22 listopada 2024
trybunna-logo

Cisza (względna) przed burzą?

Na granicy Górnego (Górskiego) Karabachu i Azerbejdżanu obowiązuje jakoby zawieszenie broni, które strony ogłosiły po 4 dniach walk, ale komunikaty padające zwłaszcza ze strony azerskiej świadczą, że mamy ciszę przed burzą. Armenia mówiła, że rozejm jest w zasadzie przestrzegany, a Azerowie nie ustają w publikowaniu komunikatów, głoszących, że Ormianie ostrzelali ich stanowiska w ciągu dwóch dób grubo ponad 200 razy.

Ponownie do konfliktu włączył się prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan, który tym razem otwarcie zaatakował Rosję i obciążył ją odpowiedzialnością za wybuch konfliktu, bowiem „bierze stronę” Armenii, choć wiadomo, że walki zaczęły oddziały Azerbejdżanu. Po ich wybuchu Erdogan ogłosił: „modlimy się, aby nasi bracia z Azerbejdżanu zatriumfowali przy najmniejszych możliwych stratach; będziemy wspierać Azerbejdżan do końca”. Nie dziwota, że po takiej deklaracji Erdogana, strona rosyjska pospieszyła ze stwierdzeniem, że Turcja zachęca Azerbejdżan do agresji. „Rosja lubi się angażować; zrobiła to na Ukrainie, w Gruzji i obecnie w Syrii”, dowodził teraz prezydent Turcji. Że Azerbejdżan jest daleki od myśli o pokoju świadczyć może też wypowiedź jego ministra spraw zagranicznych, Elmara Mamedjarowa, który oświadczył, że „utrzymanie status quo w Górnym Karabachu po ostatnich walkach jest nie do pomyślenia”. Ta enklawa ormiańska, leżąca za sprawą Stalina w Azerbejdżanie od 1994 roku przylega do Armenii po kilkuletniej wojnie, która pochłonęła życie ok. 30 tys. ludzi. Setki tysięcy Azerów i Ormian straciły domy, przenosząc się na swoje obszary etniczne. Tymczasem prezydent Armenii, Serż Sarkisjan spotkał się Berlinie z kanclerką Niemiec, Angelą Merkel, która potem powiedziała, że Niemcy są gotowe służyć stronom konfliktu „konstruktywną pomocą”. Niemcy sprawują obecnie przewodnictwo w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), która stara się pośredniczyć w regulowaniu konfliktu. Sarkisjan dowodził, że mieszkańcy enklawy „chcą czegoś prostego i zrozumiałego, o co zawsze walczyły wszystkie narody skolonizowane: chcą samodzielnie decydować o własnym losie i swobodnie panować nad swoją przyszłością; od społeczności międzynarodowej oczekują tylko jednego – uznania tego prawa”. Jak sprawy potoczą się naprawdę, wiele będzie zależeć od kalkulacji w Moskwie i Ankarze. Rosja ma w Armenii dwie bazy wojskowe i nie może nie reagować na ofensywę Azerbejdżanu-Turcji. Z kolei Azerbejdżan bardzo wzmocnił armię w ostatnich kilkunastu latach, zbrojąc się i szkoląc wojsko dzięki wysokim dochodom z eksportu ropy naftowej. Rosja nie jest na obecnym etapie zainteresowana nasilaniem konfliktu, będąc zaangażowana wojskowo na Ukrainie, w Syrii, Abchazji i Osetii Południowej. Prezydent Władimir Putin rozmawiał telefonicznie z prezydentami Armenii, Sarkisjanem i Azerbejdżanu, Ilhamem Alijewem, wzywając ich do całkowitego zaprzestanie działań wojennych i przestrzegania rozejmu.

{loadposition social}
{loadposition zobacz_takze}

Poprzedni

Zniechęcanie do gotówki

Następny

Wyzywam Morawieckiego na pojedynek!