Na pół roku przed przełożonymi o 12 miesięcy letnimi igrzyskami olimpijskimi znów pojawiły się wątpliwości, czy największa sportowa impreza na świecie dojdzie do skutku. Rząd Japonii właśnie wprowadził zakaz wjazdu obcokrajowców do tego kraju z powodu znaczącego wzrostu liczby przypadków zakażenia koronawirusem w Tokio.
Jak podają japońskie media, sportowcy z tego kraju będą musieli poddać się dwutygodniowej kwarantannie, jeśli będą wracać z takich krajów, jak Wielka Brytania, Francja, Włochy czy RPA. Natomiast cudzoziemcy, w tym także sportowcy, nie dostali zakaz wjazdu na teren Japonii do końca stycznia. I to na razie, bo władze już zapowiadają, iż są to kroki zapobiegawcze z obawy przed inwazją nowego szczepu koronawirusa, który jest o 70 procent bardziej zaraźliwy od wykrytych dotąd odmian. Te restrykcje tylko wzmogły obawy Japończyków związane z pandemią. Nastroje społeczne pogorszyły się w na przełomie roku, gdy ujawniono, iż w samym Tokio nastąpił znaczny przyrost zachorowań i po raz pierwszy od dłuższego czasu dzienna liczba osób z pozytywnymi wynikami testów na obecność koronawirusa przekroczyła barierę tysiąca osób. Nic dziwnego, że działacze komitetu organizacyjnego igrzysk i współpracujący z nimi delegacji MKOl z rosnącym niepokojem śledzą doniesienia o przebiegu pandemii w Japonii. A czas biegnie nieubłaganie. Przypomnijmy, że przełożone na ten rok letnie igrzyska mają się odbyć w dniach 23 lipca – 8 sierpnia.
Tymczasem w zrobionych pod koniec ubiegłego roku sondażach obywatele Japonii w większości opowiedzieli się za całkowitą rezygnacją z olimpijskich zmagań. Władze jak na razie pozostają jednak nieugięte w swojej woli przeprowadzenia igrzysk i zapewniają, że największa impreza sportowa odbędzie się zgodnie z planem. Nie ma jednak pewności, że uda się ją zorganizować w normalnym trybie i z udziałem widzów. Dzisiaj wciąż nie można przewidzieć jak potoczy się pandemia w kolejnych miesiącach, mimo rozpoczętej na całym świecie akcji szczepienia ludzi na COVID-19.
Kłopotem jest też to, że ostatnio Japonia znów ma problem z koronawirusem, bo tylko w sylwestra odnotowano 1337 nowych przypadków zakażenia, co było dobowym rekordem od początku pandemii. To rozbudziło na nowo niepokój obywateli tego kraju i powiększyło szeregi przeciwników letnich igrzysk. Japończycy boją się, że przyjazd sportowców z całego świata, a także licznych ekip działaczy oraz tłumów kibiców może doprowadzić do tego, że pandemia w ich kraju wymknie się spod kontroli.
Te obawy mogą zdumiewać w innych krajach, bo w liczącej około 128 mln mieszkańców Japonii odnotowano jak na razie niespełna 240 tysięcy zakażeń koronawirusem i 3,3 tysiąca zgonów, a dla porównania w trzykrotnie mniej ludnej Polsce mamy ponad 1,3 miliona zakażonych i 29 tysięcy przypadków śmiertelnych. Dlatego japoński premier Yoshihide Suga twardo zapewnia: „Igrzyska odbędą się latem tego roku zgodnie z planem. Wydarzenie będzie bezpiecznie i stanie się symbolem globalnej solidarności”. Ale jego rodaków te zapewnienia tylko złoszczą, czemu dają wyraz w sondażach. W najnowszych większość Japończyków opowiada się przeciwko organizacji IO 2021 w ich kraju, póki na świecie panuje pandemia. Większość przeciwników igrzysk chce przeniesienia imprezy na inny termin, ale rośnie liczba zwolenników ich całkowitego odwołania, sukcesywnie maleje natomiast liczba zwolenników przeprowadzenia igrzysk na zwykłych zasadach i w ustalonym terminie.
Organizatorzy nie mogą lekceważyć tych społecznych nastrojów, muszą też brać pod uwagę rozwój pandemii na świecie. Dlatego tworzone są różne scenariusze organizacyjne imprezy. Jedną z opcji jest stworzenie odciętej od świata tzw. bańki i skorzystanie choćby z doświadczeń koszykarskiej ligi NBA, która dokończyła rozgrywki w takiej właśnie formie – koszarując wszystkie zespoły w zamkniętym ośrodku, odciętym od świata i kibiców. Koszt tego rozwiązania dla 22 ekip wyniósł blisko 200 milionów dolarów. Stworzenie olimpijskiej „bańki” dla ponad 11 tysięcy sportowców byłoby jednak bez porównania kosztowniejsze. A Japonia i MKOl już przecież poniosły gigantyczne straty z powodu przełożenia igrzysk.
Dlatego rozważa się też inne opcje. Jedna z nich zakłada, że uczestnicy igrzysk przylecą do Tokio miesiąc przed inauguracją zawodów i na miejscu przejdą kwarantannę. Jeszcze ostrzejszą formę izolacji zaproponował szef sztabu medycznego Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego (USOC) Jonathan Finoff. „Możliwe, że będziemy musieli stworzyć coś w rodzaju bańki w bańce, czyli izolację sportowców od innych ekip już na obiektach olimpijskich” – przekonuje Finoff. Tylko jakie to będą igrzyska bez widzów?