W piątkową noc na stadionie Maracana odbędzie się ceremonia otwarcia Igrzysk XXXI Olimpiady. Znękana gospodarczym kryzysem Brazylia nie jest jednak dzisiaj najlepszym miejscem do przeprowadzenia największej sportowej imprezy na świecie. Nawet sztafetę niosącą olimpijski ogień musiała ochraniać policja.
W środę sztafeta ze zniczem olimpijskim przemierzała trasę wytyczoną przez najbiedniejsze rejony Rio de Janeiro, owiane złą sławą fawele. W dzielnicy Duque de Caixas znajdującej się na północnych obrzeżach miasta w stronę niosących olimpijski ogień biegaczy poleciały kamienie, a drogę zagrodził im wrogo nastawiony tłum. Do jego rozproszenia policja użyła gazu pieprzowego i gumowych kul. W zajściach ranne zostały trzy osoby, w tym 10-letnia dziewczynka. Problem bezpieczeństwa uczestników igrzysk od dawna spędza sen z powiek organizatorów. Do ochrony imprezy władze zmobilizowały blisko 90 tysięcy policjantów, żołnierzy oraz funkcjonariuszy służb porządkowych. To bez wątpienia jest największa operacja zabezpieczająca masową imprezę w historii Brazylii, ale też w historii olimpizmu. Dla porównania cztery lata temu w zagrożonym przecież atakami terrorystycznymi Londynie bezpieczeństwa strzegło niewiele ponad 40 tysięcy ludzi.
Władze Brazylii najbardziej obawiają się gwałtownego wzrostu liczby przestępstw dokonywanych na ulicach miasta oraz ataków ekstremistów na obiekty związane z igrzyskami.
Przybywający do wioski olimpijskiej sportowcy narzekają przede wszystkim na panujący wszędzie bałagan, ale wzorem polskich szczypiornistów zamiast składać skargi do organizatorów, po prostu biorą mopy do ręki i sami robią porządki we własnych apartamentach. Wszystko po to, żeby móc skupić się na treningach i jak najlepszym przygotowaniu do olimpijskiego startu, w którym stawką są przecież nie tylko medale
Pokaźne pieniądze do zarobienia
Nie jest już tajemnicą jakie finansowe nagrody dla swoich sportowców ustaliły komitety olimpijskie poszczególnych krajów. Nasi ewentualni medaliści nie powinni narzekać, bo mogą liczyć na wyższe premie niż np. Amerykanie czy Niemcy, choć pewnie trochę zazdroszczą koleżankom i kolegom z Azerbejdżanu. Sportowe władze tego kraju obiecały im w przeliczeniu na złotówki aż dwa miliony za złoty medal, 995 tysięcy za srebrny i 500 tysięcy złotych za brązowy. Tylko trochę mniej hojni okazali się sportowi włodarze z Indonezji oferujący swoim olimpijczykom za zdobyte medale odpowiednio po 1,5 mln, 600 tysięcy i 300 tysięcy złotych, a trzecie miejsce na podium przypadło Kazachstanowi (780, 585 i 292 tys. zł).
Z krajów europejskich najlepiej płacą Włosi, bo u nich krążki z najcenniejszego kruszcu wyceniono w przeliczeniu na 653 tys. złotych. Tuż za nimi są Węgrzy (489 tys zł) oraz Ukraińcy (488 tys. zł). Dopiero na siódmym miejscu znaleźli się Chińczycy, których władze nagrodę za złote medale ustaliły w wysokości 293 tys. złotych (oczywiście także w przeliczeniu). Przetrzebiona liczebnie zakazami startu rosyjska ekipa pod względem wysokości nagród za medale znalazła się na ósmej pozycji – dla nich premie ustalono na poziomie 236, 206 i 100 tys. złotych. Czołową dziesiątkę tego nietypowego zestawienia zamykają ekipy Serbii (218, 165 i 131 tys. złotych) oraz Francji (218, 87 i 57 tys. złotych). A jak na tle konkurencji wyglądają nasi sportowcy?
Polacy też mają o co walczyć
Biało-czerwoni nie mają prawa narzekać. Za złoto w sportach indywidualnych czekają na nich premie w wysokości 120 tys. złotych, za srebro 80 tysięcy, a za brązowe krążki 50 tys. złotych. W konkurencjach drużynowych (drużyny, osady sztafety, deble, miksty i załogi) PKOl przewidział premie w wysokości 90 tysięcy za mistrzostwo olimpijskie, 60 tys. za drugie miejsce i 37,5 ty. za trzecie dla każdego z medalistów. Siatkarze oraz piłkarze ręczni za ewentualny triumf w Rio otrzymają do podziału po 720 tys. złotych, za srebro 480 tysięcy złotych, a za trzecie miejsce na podium po 300 tysięcy.
To jeszcze nie wszystko, bo medaliści mogą jeszcze liczyć na pokaźne premie z innych źródeł – od macierzystych związków sportowych, klubów, samorządów lokalnych, sponsorów, natomiast wszyscy bez wyjątku otrzymają nagrody z ministerstwa sportu, które ogłosiło już, że złoci medaliści otrzymają z państwowej kasy po 64,4 tys. złotych, srebrni po 46 tys. złotych a brązowi po 38,8 tys. złotych. No i koniecznie trzeba przypomnieć, że każdy medalista olimpijski ma zagwarantowaną dożywotnią emeryturę w wysokości 2,4 tys. zł miesięcznie, wypłacaną po ukończeniu przez sportowca 35. roku życia.
Taniej wychodzi dać ich na znaczki
Jak się to wszystko zsumuje to naprawdę jest czego naszym dzielnym medalistom zazdrościć, zwłaszcza pamiętając, że nasze hojne państwo przez cztery lata ich utrzymuje i pokrywa wszelkie koszty olimpijskich przygotowań. Ale że jest to światowa norma to i kruszyć kopii nie ma powodu, choć wypada zauważyć, że są jednak kraje które swoim sportowcom za medale nie płacą żadnych premii. Na przykład znacznie od Polski bogatsza Wielka Brytania, gdzie złoci medaliści mogą co na najwyżej liczyć na uwiecznienie swoich podobizn na znaczkach pocztowych. Z kolei w równie bogatej Szwecji przywożącym medale sportowcom w nagrodę wręcza się maskotki.
Na szczęście Polska nie jest sportowym gigantem i nie ma obaw, że nasi sportowcy gradem zdobytych w Rio de Janeiro medali zrujnują budżet PKOl i ministerstwa sportu. Cztery lata temu w Londynie wywalczyli tylko dziesięć krążków, w tym zaledwie dwa złoty. Teraz oczekuje się, że nasza 238-osobowa ekipa zdobędzie w Brazylii co najwyżej 16 medali, co będzie wielkim wyczynem.
{loadposition social}
{loadposition zobacz_takze}