadzi fundację pomagającą ludziom. Przy okazji w całą sprawę wkrada się karta bieżącej polityki, bo wydalenie Kozłowskiej, żony Bartosza Kramka, autora zrywnego tekstu „Wyłączmy rząd” – jest wodą na młyn przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Należy więc oczekiwać, że kartą Kozłowskiej będą oni grać aż do kompletnego wyczerpania się tego paliwa.

Zastanawia natomiast na jakiej zasadzie Zieloni i frakcja liberałów w PE dokonały oceny zasadności decyzji podjętej przez polskie władze. Bo niestety na razie wygląda na to, że były to przysłowiowe „ładne oczy” – w tym wypadku chwytliwa historia, wpisująca się narracyjnie z zatargi, jakie ma Polska z unijnymi instytucjami, odkąd w Warszawie rządzą tandemy Kaczyński-Szydło i Kaczyński-Morawiecki. Guy Verhofstadt nie miał wglądu w żadne dokumenty sprawy Kozłowskiej, w które nie miały wglądu polskie służby. Prawdopodobnie nie miał wglądu w żadne dokumenty, nie mówiąc już o tym, że nie miał wglądu w akta pozostałych cudzoziemców wydalonych z Polski. Czy można zatem mówić o dyskryminacji?

Faktem jest, że cała Europa od 2014 traktuje Ukrainę jak młodszego, biedniejszego brata, którego należy za uszy ciągnąć, by zdał na dwójach do następnej klasy. Do tego dochodzi współczucie spowodowane przekonaniem, iż Ukraińcy są wyłącznymi ofiarami konfliktu zbrojnego w Donbasie.

Jak inaczej wyjaśnić wybiórczy euroentuzjazm dla udzielenia pomocy szefowej Otwartego Dialogu – jej i tylko jej?

„Prawo międzynarodowe co do zasady uprawnia państwo w wyjątkowych sytuacjach do decyzji o wydaleniu cudzoziemca ze swojego terytorium. Źródłem tego uprawnienia jest suwerenność wewnętrzna, a celem – ochrona szeroko rozumianych interesów państwa. W polskim systemie prawnym interesy państwa nie zostały normatywnie zdefiniowane, co w konsekwencji umożliwia państwu dokonywanie szerokiej interpretacji przesłanek uzasadniających wydalenie” – pisze Vita Zahurovska w „Polskim Roczniku Praw Człowieka i Prawa Humanitarnego” w tekście pt. „Naruszenie prawa cudzoziemca do życia rodzinnego na skutek jego wydalenia z terytorium Polski”.

– W sądzie zapytałem sędziego, dlaczego zostałem zatrzymany i usłyszałem, że jest to objęte tajemnicą. Wciąż nie wiem, dlaczego aresztowano mnie – mówił w 2016 roku Irakijczyk Ameer Alkhawlany po tym, jak nagle ABW uznała go za człowieka zagrażającego bezpieczeństwu Polski. –Jestem naukowcem, prowadzę projekt badawczy. Zawsze starałem się trzymać z dala od problemów. Nigdy nie zrobiłem niczego, przez co można byłoby uznać, że mogę zagrażać bezpieczeństwu Polski. Dla mnie to jest wszystko absurdalne.
Nie zajmował się nawet polityką międzynarodową. Był adiunktem w Instytucie Nauk o Środowisku.

Dziennikarz Leonid Swiridow przeszedł podobną drogę, tylko z polskim systemem walczył dłużej. Polskie służby podawały lakoniczne komunikaty o tym, że organizował konferencje i imprezy dla dziennikarzy, na których promował rosyjskie inicjatywy gospodarcze. Najwyraźniej uznano to za działalność podobną do szpiegowskiej, mimo iż nie usłyszał zarzutów przed sądem.
– Oddałem temu krajowi w sumie 18 lat mojego życia i uważam, że taka decyzja wobec mnie jest absolutnie niesprawiedliwa zarówno z prawnego, jak i ludzkiego punktu widzenia – mówił opuszczając granice Polski.

Im wszystkim ABW utajniło dokumenty, wytwarzając poczucie zagrożenia i zagęszczając wokół nich atmosferę. Ludmiła Kozłowska dostała w Brukseli szansę, aby przemówić w ich imieniu, nie tylko swoim własnym. Miejmy nadzieję, że jeszcze ją wykorzysta. Ponoć jeszcze chwilę tam zabawi.

Poprzedni

Liga kiepska to i jej lider też kiepski

Następny

Żeby przestały się palić

Zostaw komentarz