23 listopada 2024
trybunna-logo

COP24 z rozmachem

Podwojenie inwestycji, które mogą przyhamować tempo zmian klimatycznych zapowiedział przedstawiciel Banku Światowego podczas pierwszego dnia szczytu COP24 w Katowicach.

 

Oprócz kompromitujących wygłupów polskiego prezydenta, pierwszy dzień szczytu klimatycznego obfitował również w wartościowe wydarzenia. Hitem było wystąpienie ekspert Banku Światowego ds. klimatycznych John Roome, który zapowiedział przeznaczenie blisko 200 mld dolarów amerykańskich (177 mld euro) na działania na rzecz ochrony klimatu. Kwota ta zostanie rozdysponowana w latach 2021-25 pomiędzy kraje rozwijające się. Jest to dwa razy więcej niż w obecnym pięcioleciu Przedstawiciel BŚ podkreślił, że liczy iż światowe mocarstwa również wyraźnie zwiększą nakłady pomocowe w tym zakresie.
– Jeżeli nie obniżymy teraz emisji i nie dostosujemy się (do skutków zmian klimatycznych), do 2030 r. setki milionów ludzi więcej będzie żyło w ubóstwie – ostrzegł Roome, dodając, że w Afryce, Azji Południowej i Ameryce Łacińskiej będzie 133 mln uchodźców klimatycznych. Ci ludzie będą zmuszeni przenieść się na północ, czyli do Europy.
Dyrektor zarządzająca Banku Światowego Kristalina Georgieva zwróciła uwagę, że w obliczu podnoszącego się poziomu mórz i oceanów, grożących katastrof powodzi i susz, trzeba zwalczać nie tylko „przyczyny” zmian klimatu. – Musimy dostosować się także do ich skutków, które często w najbardziej dramatyczny sposób dotykają najbiedniejszych na świecie – dodała Georgieva.
200 mld USD oznacza pomoc finansową w wysokości 40 mld USD rocznie, począwszy od roku 2021. Grupa Banku Światowego zadeklarowała wyasygnowanie połowy tej sumy. Na drugą połowę mają się złożyć w dwóch trzecich pieniądze z dwóch organizacji Grupy Banku Światowego, w jednej trzeciej chodzi o „zmobilizowany przez nią” kapitał prywatny.
Państwa uprzemysłowione zadeklarowały wcześniej zwiększenie do 2020 r. do 100 mld dolarów rocznie pomocy dla krajów rozwijających się na przeciwdziałanie skutkom zmian klimatycznych. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w 2016 r. kwota ta wyniosła 48,5 mld dolarów i 56,7 mld w ubiegłym roku. Kraje rozwijające się nalegają na bardziej wiążące zobowiązania krajów uprzemysłowionych. Te jednak domagają się zaangażowania sektora prywatnego i unikają składania długoterminowych zobowiązań.

 

 

KOMENTARZ

 

Jest taki kraj… gdzie klimat się poprawia

To ten sam kraj, gdzie prezes partii trzymającej stery w parlamencie występuje w filmie fundacji ratującej zwierzęta i namawia wyborców, by tak jak on, „mieli dla nich serce”.
To ten sam kraj, który po trzech latach udaje, że nie pamięta słów prezesa. Właściwie dlaczego miałby pamiętać, skoro dobitniej od porywu serca starszego pana u progu wieku emerytalnego przemawiają liczby? Co roku sprzedajemy za granicę dobra luksusowe ociekające krwią 10 milionów zabitych norek, jenotów, szynszyli, lisów.
To ten sam kraj, w którym futrzarscy lobbyści udają, że zwierzęce obozy zagłady to de facto parki rozrywki. „Manipulujecie!” – krzyczą w nos aktywistom. – „Na waszych filmach pokazujecie patologię, a nie uczciwych ludzi, dających miejsca pracy. Pokazujecie margines marginesu, pokazujecie tylko te fermy, które sami byśmy pozamykali. U nas jest inaczej!”. „Viva!” razem z BASTĄ pokazały właśnie wyniki listopadowego śledztwa na jednej z tych „lepszych” ferm. Z tych „u nas”. Obejrzyjcie sobie ten film zamiast nowej produkcji Netlixa. Zobaczcie, jak z półmroku wyłaniają się cienie ludzi i zwierząt, wyciąganych za ogony i wrzucanych do komór gazowych. Nie zaśniecie, kiedy uświadomicie sobie, że to realny świat, straszniejszy niż „1983” i „1984” razem wzięte.
Jest taki kraj. To ten sam kraj, w którym publikacja filmiku z ogonami i komora gazową zbiegła się z ogłoszeniem, że w nowej ustawie będzie jednak wolno przykuwać żywe stworzenia łańcuchami i podrzynać im gardła, bo tak każe jakiś odległy Bóg w odległym zakątku świata. To ten sam kraj, który szczyci się tradycją wynoszenia ze sklepu żywej ryby w siatce, bo dopiero wówczas można w pełni świętować czas miłości i pojednania przy wspólny stole.
Jest taki kraj, w którym za zabicie samicy dzika dostaniesz 650 zł, a za samca 300. W którym na rzeź ptaków bilety bukują zagraniczni goście z dalekiego południa Europy. W którym myśliwi kastrują nożem żywego knura. A kiedy już skończą, jadą do szkół opowiadać dzieciom o tym, w jaki sposób ratują świat. Hej, czy to przypadkiem nie ten kraj, który na szczyt klimatyczny ONZ wystawia stoisko pełne węgla, jednorazowych serwetek i kubków, wszystko okłada zdjęciami z wycinek drzew, a na deser serwuje poczęstunek z mięsa dzika i jelenia?
Jest taki kraj. Czasem marzę o tym, żeby zniknął z powierzchni ziemi i poszedł do diabła. Co, swoją drogą, jest już tylko kwestią czasu. A taki ciepły mieliśmy październik w tym roku.

WERONIKA KSIĄŻEK (Strajk.eu)

Poprzedni

W objęciach MFW (część II)

Następny

Całe życie ogon mi się pali

Zostaw komentarz