Prezydent Francji Emmanuel Macron wygłosił w końcu oczekiwane od tygodni orędzie telewizyjne oferując kilka środków, które według niego mogłyby jeśli nie zakończyć protesty, to przynajmniej podzielić „żółte kamizelki”. Przede wszystkim zagroził „surowymi karami” tym, którzy „atakują policję i żandarmów”. „Jego potępienie przemocy to narzekanie gwałciciela, że ofiara używa przemocy, by się bronić” – skomentował lewicowy ekonomista i politolog Etienne Chouard, który uważa, że bezprecedensowa przemoc ekonomiczna wprowadzona przez Macrona jest winna obecnej sytuacji społecznej Francji.
Oprócz kija pogróżek Macron użył marchewki w postaci ulżenia niektórym sektorom społeczeństwa. Od nowego roku ma działać „socjalno-gospodarczy stan wyjątkowy”. Płaca minimalna ma więc wzrosnąć o 100 euro, ale tak, „by nie kosztowało to zatrudniaczy ani jednego euro”, tj. będzie finansowana z podatków. Wprowadzona podwyżka podatków dla emerytów będzie anulowana dla tych, którzy dostają mniej niż 2000 euro, ale emerytury dalej – jak postanowił wcześniej – nie będą indeksowane według inflacji, czyli będą spadać. Do tego ogłosił defiskalizację godzin nadliczbowych i zwrócił się z prośbą do zatrudniaczy, by na początku roku wypłacili pracownikom jednorazową premię nadzwyczajną. Nie będzie to obowiązkowe.
Jean-Luc Mélenchon, lider lewicowej Nieuległej Francji (LFI), zwrócił uwagę, że znaczna część najsłabiej uposażonych nie skorzysta z żadnej obietnicy Macrona, jak bezrobotni oraz ci, którzy nie zarabiają nawet płacy minimalnej (szczególnie kobiety) lub tylko nieco więcej. Ponadto wszystkie „ustępstwa” Macrona mają zostać opłacone przez podatników i ubezpieczonych społecznie, czyli bynajmniej nie przez najbogatszych i wielkich właścicieli – podatek od wielkich fortun nie zostanie przywrócony, mimo, że należało to do głównych postulatów „żółtych kamizelek”. Akcjonariusze pozostaną chronieni, jak i wielcy zatrudniacze: dostaną 40 miliardów euro zniżek podatkowych, za co zapłaci ogół Francuzów.
Pierwsze reakcje „żółtych kamizelek” to satysfakcja z „pierwszych ustępstw rządu”, ale i wielkie rozczarowanie, ze względu na zupełne pominięcie przez prezydenta całego szeregu wysuwanych postulatów ekonomicznych i politycznych, jak np. kwestia referendów i uwzględnienie demokracji bezpośredniej. Brak przywrócenia podatków dla najbogatszych zostało przyjęte z wyraźnym oburzeniem. Dla wielu Macron pozostanie więc „prezydentem bogatych”, mimo, że pierwszy raz wydał się pokorniejszy. Nie było mowy o rozwiązaniu parlamentu, dziś zupełnie nie reprezentatywnego, nie wspominając o dymisji prezydenta. „Żółte kamizelki” będą dyskutować nad „ustępstwami” Macrona, lecz póki co mają zamiar kontynuować protesty i zapowiadają ich „Akt V” w najbliższą sobotę.