Od piętnastu lat Fryderyk Chopin, a dokładniej jego pomnik, jest obecny w Szanghaju. To najwyższy pomnik Chopina na świecie, a równocześnie drugi, po Aleksandrze Puszkinie, postument obcokrajowca w tym wielkim (liczącym około 26 milionów mieszkańców) mieście. To dwie trzecie obywateli naszego kraju! Szczególne wyróżnienie. Ale żeby tak stać się mogło, musiało w jednym czasie połączyć się wiele sprzyjających okoliczności.
Pierwsza oczywista okoliczność, to nieustanna od lat popularność muzyki Chopina w Chinach. Tej powszechnie znanej prawdy nie ma potrzeby rozwijać, wystarczy policzyć ilu Chińczyków, co pięć lat, uczestniczy w Konkursie Chopinowskim w Warszawie.
Druga okoliczność – osoba doktora Zdzisława Góralczyka. To wieloletni przedstawiciel Polski w Chińskiej Republice Ludowej, na coraz wyższych stanowiskach dyplomatycznych zwieńczonych w latach 1994-1999 funkcją ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego. To także, wieloletni przewodniczący Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Chińskiej (2000-2014) i jedyny Polak, któremu Pekin przyznał godność Honorowego Obywatela. W sprawie o której piszę, istotne było objęcie przez Zdzisława Góralczyka funkcji przewodniczącego Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Fryderyka Chopina w Szanghaju. Był początek 2006 roku, gdy Zdzisław zaproponował mi objęcie funkcji wiceprzewodniczącego Komitetu. Mijały dwa lata od usunięcia mnie z ministerstwa kultury, był to więc czas w którym namacalnie sprawdzało się powiedzenie o tym, kiedy poznaje się prawdziwych przyjaciół. Pewne kontakty nagle urywały się, część numerów telefonów milczała, zaproszenia zaczęły przychodzić rzadziej. Ale też był to czas ujawniania się prawdziwych sympatii i szczerości kontaktów. Tak właśnie wobec mnie zachował się Zdzisław Góralczyk. Był to czas kiedy jeszcze i strona chińska pamiętała o moim wkładzie w natężenie wzajemnych kontaktów kulturalnych między Polską i Chinami. Gdy już byłem poza resortem, jesienią 2004, otrzymałem od rządu chińskiego zaproszenie do złożenia (wraz z żoną!) studyjnej, ponad tygodniowej, wizyty w Państwie Środka.
Trzecia wreszcie okoliczność, to obecność w Polsce, mieszkającej wówczas od 10 lat w Warszawie, chińskiej rzeźbiarki Lu Pin, absolwentki naszej Akademii Sztuk Pięknych. Podzieliła zainteresowanie swoich rodaków Chopinem, obserwowała zapewne przebieg Konkursów w 2000 i 2005 roku i udział w nich Chińczyków. To zainspirowało by stworzyć z myślą o usytuowaniu w swoim mieście rodzinnym pomnika polskiego kompozytora.
Komitet budowy pomnika tak zupełnie „honorowym” nie był. Spotykaliśmy się wiele razy, szukaliśmy sponsorów dla kolejnych etapów finalizowania idei, (np. dzięki KGHM otrzymaliśmy miedź), a następnie pracowaliśmy nad scenariuszem uroczystości odsłonięcia pomnika w Szanghaju. Pamiętam wizytę w Zakładach Urządzeń Technicznych w Gliwicach, gdzie mogliśmy poznać stan prac nad odlewaniem (w brązie) poszczególnych części pomnika. Przed nami było jeszcze opracowanie skomplikowanej i kosztownej logistyki przewiezienia (drogą morską – dzięki firmie Chipolbrok) elementów pomnika do Chin. Bagatela – ponad dwie i pół tony!
Ku memu zaskoczeniu otrzymałem propozycję reprezentowania Komitetu (obok Zdzisława Góralczyka) podczas uroczystości odsłonięcia pomnika. Organizację całego przedsięwzięcia, w tym wyjazdu delegacji, wziął na siebie Instytut Chopina, którym kierował wówczas prof. Ryszard Zimak, a za tę sprawę odpowiadała jego zastępczyni Małgorzata Błoch-Wiśniewska. Krajem od jesieni 2005 rządziło już PiS, więc ze strony rządowej do Szanghaju, na odsłonięcie pomnika udawał się wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Krzysztof Olendzki, miał tam być najwyższym przedstawicielem RP. Poznałem go w lutym 2004 w Tallinie, gdzie rozpoczynał właśnie pełnienie funkcji radcy do spraw politycznych w naszej ambasadzie. Dla mnie ta wizyta na Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim dla młodych wykonawców w Narwie okazała się ostatnią moją ministerialną misją. Kiedy Krzysztof Olendzki został wiceministrem w rządzie PiS, a ja już pracowałem w PIW-ie, mimo rozbieżnych poglądów politycznych, utrzymywaliśmy dobre relacje. Kilka dni przed wylotem do Szanghaju spotkałem się z ówczesnym posłem SLD Piotrem Gadzinowskim, który kierował polsko-chińską grupą parlamentarną. Dowiedziałem się, że mniej więcej w tym samym czasie do Chin udaje się delegacja Sejmu RP z wicemarszałkiem Wojciechem Olejniczakiem. Nie zostało to dopowiedziane, ale domyśliłem się, że jest wielka szansa na to, że zobaczymy się w Szanghaju. Rzeczywiście tak się stało.
Uroczystość odsłonięcia pomnika odbyła się z iście chińskim rozmachem. Zebraliśmy się 3 marca 2007 rano w parku Sun Jat-sena. Poza, górującym nad parkiem, osłoniętym jeszcze czerwoną materią, pomnikiem wzrok nasz przykuwały rozstawione na trawie, niekiedy wśród drzew i krzewów, czarne pianina, a wśród nich kilka czy kilkanaście białych. Wielka niepoliczalna ilość, wydawało się że jest ich setka, ponoć było tylko nieco ponad 70. Nieopodal pomnika na podium stał duży koncertowy fortepian.
Był już minister Olendzki, były delegacje miejskie, gdy nagle pojawia się grupka polskich posłów z Wojciechem Olejniczakiem. Gospodarze, zgodnie z zasadami precedencji, jako pierwszego powitali wicemarszałka Olejniczaka i jemu też jako pierwszemu przypadło prawo odsłonięcia pomnika. W ten sposób, podczas rządów PiS, to on polityk SLD, był tu najwyższym przedstawicielem Polski. Niewątpliwie ten sukces dyplomatyczno-polityczny był zasługą zręczności posła Gadzinowskiego.
Po nieodzownych, przy tego typu uroczystościach, licznych przemówieniach nastąpiła część artystyczna. Na podium zaproszono kolejno prof. Piotra Palecznego i Xu Zhonga, cenionego chińskiego pianistę i dyrygenta. Po nich, nagle, jakby spod ziemi, pojawił się tłum się chińskich pianistów. Wszyscy w białych strojach, zasiedli do rozstawionych pianin i zbiorowo wykonali Polonez As-dur Fryderyka Chopina. Patrzyliśmy zauroczeni na tych, z górą siedemdziesięciu, pianistów. Wśród nich były zarówno małe kilkuletnie dzieci jak i mocno starsze osoby, może nawet zbliżające się do setki.
W ekipie wysłanej do Szanghaju znalazła się dziennikarka Rzeczpospolitej Paulina Wilk. Nie znałem jej i nie znałem jej publikacji. Jej artykuły, jak się okazało, dotyczyły przede wszystkim muzyki rozrywkowej, młodzieżowej, a to obszary dla mnie dalekie, nie miałem i nie mam w tej materii ani wiedzy, ani zainteresowań. Kilka lat później zwróciłem uwagę na jej książki. Wśród nich, nagradzany kilkakrotnie, debiut reporterski Lalki w Ogniu – przejmująca relacja z Indii, a także niezwykle ciekawa, szczera, bardzo osobista książka o jej młodości w ostatnich latach PRL – Znaki szczególne. Przeczytaliśmy te wspomnienia całą rodziną żałując i dziwiąc się, że krytyka nie poświęciła im należnej uwagi. Wielkim życiowym osiągnięciem Pani Pauliny Wilk jest stworzenie (wspólnie z Anną Król) znakomitej, corocznej międzynarodowej imprezy Big Book Festiwal, oraz kultowej już księgarni Big Book Cafe, w której niemal codziennie odbywają się ważne spotkania wokół nowości książkowych i palących tematów społecznych. Obie Gospodynie tego miejsca zyskały uznanie nie tylko wśród miłośników książek, ale w całym środowisku wydawniczym. Mokotowskie Big Book Cafe to ważne miejsce na kulturalnej mapie miasta i kraju. Dwukrotnie siedziałem na kanapie w Big Book, raz jako prowadzący spotkanie z Laureatem Nagrody Literackiej Warszawy w kategorii varsavianistycznej Arkadiuszem Szarańcem, po raz drugi gdy Pani Paulina prowadziła ze mną rozmowę o dwóch tomach wspomnień Zofii Skąpskiej „Dziwne jest serce kobiece” (w moim opracowaniu).
Wracając do Chopina, warto na koniec odnotować, że w rok po opisywanej uroczystości, 29 marca 2008 roku, pomniejszona kopia pomnika z Szanghaju została odsłonięta w pekińskim Centrum Kultury Chaoyang.