16 listopada 2024
trybunna-logo

Wojna mistrza z pretendentem w Formule 1

W rozegranym w miniony weekend przedostatnim wyścigu Formuły 1 obecnego sezonu wygrał Lewis Hamilton i w klasyfikacji generalnej zrównał się punktami z dotychczasowym liderem Maxem Verstappenem. O tym, który z nich zostanie nowym mistrzem świata rozstrzygnie ostatni wyścig sezonu w Abu Zabi.

W rywalizacji o mistrzostwo świata kierowców Formuły 1 liczą się już tylko Holender Max Verstappen (Red Bull Racing) i Brytyjczyk Lewis Hamilton (Mercedes). Obaj mają na koncie tyle samo punktów – po 369,5. W liczącej już 72 lata historii „królowej motosportu” walka o tytuł najlepszego zawodnika sezonu rozstrzygnie się w ostatnim wyścigu już po raz trzydziesty. Ale po raz pierwszy od 1974 roku dwaj główni konkurenci przystąpią do niego z taką samą liczbą punktów. Jeśli po zakończeniu wyścigu w Abu Zabi ta równowaga zostanie utrzymana, co teoretycznie jest możliwe jeśli jeden z kierowców zajmie dziewiąta lokatę, a drugi dziesiątą, lecz zdobędzie dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie, albo gdy obaj nie dojadą do mety, to wówczas mistrzem świata zostanie Verstappen, bo wcześniej wygrał dziewięć wyścigów, a Hamilton o jeden mniej. W każdym innym przypadku mistrzowski tytuł zdobędzie ten z dwójki, który zajmie wyższe miejsce w klasyfikacji końcowej wyścigu. Brytyjczyk będzie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich walczył o ósmy w karierze tytuł mistrza świata. Jeśli go zdobędzie, zostanie samodzielnym rekordzistą wszech czasów. Teraz z dorobkiem siedmiu zwycięstw dzieli pierwszą lokatę z Niemcem Michaelem Schumacherem.
Na torze Yas Marina Circuit w Abu Zabi rozstrzygnie się też walka o mistrzostwo świata konstruktorów. Po wyścigi w Arabii Saudyjskiej Mercedes utrzymał prowadzenie w klasyfikacji, ale ma tylko 28 punktów przewagi nad zespołem Red Bul Racing. Szanse obu zespołów są wyrównane, bo przed rokiem na Yas Marina Circuit triumfował co prawda Verstappen, lecz w poprzednich sezonach (2014-2019) na tym torze dominował kierowca Mercedesa – Hamilton wygrywał tu w latach 2011, 2014, 2016, 2018 i 2019.
Przedsmak finałowego starcia Hamiltona z Verstappenem fani Formuły 1 mieli już w miniony weekend na zbudowanym w kilka miesięcy za ogromne pieniądze torze Jeddah Street Circuit w Dżuddzie. Saudowie nie żałowali środków, bo z przyczyn prestiżowych bardzo im zależało, żeby wyścig F1 w ich kraju odbył się jak najszybciej.
I dopięli swego oddając kierowcom do dyspozycji trudny technicznie tor, drugi pod względem długości po Spa-Francorchamps, o długości 6,174 km i z 27 zakrętami na wyścigowej pętli, zaprojektowanej przez niemieckiego architekta Hermanna Tilke. Kierowcy już po sesji treningowej i kwalifikacjach podkreślali, że tor jest piekielnie szybki, bo aż 79 procent okrążenia można pokonać z gazem „do dechy”. „Tor jest niewiarygodnie szybki, ale ma świetną przyczepność i jazda sprawia mnóstwo frajdy” – ocenił przed wyścigiem Hamilton. Nie wszyscy kierowcy podzielali jego zachwyt, a na pewno nie Monakijczyk Charles Leclerc, który w piątek zaliczył zderzenie z barierą ochronną.
Najlepszy czas podczas piątkowych treningów „wykręcił” Hamilton, który pokonał okrążenie ze średnią prędkością 249,5 km/h, czyli de facto zbliżył się do maksimum wyliczonego przez konstruktorów Jeddah Street Circuit. To była zapowiedź emocji jakie czekały kibiców podczas niedzielnego wyścigu, pierwszego w historii Formuły 1 rozegranego w Arabii Saudyjskiej.
Hamilton i Verstappen nie zawiedli oczekiwań i stworzyli emocjonujące widowisko. Holender i Brytyjczyk ostro szarżowali niemal na każdym okrążeniu i doprowadzali do spięć praktycznie przy każdej neutralizacji. Do najostrzejszego zwarcia doszło podczas 37 okrążenia, kiedy to kierowca Red Bulla zbyt ostro bronił się przed atakującym go Hamiltonem. Za karę sędziowie nakazali mu oddanie prowadzenia rywalowi pod groźbą nałożenia karnych pięciu sekund. Verstappen posłuchał nakazu niemal natychmiast i zdecydował się przepuścić Brytyjczyka, lecz ten chyba źle odczytał jego intencje, bo zamiast ominąć zwalniający bolid Red Bulla, wjechał w jego tył uszkadzając przy tym przednie skrzydło w swoim aucie. Zderzenie spowodowało mnóstwo zamierzania i frustracji w obu teamach, ale Verstappen pozostał na czele stawki, więc sędziowie wlepili mu zapowiadaną wcześniej karę pięciu sekund i swojej decyzji nie zmienili nawet wówczas, gdy Holender w końcu oddał prowadzenie Hamiltonowi. I o to na mecie Verstappen miał do nich najwięcej pretensji. „To, co się dzisiaj wydarzyło, jest po prostu niewiarygodne. Zwolniłem, chciałem przepuścić Hamiltona, ale on nie chciał wyprzedzać. Nie bardzo rozumiem, co tam się wydarzyło. W tym sporcie zaczynają decydować kary od sędziów, a nie walka na torze. Dla mnie to nie jest Formuła 1” – grzmiał na mecie oburzony Verstappen.
Gdy Holender zdecydował się oddać pozycję lidera Hamiltonowi, Brytyjczyk nie dał się już nikomu wyprzedzić i pewnie wygrał. Drugi linię mety minął Verstappen, a trzecie miejsce po pasjonującej końcówce zajął drugi z kierowców teamu Mercedesa, Fin Valtteri Bottas. Takie wyniki Grand Prix Arabii Saudyjskiej pozwoliły Hamiltonowi dogonić w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata Verstappena. Dla brytyjskiego mistrza kierownicy walka o tytułu w ostatnim wyścigu sezonu nie będzie pierwszyzną.
Wcześniej zdarzyło mu się to czterokrotnie – w 2008 roku walczył z Brazylijczykiem Felipem Massą, dwa lata później z Hiszpanem Fernando Alonso, Australijczykiem Markiem Webberem i Niemcem Sebastianem Vettelem, a potem dwukrotnier z Niemcem Nikiem Rosbergiem – w 2014 i 2016 roku. Można zatem uznać, że skoro połowę takich decydujących potyczek Hamilton rozstrzygnął na swoją korzyść, to w ostatnim wyścigu tegorocznego sezonu ma co najmniej 50 procent szans na pokonanie Verstappena.

Poprzedni

Wiktorowski został trenerem Świątek

Następny

Na półmetku ekstraklasy Lech na czele, a Legia na dole