17 listopada 2024
trybunna-logo

Bitwa o Izrael

Na poziomie rządu Izraela rozgrywa się batalia, która może niedługo określić dalszy los państwa izraelskiego. Z wielkim hukiem z rządem pożegnał się minister obrony Mosze Ja’alon, a na jego miejsce premier Benjamin Netanjahu powołał Awigdora Libermana, szefa mającej 6 miejsc w 120-osobowym Knesecie partii Izrael Bejtejnu (Izrael Nasz Dom).

Ja’alon podając się do dymisji oświadczył, że czyni to, bowiem „na skutek ostatnich wydarzeń stracił zaufanie do premiera”. Ustąpił też z funkcji posła i wycofał się z życia politycznego. Niewiele godzin później ogłosił, że politykę porzuca tylko chwilowo i wróci jak kandydat na przywódcę państwa.
Więc poszło o ambicje. O ambicje też. To Netanjahu wyciągnął Ja’alona z emerytury wojskowej w 2009 r. by zasilił jego Likud i Ja’alon zasilił, ale teraz poczuł w sobie moc premiera. Ja’alon dostał zresztą niezłą propozycję: ustąpisz miejsca Libermanowi i zostaniesz ministrem spraw zagranicznych (którym jest sam Netanjhu). Ale dla Ja’alona była to obraza – zostałby odcięty od swojej bazy wojskowej.
Dla Netanjahu istotniejsze jest jednak wzmocnienie koalicji rządowej w obliczu szykującej się walki z planami amerykańsko-francuskimi w sprawie zwołania w Paryżu konferencji międzynarodowej bez udziału Izraela, która ma ogłosić formułę uregulowania konfliktu izraelsko-palestyńskiego,a formułę tę uchwali później Rada Bezpieczeństwa ONZ. Rząd Netanjahu to zlepek partii, które razem trzyma tylko chęć sprawowania władzy (z jej profitami).
Koalicja ta miała 61 miejsc w Knesecie. Po wejściu Libermana do rządu ma 66 (jedna z posłanek Libermana porzuciła partię, oburzona na jego ruch). Więc będzie silniejsza w obliczu konferencji paryskiej.
Netanjahu próbował stworzyć wielką koalicję z udziałem Związku Syjonistycznego Icchaka Hercoga.
Jakkolwiek on sam najwyraźniej był gotów wejść do rządu, weto postawili inni politycy Związku, zwłaszcza Cypora (Cypi) Liwni, przywódczyni partii Hatnua, która doprowadziła do rozwiązania poprzedniego rządu Netanjahu, gdzie była ministrem, sprawiedliwości.
Sytuacja jest teraz taka, że jakkolwiek rząd jest silniejszy, postanowienia paryskie mogą i tak doprowadzić do konfliktu w jego łonie i rozpadu oraz nowych wyborów, które – w nadziei Waszyngtonu – już Netanjahu nie wygra, a wygra rząd, który zaaprobuje uregulowania z Paryża.
I prezydent Obama przejdzie do historii jako ten, który uregulował konflikt bliskowschodni przy niewielkiej pomocy Francuzów. A ten, który rzucał mu kłody pod nogi, czyli Netanjahu, zbankrutuje.

Poprzedni

Depesza z Warszawy

Następny

Zwarci i gotowi