19 listopada 2024
trybunna-logo

Woźniacka czy Kerber?

Łukasz Kubot i Marcin Matkowski, którzy zakończyli swój start w tegorocznym AO w ćwierćfinale, byli ostatnimi reprezentantami Polski w tym turnieju. Pozostało nam kibicowanie rodaczkom w innych barwach – Karolinie Woźniackiej i Angelique Kerber.

Porażka Matkowskiego, który w wielkoszlemowym turnieju na kortach Melbourne Park w tym roku rywalizował w parze z Pakistańczykiem Aisamem-ul-Haq Qureshim, nie jest jakąś bolesną niespodzianką. Rozstawiony w imprezie z numerem 15 polsko-pakistański duet w pierwszych dwóch rundach wyeliminował Marcelo Demolinera i Treata Hueya oraz Roberta Lindstedt i Franko Skugora, a w trzeciej rewelacyjny w singlu Koreańczyk Hyeon Chung i jego partner Radu Albot oddali mecz walkowerem. Amerykanie Bob i Mike Bryanowie już tacy uprzejmi nie byli. Matkowski i Quereshim przegrali z nimi 1:6 4:6, ale swój występ mogą uznać za udany. O klasie braterskiego duetu Bryanów świadczy ogromna liczna wygranych turniejów. Tylko w Australian Open triumfowali już sześciokrotnie (2006, 2007, 2009, 2010, 2011 i 2013) i są na dobrej drodze do wygrania tu po raz siódmy.
Tym bardziej, że niespodziewanie odpadli w ćwierćfinale faworyci deblowych zmagań w tegorocznym Australian Open, najwyżej obecnie klasyfikowani w rankingu deblistów Łukasz Kubot i Marcelo Melo. Polsko-brazylijski debel o awans do półfinału zmierzył się we wtorek nad ranem polskiego czasu z nierozstawionym japońsko-niemieckim duetem Ben Mclachlan – Jan-Lennard Struff. Niestety, liderzy światowej listy nie popisali się w tym spotkaniu i przegrali 4:6, 7:6(4), 6:7(5), co jest jedną z większych niespodzianek tegorocznej edycji australijskiego turnieju. Kubot i Melo utrzymają pierwsze miejsce w rankingu, ale ze swojego startu nie będą zadowoleni, bo mieli nadzieję tu wygrać. Nasz tenisista zresztą zna już smak triumfu na Melbourne Park, bo świętował tu wywalczenie tytułu cztery lata temu, gdy występował razem ze Szwedem Robertem Lindstedtem.

Walka o fotel liderki rankingu

Kubot i Matkowski byli ostatnimi reprezentantami Polski w Australian Open, więc kibicom tenisa w naszym kraju nie pozostało nic innego, jak tylko kibicować rodaczkom występującym w obcych barwach. W singlu kobiet do ćwierćfinału dotarły mieszkająca w Puszczykowie pod Poznaniem, ale grająca dla Niemiec Angelique Kerber oraz reprezentująca Danię Karolina Woźniacka.
Rozstawiona w turnieju z numerem 21 Kerber w 1/8 finału pokonała pogromczynię Agnieszki Radwańskiej Tajwanke Su-Wei Hsieh 4:6, 7:5, 6:2. Sklasyfikowana na 88. w rankingu Azjatka zmusiła jednak byłą liderkę światowej listy oraz triumfatorkę Australian Open z 2016 roku do maksymalnego wysiłku. Kibice obejrzeli długi i zacięty pojedynek tych zawodniczek, w którym ostatecznie przeważyła większa siła i determinacja 30. letniej reprezentantki Niemiec. 32-letnia Hsieh zaimponowała swoim występem, powtarzając swój najlepszy wynik w Wielkim Szlemie. Poprzednio w czołowej „16” turnieju tej rangi była w 2008 roku, także w Australii.
Wracając do Kerber, to po fatalnym poprzednim sezonie, w którym zjechała z pierwszego miejsca w rankingu WTA do drugiej dziesiątki zestawienia, ten sezon reprezentantka Niemiec zaczęła w imponującym stylu. W drugiej rundzie wyeliminowała z turnieju Rosjankę Marię Szarapową, pokonując ją nadspodziewanie łatwo 6:1, 6:3, zaś zwycięstwo z Hsieh było jej 13. w tym roku. Niemiecka tenisistka po raz drugi w karierze awansowała do ćwierćfinału Australian Open i jest jedyną triumfatorką wielkoszlemowego turnieju, która w Melbourne Park pozostałą jeszcze na placu boju. Jej rywalką w pojedynku o półfinał była rozstawiona z numerem 17 finalistka ubiegłorocznego US Open Amerykanka Madison Keys. Ich mecz zakończył się w nocy z wtorku na środę polskiego czasu. Także w środę nad ranem o awans do najlepszej czwórki tenisistek tegorocznej edycji przystąpiły aktualna liderka rankingu WTA Rumunka Simona Halep i Czeszka Karolina Pliskova, której rumuńska tenisistka odebrała ten splendor.

Sensacja goni sensację

Obie te zawodniczki może pogodzić przeżywająca renesans formy 27-letnia Woźniacka, aktualna wiceliderką rankingu. Wygrywając w 1/8 finału ze Słowaczką Magdaleną Rybarikovą 6:3, 6:0 Dunka po raz pierwszy od sześciu lat awansowała do najlepszej ósemki turnieju w Melbourne. W ubiegłym roku Woźniacka była rozstawiona w Australian Open z numerem 19. w tegorocznej edycji gra z „dwójką”. To jej najwyższe rozstawienie w tym turnieju od sześciu lat, gdy jako ówczesna liderka światowej listy grała tu z „jedynkę”. Wówczas także dotarła do ćwierćfinału. Pokonując we wtorek Hiszpankę Carlę Suarez Navarro 6:0, 6:7, 6:2 wyrównała swój najlepszy wynik w tej imprezie z 2011 roku, kiedy to również dotarła do półfinału. Ale jej ambicją jest pierwszy w karierze triumf w turnieju Wielkiego Szlema i w tym roku być może wreszcie ten cel osiągnie. Jeśli tego dokona, odzyska też utracony sześć lat temu fotela liderki rankingu WTA.
W rywalizacji pań rewelacją jest jednak 21-letnia Belgijka Elise Mertens, która po zwycięstwie z Ukrainką Eliną Switoliną jako pierwsza awansowała do półfinału. W zmaganiach mężczyzn tym razem mocniej sypnęło niespodziankami, bo z wielkich graczy w turnieju pozostał już tylko Szwajcar Roger Federer. Odpadli natomiast Serb Novak Djoković i lider rankingu ATP Hiszpan Rafael Nadal.

Poprzedni

Flaczki tygodnia

Następny

Rysy na ciele i rafy na drodze PiS