21 listopada 2024
trybunna-logo

Ciemne chmury nad Zjednoczonym Królestwem

O Królestwie w kryzysie, nerwowych przetasowaniach na labourzystowskiej lewicy, przyszłości Wielkiej Brytanii w czasach niezwykle głębokiego kryzysu, Wojciech Łobodziński (strajk.eu) rozmawia z Gavinem Rae – wieloletnim działaczem Partii Pracy.

Zacznijmy może od pytania: co takiego dzieje się obecnie w Wielkiej Brytanii? Doniesienia polskich mediów brzmią koszmarnie – fatalna sytuacja na rynku pracy, blokady w łańcuchach dostaw, dramat w ochronie zdrowia, setki tysięcy zakażeń dziennie i brak leków w aptekach… Naprawdę jest aż tak źle i nic się nie poprawia od miesięcy?
Jest to kwestia sytuacji pandemicznej, jak i post-brexitowej. I trudno stwierdzić, co jest skutkiem czego, tak skomplikowana jest sytuacja. Na przykład braki w sklepach czy w aptekach mogą być spowodowane i pandemią COVID-19, a szczególnie problemami w łańcuchach dostaw, jak i komplikacjami po Brexicie.
Przekroczona została granica 350 zgonów dziennie. Temu wszystkiemu winny jest obecny wariant omikron. Sytuację ratują tylko szczepionki, to one zmniejszają liczbę zgonów. Ponad 80 proc. ludzi ma dwie dawki, blisko 50 proc. otrzymało już trzecią dawkę. Chociaż nie ma lockdownu, to ludzie nadal nie chodzą do pubów, do restauracji, sami się izolują. Wiele miejsc pracy zgadza się na pracę zdalną, tam, gdzie to możliwe. Pomimo tego sytuacja w National Health Service (brytyjski odpowiednik NFZ – przyp. aut.), jest koszmarna. Brakuje po prostu rąk do pracy, nie ma lekarzy, nie ma pielęgniarek. W innych branżach również są braki, odwoływane są połączenia kolejowe przez to, że nie ma ludzi do pracy.

I to wszystko przez omikron?
To rezultat dwóch lat nieumiejętnego zarządzania pandemią i przedkładania przez rząd zysków nad życie i zdrowie ludzi. Omikron tylko pogorszył sytuację, o czym przekonamy się już wkrótce w Polsce. W Londynie co dziesiąta osoba jest chora na COVID-19, w innych miejscach jest podobnie. Liczby nowych przypadków przebijają codziennie kolejne granice.
Prawie każdy, kogo znam, miał już COVID-19 w ciągu ostatnich tygodni. I to mimo tego, że praktycznie każdy mój znajomy jest zaszczepiony. Faktem jest – żaden nie przechodzi choroby bardzo ciężko. Jednak chorzy, słabi i nieszczepieni są poważnie dotknięci omikronem, poziom hospitalizacji i zgonów codziennie gwałtownie rośnie.

I w tym kontekście Partia Pracy wyprzedza Konserwatystów o 5 punktów procentowych w sondażach.
To efekt tak ostatnich tygodni, jak i wielu afer z minionego półrocza. Mówi się o korupcji rządzących w trakcie pandemii, ale też o imprezach na Downing Street w trakcie najmocniejszych lockdownów sprzed roku. Wtedy to Boris Johnson robił popijawy w swojej rządowej rezydencji, ujawniono maile, w których zaprasza się na te imprezy najważniejsze osoby w państwie i pisze, aby przyniosły własną wódkę.

Boris Johnson traci poparcie, ale poparcie dla Keira Starmera – lidera Labour – wcale nie rośnie. To trochę jak w Polsce: opozycja nic nie robi, ale poparcie dla PiS-u spada. 5 punktów proc. przewagi opozycji w środku kadencji, w sytuacji kryzysu ekonomicznego, to wcale nie jest dobry wynik.
Ostatnie wybory uzupełniające bardzo słabo poszły działaczom Labour. Problemy pandemiczne wcale im nie pomogły. Nie istnieje żadna duża, porywająca narracja ze strony Partii Pracy, w sprawie Brexitu także. Laburzyści przyjmują raczej rolę obserwatorów. Nie popierają nawet aktywnie związków zawodowych, które zaczęły ostatnio silniej walczyć o prawa pracowników.

A co się dzieje w samej partii? McDonnell, sekretarz Unite the Union, pisze o tym, że przez związki zawodowe przetacza się nowa fala radykalizmu, nadająca świeżość całemu ruchowi pracowniczemu. Ten radykalizm zdobywa nowe przyczółki nawet mimo działań Starmera i jego współpracowników, którzy absolutnie sobie tego nie życzą. Inflacja wzmaga aktywność pracowników, również w Polsce to widzimy.
Myślę, że wszędzie będziemy świadkami takiej aktywności. To tylko kwestia czasu. Jednak sytuacja w Partii Pracy jest pełna sprzeczności. Starmer ma pełnię władzy. Przeprowadza niedemokratyczne reformy, ograniczając wpływ zwykłych członków na działanie partii, ale też odcinając od władzy lewicowych działaczy i organizacje. Zakazał im nawet ulicznej działalności na najniższym szczeblu, nie mówiąc już o obecności w gabinecie cieni Partii Pracy. Wyizolował lewicową opozycję, wyrzucił ich z partyjnego kierownictwa. Nawet jeśli zjazd Partii Pracy z jesieni poprzedniego roku miał jakieś radykalne uchwały, to Starmer je ignoruje.
W 2021 roku z partii odeszło ponad 50 tys. działaczy i działaczek. Większość działała aktywnie w czasach Jeremiego Corbyna. Młodzi i progresywni ludzie odwracają się od działalności partii. Wydaje mi się, że McDonnell zbyt optymistycznie ocenia sytuację w swoim tekście. Większość społeczeństwa jest sparaliżowana strachem, co bierze się z pandemii. Sytuacja pracowników w kraju jest obecnie na tyle ciężka, że utrudnia protesty i strajki. Wyjątkiem są te sektory, gdzie brakuje pracowników ze względu na pandemię i Brexit – tam miały miejsce akcje, podczas których np. kierowcy ciężarówek żądali wyższych płac. Z kolei sektorze publicznym, gdzie płace uległy stagnacji wraz ze wzrostem inflacji, doszło do kilku akcji protestacyjnych. Tym niemniej nawet jeśli rosną bojowe nastroje, to sama walka pracownicza nie jest aż tak popularna. Ludzie się boją.

W Expressie natomiast ukazał się artykuł mówiący, że to Corbyn powinien znów przejąć władzę w partii. Bazuje on na sondażu przeprowadzonym w północnej Anglii, a więc starej macierzy Labour, najbardziej zindustrializowanych regionach, utraconych od mniej więcej czasów Brexitu. Sondaż ten ukazuje, że w tych regionach Corbyn cieszy się znów ogromnym poparciem.
Regiony te przejął Johnson w wyniku poparcia Brexitu. Populizm prawicowy cieszył się dużym poparciem w miejscach zniszczonych przez reformy Margaret Thatcher. Konserwatyści jednak nie robią nic dla swoich nowych wyborców. Możliwe, że wrócą oni do Partii Pracy, ale równie dobrze mogą przestać głosować w ogóle. Zobaczymy.
Partia Pracy musi rozszerzyć swoje poparcie na wiele obszarów, w których je straciła w ciągu ostatnich kilku dekad, na przykład w Szkocji. Nie tylko na słynny Red Wall w północnej Anglii. Starmer nie jest jednak zainteresowany budowaniem mostów z lewą częścią partii. Jednym z pierwszych działań podjętych przez niego jako lidera było zawieszenie Corbyna w prawach posła Partii Pracy. Do dziś Corbyn nie został przywrócony, a wszystko opiera się na skandalicznych, wielokrotnie obalonych pomówieniach o antysemityzm. To jest po prostu skandal.
Niemniej nie widzę możliwości, by Corbyn wrócił na szczyt Partii Pracy. On sam chyba tego nie chce. Nawet kwestia jego wieku odgrywa tutaj rolę. Ale większym problemem jest to, że Starmer kompletnie nie korzysta z mocy przetargowej, jaką daje mu fakt, że Partia Konserwatywna nie ma większości niezbędnej do prowadzenia polityki pandemicznej. Nie wywalczył od Johnsona, żadnych socjalnych osłon na czas COVID-19, ani darmowych maseczek, ani zmian infrastrukturalnych w szkołach, nic! Jasne, w Polsce też tego nie ma (śmiech), ale rozmawiamy o Zjednoczonym Królestwie. Nawet bez powrotu Corbyna partia powinna wykorzystywać różne sytuacje polityczne, by promować swoją agendę. A tego nie ma. Nie ma jakiejkolwiek strategii!

Jak wyglądają relacje między związkami zawodowymi a Starmerem?
Relacje są oziębłe, tak jak opisywał to McDonnell. Problemem jest tutaj biurokracja związkowa średniego szczebla, która utrudnia jakiekolwiek działania, podobnie zresztą jak w Polsce. Ci ludzie nie chcą mieć żadnych problemów, nie chcą żadnych ruchawek. Jednak są związki, między innymi nauczycielskie, które próbują walczyć o bezpieczeństwo w szkołach. Są więc pewne promyki nadziei. Najważniejsza jest presja na biurokrację związkową. Ogólnie związki zawodowe, ich przywództwo, siedzi cicho, i nie krytykują Starmera.

Skoro więc Starmer nie jest popularny, podobnie jak zresztą Tony Blair, co widać w kolejnych sondażach, to co dalej z partią? Polityka uosabiana przez obecne kierownictwo nie cieszy się poparciem. Nawet gorzej, jest odrzucana przez większość wyborców Labour. A równocześnie rośnie rozczarowanie konserwatystami. Prawdziwy impas…
Tak, to idealne słowo. Skądinąd to ciekawe, co mówisz o Tony’ym Blairze. Jest prawicowe skrzydło partii, które nadal głosi, że był on najzdolniejszym przywódcą. Ci ludzie nadal promują jego politykę. Dodatkowo w zeszłym tygodniu nadano mu tytuł szlachecki…

Tytuł szlachecki?!
Tak! To pokazuje, w jakiej sytuacji jesteśmy. Julian Assange siedzi w więzieniu, a człowiek, który prowadził wojnę, dostaje tytuł szlachecki.

Kto nadał mu ten przywilej?
Królowa (śmiech)! To jest skomplikowany proces, de facto tytuły rząd. Co roku pewna liczba osób otrzymuje tytuł szlachecki, można powiedzieć, że to odwieczna tradycja.W wypadku Blaira w internecie były nawet petycje przeciwko nadawaniu mu tytułu, tylko 14 proc. Brytyjczyków jest zadowolonych z tej decyzji, ale ja osobiście jestem za. Niech go ma! To pokazuje nam dokładnie hipokryzję systemu.

Ale Blair nie wróci do polityki?
Tony Blair jest jednym z najbardziej niepopularnych polityków w Wielkiej Brytanii. Jego powrót jest niemożliwy. Inna rzecz, że on nieustannie stara się jednak wpływać na to, co dzieje się w Partii Pracy i kierować ją jeszcze bardziej na prawo. Główny doradca Starmera, Peter Mendelson, był spin doktorem Toniego Blaira i został sprowadzony, aby popchnąć do przodu agendę blairystów w Partii Pracy. Skądinąd blairyści nie są zadowoleni ze Starmera, który jest zbyt bezideowy, ma mało charyzmy. Tym niemniej w tym momencie jest dla nich użyteczny, był dla nich najlepszym możliwym wyborem po rezygnacji Corbyna.

Jest po prostu niewyraźny…
Nie ma charakteru, nie ma wyrazu, ale ma swoją rolę do odegrania: zniszczenie partyjnej lewicy. To dlatego jest on wspierany. Nawet jeśli przegra wybory, to trudno, tak musi być. Dla partyjnej prawicy liczy się to, by Corbyn czy jego ludzie nigdy nie wrócili na szczyt. To było zbyt ryzykowne dla establishmentu. Jeremy był bliski zwycięstwa, więc trzeba zrobić wszystko, by nigdy nie wrócił.
Nie jest powiedziane, że Starmer nie zdobędzie władzy. Johnson jest fatalnym politykiem i prawdopodobnie wkrótce straci stanowisko premiera, sytuacja rządu jest bardzo trudna. Ale dla prawego skrzydła Partii Pracy i tak najważniejsze jest to, że trzeba zniszczyć lewicę. Rezultaty mogą być różne: może rozłam w partii, może strata wyborców, bo ludzie nie będą głosować. Jak słusznie zauważyłeś – impas.

A co ze Szkocją i Północną Irlandią?
To jest bardzo ciekawe. W Szkocji rządzą Szkoccy Nacjonaliści, partia centrolewicowa, również ich społeczeństwo jest bardziej progresywne. Dążą oni wraz ze swoim koalicjantem, Zielonymi, do referendum niepodległościowego. Czekają jednak na koniec pandemii.

Nie wiadomo też, czy Johnson pozwoliłby na referendum…
To prawie niemożliwe. Szkoci są teraz ostrożni, czekają na dobry moment. Gdyby zagłosowali za referendum, to dojdzie do bardzo ostrego konfliktu z Anglią. W sondażach przewagę ma niepodległość, ale to mała przewaga. Irlandia Północna ma najciekawszą sytuację. Brexit przewidywał wolny przepływ towaru i ludzi między Północą a Południem. Gdyby tego nie było, wrócilibyśmy do konfliktu zbrojnego. To jest beczka prochu… Na razie granica ciągle jest otwarta, jednak na Morzu Irlandzkim pomiędzy Brytanią a Irlandią Północną została ustanowiona granica celna. Ta decyzja jest z kolei niepopularna wśród protestanckich mieszkańców Północy. Wszyscy są więc po trochu niezadowoleni. Północ jest teraz coraz bardziej niezależna od reszty Królestwa, a zjednoczenie Irlandii wydaje się z każdym dniem coraz bardziej możliwe.

Sinn Fein ma ogromne poparcie po obu stronach, tak na Północy, jak i na Południu.
I to jest ogromny problem dla establishmentu angielskiego i irlandzkiego. Sinn Fein jest republikańską, naprawdę lewicową partią, która dąży do zjednoczenia wyspy. Jest możliwe, że przejmą oni władzę w Irlandii w najbliższych wyborach, razem z innymi partiami lewicowymi. Zobaczymy, jaki wpływ będzie miało to na Północ wyspy. Napięcie z pewnością nie zniknie.

Jaki jest teraz najlepszy i najgorszy scenariusz dla Partii Pracy w Anglii?
Najlepiej byłoby, gdyby partyjna lewica mogła znów przejąć partię, albo chociaż zwiększyć swoje wpływy. Ktoś z tej strony mógłby poprowadzić partię do zwycięstwa w kolejnych wyborach. Jednak nie widzę tego…
Scenariusz średni to wyborcze zwycięstwo Starmera. To zawsze lepsza sytuacja dla ruchu pracowniczego, łatwiej wywoływać wtedy presję na rząd. Najgorszym scenariuszem byłaby przegrana Starmera w wyborach i utrzymanie przez prawicę kontroli nad Partią Pracy. Ale kto wie, co jeszcze zdarzy się przed wyborami?
Znajdujemy się w okresie niepewności i rosnącego niezadowolenia społecznego. Związki zawodowe i lewica muszą spróbować znaleźć sposób na okiełznanie tego gniewu i zaoferować alternatywę dla populistycznej prawicy. Bo ona na pewno będzie starała się wykorzystać sytuację.

Poprzedni

Wesprzyjmy ten strajk!

Następny

Puste szuflady