16 listopada 2024
trybunna-logo

Australia zamknięta dla uchodźców

Niedawne posunięcia administracji Donalda Trumpa, zmierzające do uszczelnienia granic USA, m.in. poprzez rozdzielanie rodzin tzw. nielegalnych imigrantów i uchodźców, skupiły na sobie uwagę światowych mediów. Tymczasem w cieniu coraz bardziej restrykcyjnej amerykańskiej polityki imigracyjnej, rozgrywa się dramat tysięcy uchodźców, którzy ratunku szukają w Australii.

 

Australia zazwyczaj wywołuje pozytywne emocje. Stabilny, bogaty kraj, ze świetną infrastrukturą i przyjaznymi mieszkańcami – tak najczęściej wyobrażamy sobie to państwo-kontynent. Faktycznie, jeśli spojrzeć na dane makroekonomiczne, Australia jawi się jako jedno z najlepszych miejsc do życia na świecie. Z rocznym dochodem na mieszkańca przekraczającym 52 tys. dolarów, pozostawia daleko w tyle Francję, Wielką Brytanię czy Finlandię, zrównując się z największą europejską gospodarką, czyli Niemcami. Czy zatem napływ półtora tysiąca uchodźców może stanowić dla takiej potęgi jakiekolwiek zagrożenie?

Po zaostrzeniu amerykańskiej polityki imigracyjnej czy histerycznej reakcji polskiego rządu na każdą prośbę w sprawie przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu, żadna odpowiedź już nie dziwi. I rzeczywiście. Australia stara się nie dopuścić na swoje terytorium chociażby jednego uchodźcy. Wszyscy, których straż wybrzeża złapie na australijskich wodach terytorialnych trafiają na jedną z dwóch wysp na Pacyfiku – Nauru lub Papuę Nową Gwineę – które zostały zamienione w odcięte od świata więzienia. Od ponad pięciu lat przebywa tam ponad 1,4 tys. uchodźców – mężczyzn, kobiet i dzieci – którzy w 2013 r. próbowali przedostać się do Australii.

W ubiegłym tygodniu Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR) zwrócił uwagę na pogarszającą się sytuację osób przetrzymywanych przez australijskie władze. Obserwatorzy i lekarze, którzy dotarli do uchodźców podkreślają, że z każdym tygodniem rośnie liczba osób z depresją. W konsekwencji odnotowuje się coraz więcej prób samobójczych, nie tylko u dorosłych, ale i u dzieci.

„Współpracujący z nami lekarze, którzy odwiedzili obozy w 2016 r. odkryli, że ponad 80 proc. osób przetrzymywanych na Nauru i Papui Nowej Gwinei cierpi na różne lęki, depresję oraz zespół stresu pourazowego. Sytuacja od tego czasu jeszcze się pogorszyła. Należy spełnić wiele potrzeb. Australijskie władze nie mają już czasu, aby szukać innych rozwiązań niż ewakuacja uchodźców [do Australii]” – alarmowała w miniony piątek rzeczniczka UNHCR.

O warunkach, w jakich przetrzymywani są uchodźcy w Nauru i Papui Nowej Gwinei zrobiło się głośno w zeszłym roku, po próbie samobójczej czternastolatki. „Raporty medyczne wskazują, że najpierw oblała siebie benzyną, a następnie próbowała siebie podpalić, jednocześnie wyrywając garściami włosy z głowy” – stwierdza UNHCR. Mimo próśb lekarzy i wysłanników ONZ, władze w Canberrze nie zgodziły się, aby nastolatka została przewieziona na kurację do jednego z australijskich szpitali. Dopiero po zdecydowanej presji ze strony mediów i organizacji międzynarodowych, dziewczyna wraz z rodziną znalazła się w Australii.

Okazało się, że podobnych przypadków było więcej. Dwa lata wcześniej skuteczną próbę samobójczą podjął irański uchodźca. Nie udało się go uratować, gdyż władze naciskały, aby był leczony w obozie. Innym razem nie zgodzono się na przetransportowanie do Australii dwulatki, która zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Mimo nalegań lekarzy, początkowo trafiła ona z Nauru do Papui Nowej Gwinei, gdzie jej stan tylko się pogorszył. Dopiero wówczas zezwolono na jej leczenie w australijskim szpitalu.

O tym, że od tego czasu niewiele się zmieniło, świadczą dane, do których dotarł UNHCR. W ciągu ostatnich jedenastu miesięcy, w obozie dla uchodźców w Nauru odnotowano co najmniej 78 prób lub myśli samobójczych. Łącznie, przez cały okres działalności centrów odosobnienia na obu wyspach zmarło 12 osób. Jeden z przedstawicieli UNHCR uznał, że „australijska polityka poniosła porażkę pod wieloma względami. Nie udało jej się ochronić uchodźców, przez ponad pięć lat nie udało jej się sprostać nawet podstawowym potrzebom. W końcu też nie udało jej się stworzyć rozwiązań dla kolejnych grup uchodźców, którzy nie mogą sobie pozwolić na czekanie w nieskończoność”.

W ciągu ostatnich pięciu lat, drogą morską do Australii próbowało przedostać się niemal 52 tys. osób. Szacuje się, że ponad 860 z nich zginęło. Obie główne partie – laburzyści i liberałowie – opowiedziały się za rozwijaniem obozów dla uchodźców poza granicami państwa. Zmniejszono także liczbę wiz dla uchodźców, głównie z Syrii i Iraku, która obecnie wynosi 12 tys. Ostatnie zapowiedzi australijskich władz dają nadzieję na zwiększenie tego limitu do 18,750, który jednak uważany jest za „ostateczny”, bez możliwości jego przekroczenia w przyszłości.

Próba odpychania od siebie problemu uchodźców przez australijskie władze zakończyła się porażką. Podobnie zresztą, jak coraz bardziej restrykcyjna polityka imigracyjna administracji Donalda Trumpa, która zamiast uszczelnić granice, powoduje jedynie problemy wizerunkowe dla USA. Co z tej nauki płynie dla Polski?

W okresie wzmożonych migracji – dobrowolnych i przymusowych – nie da się udawać, że problem nie istnieje. Skoro wyspiarska Australia nie potrafi skutecznie odizolować się od napływu uchodźców, to jak może zrobić to Polska, która znajduje się niemalże w samym centrum szlaków współczesnej wędrówki ludów? Odwracanie wzroku i histeryczne reakcje nie zastąpią mądrej polityki imigracyjnej i integracyjnej, skierowanej do rosnącej liczby obcokrajowców już u nas przebywających. Niestety, takiej polityki wciąż brakuje i nic nie zapowiada, aby miała ona wkrótce powstać. Tymczasem, warto się spieszyć. Jak bowiem pokazuje to przykład Australii, każda polityka – zwłaszcza dotycząca tak newralgicznej kwestii, jak imigracja – prowadzona wyłącznie pod presją bieżących wydarzeń, nie rozwiązuje problemów, lecz jedynie tworzy nowe.

 

Poprzedni

Raport o kolei

Następny

Przerażający raport

Zostaw komentarz