Od lat rodziny ofiar zamachu na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku i gmach Pentagonu w Waszyngtonie (nieudany), a także część publicystów w USA i za granicą, a nawet politolodzy, podejrzewali, że Kongres utajnił 28 stron swego reportu na temat okoliczności zamachów, aby nie ujawnić powiązań władz Arabii Saudyjskiej z terrorystami.
Teraz prezydent Barack Obama wyraził Kongresowi zgodę na ujawnienie treści tych 28 stron (na 838). I sensacji nie było.
Strony zawierają niepotwierdzone informacje o kontaktach przyszłych zamachowców z osobami powiązanymi z władzami saudyjskimi.
Mimo dochodzeń licznych służb, zwłaszcza FBI (kontrwywiadu) i CIA (wywiadu) nie potwierdzono, by ktokolwiek z władz saudyjskich był wtajemniczony w plany zamachowców.
Podejrzenia wzięły się głównie z faktu, że 15 zamachowców – na 19 – którzy uderzyli 11 września 2001 r., było Saudyjczykami należącymi do al-Kaidy dowodzonej przez innego bogatego Saudyjczyka, Osamę bin Ladena. Arabia Saudyjska od lat stanowczo odrzucała pojawiające się oskarżenia, by miała cokolwiek wspólnego z zamachami. Pociągnęły one za sobą śmierć 2973 osób.
Władze saudyjskie również domagały się ujawnienie treści utajnionych stron, a teraz wyraziły nadzieję, że ich opublikowanie całkowicie oczyści kraj z podejrzeń. FBI i CIA potwierdziły, że ani rząd saudyjski, ani wysocy rangą przedstawiciele władz, ani jakakolwiek osoba działająca w imieniu saudyjskiego rządu nie udzieliła wsparcia, ani nie zachęcała do zamachów – mógł teraz oświadczyć ambasador saudyjski w Waszyngtonie, Abdullah as-Saud.