22 listopada 2024
trybunna-logo

Wimbledon 2022 bez Rosjan i Białorusinów

W minioną środę organizator wielkoszlemowego Wimbledonu, All England Lawn Tennis Club (AELTC), ogłosił, że tenisistki i tenisiści z Rosji i Białorusi nie wezmą udziału w tegorocznym turnieju. Decyzję tę skrytykowały WTA i ATP, organizacje zarządzające cyklem imprez tenisowych na świecie.

AELTC w oświadczeniu napisał, że „ma obowiązek ograniczyć globalne wpływy Rosji za pomocą najsilniejszych możliwych środków”. „W warunkach tak nieuzasadnionej i bezprecedensowej agresji militarnej niedopuszczalne byłoby, aby rosyjski reżim czerpał jakiekolwiek korzyści z udziału rosyjskich lub białoruskich graczy. Dlatego, z głębokim żalem, odrzucamy zgłoszenia rosyjskich i białoruskich graczy dotyczących udziału w Wimbledonie” – napisano w komunikacie opublikowanym przez All England Lawn Tennis Club. A ponadto Angielski Związek Tenisa Ziemnego wykluczył rosyjskich i białoruskich tenisistów z pozostałych tegorocznych turniejów na kortach trawiastych organizowanych na terytorium Wielkiej Brytanii. Tym samym w Londynie nie zobaczymy m.in. Dmitrija Miedwiediewa, Andrieja Rublowa, Karena Chaczanowa czy Asłana Karacewa. Wśród kobiet zabraknie Anastazji Pawluczenkowej, Darii Kasatkiny czy Białorusinki Aryny Sabalenki, która jest czwarta na świecie.
Rozmowy na ten temat AELTC prowadził z brytyjskim rządem od początku kwietnia. Ogłoszenie postanowienia pierwotnie planowano w połowie maja, ale ostatecznie nie czekano z jego publikacją tak długo. W Rosji na te decyzje zareagowano oczywiście z najwyższym oburzeniem. „Biorąc pod uwagę, że Rosja jest silnym krajem tenisowym, turnieje ucierpią na tym. Uczynienie ze sportowców zakładników politycznych intryg jest niedopuszczalne” – powiedział podczas konferencji prasowej rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow.
Pewnym zaskoczeniem była jednak nieprzychylna Brytyjczykom reakcja Women’s Tennis Association (WTA) i Association of Tennis Professionals (ATP). W środowe popołudnie władze ATP wydały oświadczenie w odpowiedzi na wcześniejszą decyzję o zamknięciu list startowych tegorocznego Wimbledonu dla Rosjan i Białorusinów. „Nasz sport szczyci się fundamentalnymi zasadami uczciwości, w których gracze są przedstawiani przede wszystkim jako osoby rywalizujące o tytuły turniejowe i rankingi ATP. Uważamy, że ta jednostronna decyzja jest niesprawiedliwa i może stanowić druzgocący precedens dla tenisa. Dyskryminacja etniczna narusza naszą umowę z Wimbledonem, która stanowi, że udział graczy opiera się wyłącznie na rankingach ATP. Chcemy podkreślić, że w turniejach rangi ATP tenisiści z Białorusi i Rosji dalej będą mogli grać pod neutralną flagą. Równolegle będziemy kontynuować naszą pomoc humanitarną dla Ukrainy. Zdecydowanie potępiamy naganną inwazję Rosji na Ukrainę i solidaryzujemy się z milionami ludzi, których obecna wojna dotknęła” – napisano w oświadczeniu ATP.
Osobny komunikat opublikowała też organizująca żeńskie turnieje (poza wielkoszlemowymi) WTA. „Jesteśmy bardzo rozczarowani dzisiejszą decyzją. Poszczególni sportowcy nie powinni być karani odebraniem im możliwości rywalizacji z powodu ich pochodzenia albo decyzji podejmowanych przez ich rządy. Taka decyzja nie jest ani sprawiedliwa, ani uzasadniona” – napisano. Stanowisko brytyjskich organizatorów kontestuje też lider rankingu ATP Novak Djoković. „Zawsze będę potępiał wojnę. Nigdy nie będę jej chwalił, bo sam jestem dzieckiem wojny. U nas w kraju wiemy, jaką traumę niesie wojna. Pamiętamy, co wydarzyło się w latach 90. na Bałkanach. Jednakże nie popieram decyzji władz Wimbledonu. To szaleństwo. Kiedy polityka miesza się do sportu, rezultat nigdy nie jest dobry” – stwierdził serbski tenisista.
Wykluczenie rosyjskich i białoruskich zawodników z międzynarodowej rywalizacji to pierwszy taki przypadek od ponad 70 lat. Po II wojnie na margines wyrzucono graczy z Niemiec i Japonii. Władze All England Teninis Club zaznaczają, że „rozważą i odpowiednio zareagują” w czerwcu, jeśli okoliczności ich decyzji „ulegną zasadniczej zmianie”, co de facto oznacza – jeśli Rosja zakończy zbrojna inwazję na Ukrainę.

Poprzedni

PKO Ekstraklasa: Teraz Raków jest liderem

Następny

Ekstraklasa SA chcą się bardzo drogo sprzedać