20 listopada 2024
trybunna-logo

Ziobro zburzył spokój

Im bliżej zimowych igrzysk, tym apetyty medalowe w Polsce robią się większe. Po TCS tu i ówdzie już zaczęto nawet liczyć olimpijskie krążki, które nasi skoczkowie przywiozą z Pjongczangu. Tymczasem sytuacja w kadrze nie jest taka różowa.

Trener naszej kadry Stefan Horngacher w trakcie 66. TCS, poza oczywiście Kamilem Stochem, nie zawiódł się jeszcze chyba tylko na Dawidzie Kubackim, który w Oberstdorfie po raz pierwszy w karierze znalazł się na podium konkursu Pucharu Świata, a w klasyfikacji generalnej całego turnieju zajął ostatecznie szóste miejsce. Postawa pozostałych zawodników naszej kadry mogła co najmniej rozczarować selekcjonera kadry, zwłaszcza gdy porównał ich wyniki z osiągniętymi w TCS przed rokiem. Nie da się ukryć, że siła biało-czerwonych jako drużyny w porównaniu do poprzedniego sezonu jest znacznie słabsza.

Małysz dyscyplinuje Żyłę i Kota

Głównie za sprawą gorszej formy Piotra Żyły i Macieja Kota. Pierwszy z nich uplasował się w końcowym zestawieniu na 15. miejscu, a drugi na 23., a przecież przed rokiem Żyła przegrał rywalizację w TCS tylko ze Stochem, zaś Kot sklasyfikowany został na czwartej pozycji. Martwi szczególnie spadek formy Kota, który w poprzednim sezonie punktował we wszystkich 28 indywidualnych konkursach Pucharu Świata, a dwa z nich wygrał, w tym w próbie przedolimpijskiej na normalnej skocznie w Pjongczang. Poza tym raz był drugi, a piętnaście razy plasował się w czołowej dziesiątce zawodów. W obecnej edycji PŚ w 11 rozegranych konkursach w Top 10 był tylko raz, a w dwóch nie przebił się nawet do drugiej serii. Skalę kryzysu w jaki popadł Kot obrazuje najlepiej różnica w liczbie zdobytych punktów w PŚ. Przed rokiem po TCS miał na koncie 428 pkt, teraz 148.
Koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN Adam Małysz nawet w mediach zwrócił uwagę na słabszą dyspozycję obu skoczków. „Hierarchia w kadrze chyba się trochę zmieniła, choć oczywiście ostateczny głos należy do trenera. Stefan Hula dobijał się do zespołu i już dawno temu miał obiecany start w drużynówce, więc teraz szkoleniowiec naszej kadry będzie miał niezłą zagadkę do rozwiązania. Nie wiem, co się dzieje z Maćkiem Kotem i Piotrkiem Żyłą. Przed Turniejem Czterech Skoczni wszystko u nich było jak trzeba, potem zaczęło się wymykać spod kontroli. Może tylko potrzebują trochę spokoju i wyciszenia” – ocenił sytuację Małysz.

Ziobro odchodzi, ale pyskuje

Małysz jako dyrektor sportowy kadry ma na głowie jeszcze inny problem, który wywołał niedawno swoją rezygnacją z uprawiania skoków 26-letni Jan Ziobro. „Podjąłem decyzję o zawieszeniu kariery. To nie jest tak, że nie chcę skakać, ale kontynuacja kariery nie ma sensu, gdyż wielu ludzi z otoczenia chce mnie zniszczyć jako zawodnika. Jest szereg decyzji, które są skandaliczne. Kłody są mi rzucane pod nogi od dłuższego czasu. Na każdym kroku jestem pomijany, poniżany. Sytuacja wygląda beznadziejnie” – ogłosił światu za pośrednictwem Facebooka. Wcześniej Ziobro opuścił zgrupowanie kadry B na wieść, że to Andrzej Stękała, który według Ziobry skakał ostatnio gorzej od niego, pojedzie na zawody Pucharu Kontynentalnego do Titisee-Neustadt.
To już trzeci w ostatnich kilkunastu miesiącach zakręt w karierze Ziobry. Zastanawiał się nad odejściem ze skoków po zakończeniu ostatniego sezonu. Gdy w kwietniu został przesunięty do kadry B, nie przyjechał na jej zgrupowanie. Potem miał kryzys w czerwcu, ale zażegnany rozmowami na zgrupowaniu w Ramsau.

Wszyscy umywają ręce

Teraz swoją rezygnacją wywołał burzę, której echa dotarły nawet do ministra sportu. Szef tego resortu Witold Bańka nie zamierzał jednak wtrącać się w sprawę, to samo zrobił prezes PZN Apoloniusz Tajner. Brudna robota spadła więc na Małysza. Nasza chodząca sportowa legenda nie pęka na razie przed takimi wyzwaniami i nie ma też oporów, żeby o takich trudnych sprawach dyskutować w mediach. „Teraz to już sam nie wiem, o co mu chodzi. Wiosną go przekonaliśmy, żeby nie kończył kariery. Prezes Tajner napisał do niego pismo, ja z nim kilka razy rozmawiałem. Potem latem w Ramsau miał konfrontację z trenerami, chcieliśmy żeby się wygadał, żeby wszyscy sobie podali ręce i zaczęli od nowa. Nie bardzo miał wtedy argumenty. Teraz też nie podaje konkretów – kto się na niego uwziął i jak. Próbowałem z nim rozmawiać podczas Pucharu Świata w Wiśle. Odpowiadał zdawkowo, czułem że mnie zbywa. Teraz odjechał ze zgrupowania niczego nie tłumacząc. Wcześniej nie było go na mistrzostwach Polski w Wiśle. Nieoficjalnie do mnie doszło, że miał w tym terminie chrzciny u szwagra” – skwitował zamieszanie Małysz.
Konflikt pewnie rozejdzie się po kościach, bo Ziobro nie jest aż takim asem, żeby bez niego polskie skoki narciarskie upadły. Nikt też nie będzie o niego walczył, bo łatkę trudnego we współpracy przypiął mu jakiś czas temu Łukasz Kruczek, a Stefan Horngacher najwyraźniej ją podziela. Ziobro nie umrze też z głodu, bo wywodzi się z zamożnej rodziny producentów mebli i w tym biznesie zapewne znajdzie dla siebie miejsce. Temat może jednak wrócić i posłużyć jako pretekst do przytarcia nosa grupie ludzi, która kontroluje dzisiaj PZN i polskie skoki. Ale tylko wtedy, jeśli z Pjongczangu skoczkowie wrócą bez żadnej medalowej zdobyczy.

Poprzedni

A orkiestra gra

Następny

Zwodnicza sieć