23 listopada 2024
trybunna-logo

Brexitowy pat trwa

Parlament zawieszony, a premier Boris Johnson stara się osiągnąć coś na kształt porozumienia z UE. Choć chyba raczej udaje, że się stara.

Wyprawa szefa brytyjskiego gabinetu nie przyniosła żadnych rezultatów. jego spotkanie z przewodniczącym Komisji Europejskiej – jeśli sądzić z wypowiedzi po spotkaniu – nie doprowadziło do żadnego, nawet śladowego postępu. Wspólne negocjacje z udziałem premiera Luksemburga Xaviera Bettela zakończyło sie bez rezultatów, na nawet – można przypuszczać – pogorszyło sytuację. Gospodarz Downing Street nr 10 został wybuczany przez tłum i zrezygnował z udziału w konferencji prasowej. Odmówił wejścia na podium z dwoma stojakami na mikrofon. W towarzystwie ochrony i asystentów poszedł do samochodu. Z kolei Bettel udał się na briefing. Zaznaczył, że był niezadowolony z negocjacji. „Czas płynie, wystarczy rozmów, czas działać” – powiedział Bettel, wskazując na wolne miejsce obok niego. „Nie można czynić z narodu zakładnika politycznych korzyści własnej partii” – dodał.
Komunikat KE nie pozostawia co do tego wątpliwości: „Przewodniczący Juncker podkreślił otwartość i gotowość Komisji do przeanalizowania propozycji pod kątem zgodności z celami mechanizmu awaryjnego. Takie propozycje jeszcze nie zostały przedstawione” – czytamy w nim. W oświadczeniu podkreśla się także, iż odpowiedzialność za przygotowanie innej, wiążącej prawnie propozycji, to zadanie strony brytyjskiej, a nie Brukseli. Tymczasem w sprawie tzw. „backstopu”, utrzymującego Zjednoczone Królestwo w unii celnej nowych konstruktywnych propozycji Londynu nie ma. I bardzo prawdopodobne, że nie będzie, zaś komentatorzy zastanawiają się, że Londyn w ogóle chce je na serio złożyć, czy też premier i jego ekipa świadomie zdecydowali się doprowadzić do bezumownego brexitu i wszystkich przed faktem dokonanym, a zatem skupiają się raczej nad problemem „obejścia” dyspozycji ustawy wiążącej rządowi ręce poprzez zobligowanie go do wystąpienia o przesunięcie terminu na styczeń gdyby do 19 października nie udało się wynegocjować umowy.
Dodać trzeba, że niezależnie od prowadzenia rozgrywki przez premiera Johnsona, w innym stylu niż robiła to jego poprzedniczka Theresa May, ale – jak widać równie nieskutecznej – traci się z pola widzenia jeszcze jeden element: cały proces odbywa się w bardzo niekorzystnym momencie. Obecny skład KE wkrótce zakończy kadencję i trudno oczekiwać, że ustępujący wkrótce Jean-Claude Juncker nagle zmięknie, zmieni stanowisko uzgodnione przecież przez państwa członkowskie bloku i postawi swoją następczynię Ursulę von der Leyen w sytuacji przynajmniej kłopotliwej. Trudno więc liczyć, żeby była naprawdę realna szansa na postęp. A że strona europejska traci już do Johnsona cierpliwość – to osobna kwestia.
Rozwiązaniem byłoby może powtórzenie referendum – sugeruje to nawet były premier David Cameron, który przecież grając brexitową kartą wyzwolił cały ciąg wydarzeń będących przyczyną obecnej sytuacji, nota bene także nie po to, aby serio chciał „rozwodu” z UE. Trudno sobie wyobrazić, kto miałby teraz wystąpić z taką inicjatywą? Formalne uwarunkowania doprowadziły bowiem ewidentnie do sytuacji, w której faktycznie może nie być już żadnego ruchu. Chyba że Sąd Najwyższy uzna, że zawieszenie parlamentu było niezgodne z obowiązującym prawem. Tai werdykt parlamentarzyści zdołali wywalczyć w sądzie szkockim. Może to oznaczać dla premiera Johnsona nawet utratę stanowiska.

Poprzedni

Wyszła kupa

Następny

Biskupi mają dil z Kaczyńskim

Zostaw komentarz