22 listopada 2024
trybunna-logo

Szczęście Kubicy na torze Zolder

W niedzielnym wyścigu serii DTM na belgijskim torze Zolder Robert Kubica wykorzystał nieoczekiwanie wywalczył trzecią lokatę. Nic dziwnego, że nie krył zadowolenia, bo stanął na podium ważnych zawodów w sporcie motorowym po 10 latach przerwy – ostatni raz przydarzyło mu się to w sierpniu 2010 roku w Grand Prix Belgii Formuły 1.

Sukces Kubicy wywołał małą sensację, bo we wcześniej rozegranych 15 wyścigach serii DTM jego najlepszy wynik to 10. miejsce wywalczone na torze w Assen, które dało mu jeden punkt w klasyfikacji generalnej do niedzieli zajmował w niej ostatnie miejsce). W pozostałych wyścigach debiutujący w tej serii wyścigowej polski kierowca zwykle mijał metę jeśli nie na ostatniej pozycji, to w ogonie stawki, albo wręcz nie kończył zawodów z powodu defektu auta. Tak właśnie zdarzyło mu się w sobotę, gdy w jego BMW M4 DTM zepsuł się silnik. Zespół techniczny Orlen Team ART pracował ofiarnie przez całą noc przy wymianie jednostki napędowej i dzięki temu w niedzielę Kubica mógł wystartować. Tym razem jednak szczęście mu sprzyjało. Samochód ekipy Orlen Team ART ruszał do niedzielnego wyścigu z dziesiątej pozycji. Kubica był w dobrej formie i bojowo nastawiony, a na dodatek wykazał się fenomenalnym refleksem niemal tuż po starcie, gdy doszło do karambolu z udziałem Jonathana Aberdeina, Fabio Scherera i Robina Frijnsa. Polak szczęśliwie ominął pokiereszowane auta konkurentów, a potem, po naturalizacji gdy wyścig rozpoczął się na nowo, doszło do kolejnej kraksy, która wyłączyła z walki Philippa Enga, Lucasa Auera i Benoit’a Treluyera. W tym momencie na torze zostało już tylko 10 aut, więc było jasne, że jeśli Kubica ukończy wyścig, to zdobędzie co najmniej punkt.
Kubica późno zjechał do pit-stopu i jak się później okazało, była to mądra strategia, bo w końcówce wyścigu jechał bardzo szybko dzięki świeższemu ogumieniu, a gdy tylko zwietrzył szansę na zajęcie miejsca w czołowej trójce, w kilku akcjach na torze pokazał, że nie bez powodu jeździł kiedyś w Formule 1.
Na pokonanie pierwszego na mecie Rene Rasta, dla którego był to czwarty z rzędu triumf w torze Zolder oraz drugiego Nico Muellera Polak miał za słabą maszynę, bo ta dwójka niemieckich kierowców, najlepsza w DTM w tym sezonie, ściga się autami Audi, znacznie przewyższającymi osiągami maszyny BMW, w tym należącą do Orlen Team ART „beemwicę” Kubicy. „Długo nie byłem na podium, więc to dla mnie miły moment. Taki rezultat należał się też mojemu zespołowi, któremu bardzo dziękuję. Cieszę się, bo choć nie jest to zwycięstwo, to zawsze przecież lepiej jest być na podium, nawet na jego najniższym stopniu, niż być poza nim” – powiedział Kubica na konferencji prasowej po wyścigu.
Do końca sezonu serii DTM pozostały dwa wyścigi na niemieckim torze Hockenheim, które mają się odbyć w dniach 6-8 listopada. „Tam też będziemy walczyć i kto wie, może ponownie uda się wykorzystać błędy rywali” – wyraził nadzieję kierowca ekipy Orlen Team ART.
Sukces Kubicy z uznaniem skomentował szef serii DTM, Austriak Gerhard Berger: „Robert to Kimi Raikkonen serii DTM. Polak tym wynikiem w końcu pokazał swoją klasę”. Sternik DTM liczy, że polski kierowca i jego ekipa przystąpią do rywalizacji także w przyszłym sezonie. Będzie on inny od obecnego, bo nie będą już w nim startowały fabryczne auta BMW i Audi, bo obie marki wycofały swoje zaangażowanie w tej odmianie wyścigów samochodowych. To sprawi, że w DTM zobaczymy głównie ekipy prywatne, a obecne samochody zostaną zastąpione znacznie tańszymi konstrukcjami GT3.
W przypadku Kubicy niczego nie można być w tej chwili pewnym. Jak zawsze swoje plany na przyszłość utrzymuje on w tajemnicy, a jedyną deklarację na jaką się ostatnio zdobył, było zapewnienie, że w przyszłym sezonie chciałby się ścigać „na najwyższym poziomie”. Konkretnie chodzi mu o powrót do Formuły 1, ale z tym może być problem. Opcji wiele nie ma, bo składów na sezon 2021 nie potwierdziły do tej pory jedynie Alfa Romeo i Haas. Niestety, wygląda na to, że Polak nie jest brany pod uwagę przez te ekipy w roli etatowego kierowcy, a w Alfa Romeo, chociaż jednym ze sponsorów zespołu jest PKN Orlen, może liczyć co najwyżej na rolę, którą pełni obecnie, czyli kierowcy rezerwowego. A to dlatego, że ponoć 41-letni Fin Kimi Raikkonen postanowił jeszcze nie kończyć kariery, a drugi bolid ma zająć syn wielkiego Michaela Schumachera, Mick, który zajmie miejsce Włocha Antonio Giovinazziego. Ale ostateczne decyzje mają zapaść do końca października, zatem jeśli Kubica jest jednak brany pod uwagę, to sukces w Zolder przydarzył mu się w jak najbardziej właściwym momencie.

Poprzedni

Grosicki w zawieszeniu

Następny

Lech oszczędzał siły

Zostaw komentarz