29 listopada 2024
trybunna-logo

Wyborcze awanturki

W piątek rozstrzygnie się kto będzie rządził Polskim Związkiem Piłki Nożnej przez najbliższe cztery lata. Do pojedynku o fotel prezesa największego i najbogatszego związku sportowego w naszym kraju w wyborcze szranki staną obecny sternik PZPN Zbigniew Boniek i pretendent Józef Wojciechowski.

Kampanię wyborczą Bońka wspiera cały aparat propagandowy PZPN, którego animatorem jest szef departamentu mediów Janusz Basałaj, wspierany przez jawnie sprzyjającą obecnej pezetpeenowskiej władzy grupę dziennikarzy. Obaj kandydaci na prezesa wyraźnie wskazali w ostatnim czasie przez które redakcje lub biurka w nich przechodzi linia frontu.
Najpierw Boniek zapraszając na prezentację swojego programu starannie wybraną grupę żurnalistów z przychylnych mu lub w najgorszym przypadku neutralnych mediów, a w minionym tygodniu linię okopów usankcjonował też Wojciechowski, który zapewne za podszeptem wspierających go w walce Cezarego Kucharskiego i Radosława Majdana nie wysłał do tej grupy lub redakcji zaproszeń na prezentację swojego programu wyborczego.

Nikt nie może być pewny wygranej

Kiepsko to wszystko świadczy o obu kandydatach, ale jeszcze gorsze świadectwo wystawia dziennikarzom, bo jednak strasznie dają sobą pomiatać przez oba rywalizujące o władzę w PZPN obozy. A ponieważ zastraszeni żurnaliści nie próbują nawet samodzielnie dociekać prawdy, w przededniu wyborczych zmagań chyba nikt tak naprawdę nie wie jakim zakończą się one rezultatem. Nie są to przecież wybory powszechne, tylko elektorskie, ze znaną już od dawna imienną liczbą elektorów. W spekulacja podaje się, że odbyta przez Bońka i jego ludzi w ostatnich miesiącach kwerenda w tzw. terenie przyniosła ten skutek, że ma on teraz za sobą poparcie większości delegatów z Wojewódzkich Związków Piłki Nożnej.
Pewności co do tego mieć jednak tak do końca nie może, bo choć przez ostatnie cztery lata zdołał obsadzić w WZPN-ach wielu swoich zwolenników, to jednak porządnie to środowisko też przeczołgał i wielokrotnie upokorzył, więc z lojalnością delegatów może być różnie. Zwłaszcza że w obozie Wojciechowskiego aktywnie ponoć działają Zdzisław Kręcina i Kazimierz Greń, kiedyś wpływowi działacze PZPN, których Boniek i jego pretorianie swego czasu wyrzucili z hukiem poza nawias futbolowej społeczności, więc nikt tak chyba nie marzy o odwecie jak oni.
Przy tak niepewnym układzie sił Boniek musi szukać elektorskich głosów u delegatów wybranych przez kluby ekstraklasy i I ligi. W niższej klasie rozgrywkowej, znacznie uzależnionej finansowo od PZPN, większość klubów deklaruje poparcie dla obecnego prezesa, ale obietnice Wojciechowskiego są kuszącą alternatywą dla cierpiących na chroniczne niedobory pieniędzy pierwszoligowców.
Z kolei kluby ekstraklasy postanowiły wykorzystać wybory do załatwienia paru ważnych dla siebie spraw i swoje poparcie uzależniły m.in. od zgody na znaczne zmniejszenie opłat za szkolenie trenerów czy utworzenia funduszu gwarancyjno-poręczeniowego z minimalną kwotą 50 milionów złotych. Boniek na razie tych żądań oficjalnie nie skomentował, natomiast jego konkurent już wcześniej zapowiedział, że jeśli wygra wybory to znajdzie na wsparcie dla polskich klubów pół miliarda złotych, choćby miał w ostateczności sięgnąć do własnej kieszenie. Ponieważ jest miliarderem, nikt nawet nie śmie kwestionować tej obietnicy.

Boniek ostrzelany donosami

Józef Wojciechowski przystąpił do wyborczej walki niemal w ostatniej chwili i nie miał zbyt dużo czasu na przygotowanie się do rywalizacji z Bońkiem. Zaczął od licznych obietnic, a jego ludzie zaatakowali przeciwników donosami do ministra sportu na Bońka, że łamie statut PZPN bo nie mieszka na stałe w Polsce, nie płaci tu podatków, a poza tym reklamuje zakazane u nas firmy bukmacherskie. Te same zarzuty stawiano jednak Bońkowi także cztery lata temu, a przecież wtedy wygrał, więc i tym razem te donosy mu nie zaszkodzą.
Znacznie bardziej dotkliwym ciosem może się dla niego okazać doprowadzenie przez obóz Wojciechowskiego do zmiany sposobu głosowania. Obecna ekipa rządząca chce, żeby odbyło się ono za pomocą elektronicznych gadżetów, przypisanych do konkretnych delegatów, do daje możliwość sprawdzenia później jak oni głosowali i dokonania zemsty na nielojalnych.

Sporna maszynka do głosowania

Tak już bywało w przeszłości, na co Józef Wojciechowski zwrócił uwagę w liście do ministra sportu Witolda Bańki: „Z relacji działaczy związku wynika, że tego typu sytuacje miały już miejsce, delegaci – w co trudno uwierzyć – otrzymywali później SMS-y z pretensjami o to, kto za nich jak głosował. Poza tym, sam sposób przeprowadzenia głosowania, bez zagwarantowania zasady dyskrecji, bo delegaci siedzą obok siebie i zaglądają sobie przez ramię sprawia, że duża część z nich obawia się iż tajność w tym przypadku jest iluzoryczna. Dlatego jestem przekonany, że Zbigniew Boniek za wszelką cenę będzie dążył to tego, żeby głosowanie odbyło się właśnie poprzez system elektroniczny. W mojej opinii potwierdzi tym samym, że właśnie w tym upatruje swoją największą siłę, bo boi się, że rzeczywista tajność głosowania zakończy się jego porażką” – pisze konkurent Bońka do najważniejszego fotela w PZPN. I zwraca uwagę, że przecież wybory w FIFA i UEFA odbywają się właśnie za pomocą kart papierowych.
Wojciechowski nie poprzestał jednak na słowach, tylko zachował sie jak na człowieka czynu przystało. Kazał ludziom ze swojego wyborczego sztabu zakupić przezroczystą urnę i wynajął notariusza, który ma być obecny podczas głosowania i swoim podpisem potwierdzi, że wybory odbyły się zgodnie z prawem.
Oczywiście pod warunkiem, że delegaci na zjazd wyborczy przegłosują taką zmianę techniki wyborczej, co wymagać będzie ingerencji w porządek obrad. Będzie to zapewne bardzo burzliwe starcie, ale jeśli jego wynik okaże się korzystny dla Wojciechowskiego, to raczej on te wybory wygra.

Poprzedni

Była propozycja, jest odpowiedź

Następny

Czerwony kapitalizm