22 listopada 2024
trybunna-logo

Świątek na tronie w podwójnej koronie

Iga Świątek umacnia swoje panowanie w kobiecym tenisie. W ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Miami 20-letnia Polka wyeliminowała dwukrotną mistrzynię Wimbledonu Czeszkę Petrę Kvitovą, pokonując ją 6:3, 6:3. Było to już 15. z rzędu w tym roku zwycięstwo nowej liderki rankingu WTA.

Czeska tenisistka to znacząca postać w kobiecym tenisie. Oprócz dwóch zwycięstw na trawiastych kortach Wimbledonu (2011 i 2014) ma jeszcze na koncie triumf w WTA Finals 2011, pięć zwycięstw z reprezentacją Czech w Pucharze Federacji i brązowy medal igrzysk olimpijskich 2016 roku w Rio de Janeiro. W rankingu WTA Kvitova najwyżej była na drugiej pozycji, obecnie jest 32. Ta znakomita leworęczna zawodniczka ma obecnie 32 lata, lecz wciąż jeszcze potrafi na korcie złoić skórę młodszym rywalkom, chociaż po pamiętnym ataku nożownika w grudniu 2016 roku nie odzyskała pełnej sprawności w lewej ręce. Świątek przed ćwierćfinałowym starciem w Miami Open 2022 nie miała okazji zmierzyć się z Kvitovą. Kolejna wielka mistrzyni z pokolenia Agnieszki Radwańskiej stanęła więc na drodze wschodzącej gwiazdy światowego tenisa, bo dzisiaj można już bez cienia przesady mówić tak o młodej Polce, i kolejna, która musiał uznać jej wyższość. W Indian Wells przegrały z Igą Angelique Kerber i Simona Halep, w styczniu w Adelajdzie Wiktoria Azarenka, a teraz porażki po 77 minutach gry doznała Kvitova.
Świątek od początku tego roku nie zwalnia więc tempa. W lutym wygrała turniej WTA 1000 w Dausze. W marcu wygrała turniej WTA 1000 w Indian Wells, a w tych dniach doszła już do półfinału kolejnego „tysięcznika”, Miami Open. Nie przegrała od 16 lutego, od trzysetowego dreszczowca zakończonego tie-breakiem z Jeleną Ostapenko w Dubaju. Między 22 lutego a 30 marca Iga zatem wygrała 15 kolejnych meczów, czyli w ciągu 36 dni wychodziła na kort średnio co 2,5 dnia. W tych 15 kolejnych, wygranych meczach Iga spędziła na kortach w sumie 22,5 godziny. Jeśli dodamy do tego podróże, zmiany stref czasowych, treningi na korcie i w siłowni, to trudno nie zastanawiać się, jak ona wytrzymuje te obciążenia.
Tymczasem ona nie tylko wytrzymuje, ale odnosi przy tym naprawdę spektakularne sukcesy. Pokonując Kvitovą w ćwierćfinale Miami Open zaliczyła 11. w karierze występ w tej fazie turniejów najwyższej rangi. Przegrała tylko jeden z nich, z Greczynką Marią Sakkari w ubiegłorocznym French Open, w którym broniła tytułu z 2020 roku. Osiągnąć w wieku 20 lat bilans 10-1 w ćwierćfinałach wielkich imprez to wyczyn nietuzinkowy. A w tym roku ma już ćwierćfinałów na koncie pięć – po Adelajdzie (tam skończyła występy na półfinale), Australian Open (też doszła do półfinału), Dausze (wygrała turniej) i Indian Wells (wygrała turniej). Pierwszy kwartał 2022 roku kończy więc z dwoma zwycięstwami w turniejach rangi WTA 1000 i co trzema półfinałami. Te liczby nie mogą kłamać. W tej chwili Iga Świątek rzeczywiście i bezdyskusyjnie jest najlepszą tenisistką na świecie nie tylko dlatego, że jest liderką obu singlowych rankingów – WTA Tour i WTA Race. W nocy z czwartku na piątek czasu polskiego w półfinale na drodze Świątek stanie Jessica Pegula (WTA 21). Amerykanka miała dużo szczęścia w dwóch poprzednich pojedynkach, bo w 1/8 finału wygrała po kreczu z Ukrainką Anheliną Kalininą, a w 1/4 finału, także po kreczu rywali, z Hiszpanką Paulą Badosą. W drugiej parze zmierzyły się Szwajcarka Belinda Bencic i Japonka Naomi Osaka.
Impet, z jakim Świątek wdarła się na szczyt hierarchii w kobiecym tenisie, dla wielu osób w tym środowisku wciąż jest gigantycznym zaskoczeniem. Na przykład dla legendarnej szwajcarskiej tenisistki czeskiego pochodzenia Martiny Hingis, która nie wróży Polce długiego panowania. „Wątpię, czy Iga zdoła utrzymać się na szczycie rankingu WTA przez kilka lat” – oceniła Hingis, która sama była numerem 1 w rankingu przez 209 tygodni, ale wchodziła i spadała ze szczytu aż pięciokrotnie, ustępując miejsca Amerykance Lindsay Davenport. Hingis ma prawo do takiej oceny, bo wejść na szczyt tenisowej hierarchii jest dużo łatwiej, niż się na tym szczycie utrzymać. Wystarczy spojrzeć w historię zestawienia, którego pierwsze notowanie miało miejsce 3 listopada 1975 roku. Od tego czasu tylko sześć zawodniczek było „jedynkami” wystarczająco wiele tygodni, by choćby sumarycznie dało się z tego złożyć co najmniej trzy lata. To Niemka Steffi Graf (377 tygodni), Czeszka Martina Navratilova (332), Amerykanki Serena Williams (319) i Chris Evert (260), wspomniana Hingis (209) oraz Serbka Monica Seles (178). Do takiej liczby mogła się zbliżyć ostatnia liderka światowej listy Ashleigh Barty, która przewodziła w sumie przez 120 tygodni, w tym przez 113 z rzędu, jednak jak wiadomo Australijka zdecydowała się zakończyć tenisową karierę, co otworzyło drogę na szczy właśnie drugiej w zestawieniu Idze Świątek. Samo w sobie jest to już wielkie osiągnięcie. Dłużej nieprzerwanie rankingowi WTA przewodziły tylko Graf z Williams (po 186 tygodni) oraz Navratilova (156). Tyle samo, bo 113, udało się Evert. Oczywiście zdarzało się, że okresy dominacji jednej zawodniczki na krótko przerywała inna. Tak było już na samym początku, gdy 25 i kolejne 113 tygodni dominacji Evert przedzieliły dwa tygodnie panowania Australijki Evonne Goolagong. Podobnie było też w latach 2010-12, gdy pomiędzy dominację Caroline Wozniacki na jeden tydzień przerwała Belgijka Kim Clijsters. Historia rankingu WTA obfituje również w okresy, w których dwie-trzy zawodniczki dominowały przez dłuższy czas światową czołówkę i wymieniały się na czele. Tak było z Evert i Navratilovą w latach 1976-1987 czy Graf i Seles w latach 1991-1997.
Martina Hingis ma prawo sądzić, że Świątek nie uda się zdominować światowego tenisa. W obecnej czołówce rankingu WTA do ery Barty nie było zawodniczek zdolnych „zabetonować” Top 10 zestawienia tak trwale, jak ma to miejsce w męskim rankingu, czy jak bywało w rankingu WTA w epoce wielkich mistrzyń. Dowodzą tego fakty – od chwili objęcia tronu przez Świątek na czele rankingu WTA było 27 zawodniczek. Aż sześć nowych nazwisk na liście dotychczasowych liderek pojawiło się między wrześniem 2016 roku a czerwcem 2019. To Angelique Kerber, Karolina Pliskova, Garbine Muguruza, Simona Halep, Naomi Osaka i wreszcie Ashleigh Barty. Do zabetonowania przez tę ostatnią pierwszej pozycji rotacja na niej dokonała się aż czternaście razy w ciągu raptem niecałych trzech lat. Oprócz wspomnianej szóstki, na krótko na pozycję liderki wracały też jeszcze Serena Williams i Caroline Wozniacki. Nigdy wcześniej tak duża liczba zawodniczek nie obejmowała pierwszeństwa w tak krótkim czasie. Miejmy jednak nadzieję, że nasza tenisistka nie okaże się gwiazdką jednego sezonu, tylko stanie się filarem nowego pokolenia wielkich tenisowych postaci, na miarę Graf, Navratilovej, sióstr Williams czy Hingis.

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

ZAKSA rozbiła Jastrzębski Węgiel w Lidze Mistrzów