Żaden z pretendentów do tytułu nie zawiódł w 29. kolejce, a wszystkie grały na wyjazdach. Lech Poznań pokonał Wisłę Płock 1:0, Pogoń Szczecin ograła Jagiellonię Białystok 2:1, a Raków Częstochowa rozbił 3:0 Bruk-Bet Nieciecza. Czołowy tercet nadal ma więc równe szanse na zdobycie mistrzostwa.
Wypożyczenie Dawida Kownackiego z Fortuny Duesseldorf zaczyna się Lechowi Poznań coraz bardziej opłacać. W sobotnim meczu z Wisła Płock reprezentant Polski znakomicie zastąpił zawieszonego za żółte kartki szwedzkiego snajpera Mikaela Ishaka i przesądził o zwycięstwie „Kolejorza” nad drużyna „Nafciarzy”, która ostatnio pokonała Pogoń Szczecin i Górnika Zabrze. Kownacki w 44. minucie wykorzystał podanie od Michała Skórasia, ograł w polu karnym obrońcę płockiej drużyny i z kilku metrów pokonał bramkarza. Był to jedyny gol w tym wyrównanym meczu, ale niezwykle cenny, bo utrzymał Lecha na prowadzeniu w wyścigu o mistrzostwo Polski.
Wiosną ekipa trenera Macieja Skorży roztrwoniła znaczącą przewagę punktową nad konkurentami i przed 29. kolejką miała na koncie 56 punktów – tyle samo co druga Pogoń i trzeci Raków Częstochowa. Piłkarze Lecha znali wyniki meczów tych dwóch zespołów jeszcze zanim wyszli na boisko w Płocku. „Portowcy” w Białymstoku pokonali Jagiellonię 2:1, a częstochowianie w Niecieczy rozgromili Bruk-Bet 3:0. Lechici mieli chyba najtrudniejsze zadanie, bo Wisła Płock wcześniej przegrała u siebie w tym sezonie tylko dwa mecze. Obie drużyny grały zatem bardzo uważnie w obronie i czatowały na błąd rywali.
„Teraz mniej mi zależy na efektownej grze, bo dla nas na tym etapie rywalizacji najważniejsze jest zdobywanie punktów” – przyznał szczerze po meczu trener Skorża. Po 29. kolejce nic zatem nie zmieniło się na szczycie tabeli ekstraklasy i Lech, Pogoń i Raków mają po 59 punktów i wciąż zachowują jednakowe szanse na zdobycie mistrzostwa Polski.
W ubiegłej kolejce PKO Ekstraklasy byliśmy świadkami wielu sytuacji, w których główną rolę odgrywali sędziowie. Doszło wówczas do kilku poważnych błędów w spotkaniach drużyn walczących o mistrzostwo Polski. W meczu Lech – Legia sędziowie nie odgwizdali rzutu karnego dla gospodarzy, a w spotkaniu Pogoń – Wisła Płock pominięto ewidentną „jedenastkę”, która należała się „Portowcom”. Pierwsza duża kontrowersja w sobotnich meczach 29. kolejki PKO Ekstraklasy miała miejsce w spotkaniu Bruk-Betu z Rakowem. Druga bramka dla zespołu trenera Marka Papszuna wzbudziła spore wątpliwości, bo wiele wskazywało, że została zdobyta ze spalonego. Po dośrodkowaniu w pole karne do piłki ruszył piłkarz Rakowa Milan Rundić, ale z powtórek nie wynikało jednoznacznie, że przedłużył zagranie do partnera, czy też piłkę odbił obrońca Bruk-Betu. W każdym razie piłka ostatecznie spadła pod nogi zawodnika Rakowa, który oddał strzał na bramkę, obroniony jednak przez bramkarza gospodarzy. Ale potem do piłki dopadł napastnik Rakowa Vladislavs Gutkovskis i wpakował ja do siatki, wyprowadzając swoją drużynę na dwubramkowe prowadzenie.
Wszystko wskazuje, że sędziowie spotkania popełnili błąd uznając tę bramkę. Obsługujący VAR sędziowie Tomasz Musiał i Dawid Golis popełnili błąd, ale konsekwencji z tego tytułu raczej nie poniosą. Raków wygrał jednak w Niecieczy bezdyskusyjnie, bo był zespołem wyraźnie lepszym.
Drużyna Bruk-Betu po tej porażce spadła na ostatnie miejsce w tabeli i w Niecieczy chyba nikt już nie żywi złudzeń, że zespół zdoła utrzymać się w ekstraklasie. Entuzjazm w tym względzie zapanował natomiast w Łęcznej, po wygranej Górnika z Radomiakiem, ale chyba tylko wśród najbardziej zagorzałych sympatyków tej drużyny. Wystarczy rzucić okiem na terminarz gier – w dwóch następnych kolejkach łęcznianie zagrają na wyjeździe, najpierw z Rakowem, a następnie z Lechem, zatem szanse na zdobycie kolejnych punktów mają niewielkie, a potem w 32. kolejce zagrają u siebie z Bruk-Betem, a na zakończenie zmagań czekają ich wyjazdowa potyczka z Górnikiem Zabrze i u siebie z Jagiellonią.
Obiektywnie rzecz oceniając w nowym sezonie kibice w Łęcznej i Niecieczy raczej na pewno będą oglądać mecze w I lidze. Niewiadomą jest natomiast to, który z zespołów podzieli ich los i spadnie do niższej ligi jako trzeci. W tej chwili najbardziej zagrożona tym smutnym losem wydaje się być krakowska Wisła.
I wiele wskazuje, że w ekipie „Białej Gwiazdy” podjęto już „działania osłonowe”. „Trener Brzęczek zadeklarował, że nawet jeśli spadniemy do pierwszej ligi, to jest gotowy zostać” – poinformował prezes Wisły Kraków Dawid Błaszczykowski na ubiegłotygodniowym briefingu prasowym. I zapewnił, że klub jest przygotowany na każdy scenariusz, nawet ten najczarniejszy. „Zostaną wszyscy współwłaściciele, a także większość sponsorów. Budżet Wisły ulegnie po ewentualnym spadku znacznemu zmniejszeniu, ale na pewno nie będzie niższy od tego, jaki deklaruje obecny lider I ligi Miedź Legnica, czyli w granicach 11-12 mln złotych”.
Wiślacy w poniedziałek tylko zremisowali na wyjeździe 1:1 z również zagrożonym degradacją Śląskiem Wrocław, ale do zajmującego pierwsze bezpieczne miejsce Zagłębia Lubin tracą tylko dwa punkty. „Miedziowi” doznali porażki 0:1 z Cracovią i znaleźli się w nieciekawym położeniu, bo w pięciu pozostałych do zakończenia rozgrywek kolejkach czekają ich potyczki u siebie z Górnikiem Zabrze, Lechią Gdańsk i Rakowem oraz na wyjazdach z Radomiakiem i Lechem. Wspominana wcześniej Wisła Kraków zmierzy się natomiast kolejno z Wisłą Płock (u siebie), Cracovią (na wyjeździe), Jagiellonią (u siebie), Radomiakiem (na wyjeździe) i Wartą Poznań u siebie. Obiektywnie oceniając wiślacy będą mieli odrobinkę łatwiej od „Miedziowych”, ale mają gorszy zespół i mając tego świadomość powoli szykują się na najgorsze.
Powoli rozstrzyga się też walka o premiowane występem w kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy czwarte miejsce. Zajmująca je obecnie Lechia Gdańsk w poniedziałek pewnie ograła na wyjeździe zabrzańskiego Górnika 3:1 i utrzymała przewagę nad kolejnymi w tabeli zespołami. Od piątego w tabeli Piasta Gliwice, który w ostatnim meczu 29. kolejki pokonał w Warszawie Legię 1:0, gdańszczanie mają pięć punktów więcej, ale muszą uważać, bo ekipa trenera Waldemara Fornalika jest niepokonana od dziewięciu meczów.
Dość powiedzieć, że gliwiczanie przegrali po raz ostatni w pierwszej kolejce po wznowieniu rozgrywek, ulegając u siebie Pogoni 0:2, a potem odnieśli sześć zwycięstw i zanotowali trzy remisy. W takiej formie są w stanie dopaść lechistów i zepchnąć ich z czwartego miejsca. A wygrywajc na Łazienkowskiej przerwali Legii podobną serię spotkań bez porażki. Legionistom nie pomógł nawet powrót do gry Bartosza Kapustki po ponad półrocznej przerwie spowodowanej kontuzją.